poniedziałek, 5 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 20


Mariusz
Święta spędzam w miłej atmosferze. Rodzice nie pytają bez przerwy o Paulinę, za to Arek ciągle męczy mnie pytaniami o Lilkę. Chciałbym mu na nie odpowiedzieć, ale dziewczyna nie odbiera moich telefonów, co zresztą rozumiem, bo sama wspomniała, że u jej rodziców będzie mnóstwo ludzi i pewnie po prostu nie ma czasu na rozmowy. Nie ukrywam, że to dla mnie ciężkie, bo wystarczająco tęsknię za jej obecnością, a nawet nie mogę usłyszeć jej głosu. Dochodzę jednak do wniosku, że taka chwila odpoczynku zrobi nam jeszcze lepiej i tylko ta myśl powstrzymuje mnie przed wyruszeniem do Warszawy.
            W Poniedziałek Wielkanocny rano jestem już w Bełchatowie. Lilka dalej nie daje znaku życia, a ja chodzę zaniepokojony po mieszkaniu, bezustannie próbując się do niej dodzwonić. Kilka razy wyłączam się równocześnie z sekretarką, ale wreszcie pozostawiam jej krótką wiadomość, że bardzo się martwię i proszę, żeby jak najszybciej się odezwała. Dodaję na końcu, że bardzo ją kocham. Moje skołatane nerwy uspokajają się trochę, gdy słyszę dźwięk wiadomości, lecz gdy odczytuję jej treść, zupełnie nic nie rozumiem. Mam wrażenie, że serce dudni w mojej klatce piersiowej sto razy szybciej niż zazwyczaj, w gardle odczuwam jakąś nieprzyjemną gulę i nie umiem złapać oddechu. Chcę po raz kolejny wykręcić numer Ostrowskiej, ale słyszę dzwonek do drzwi.
            - Co to za głupie żarty? - pytam ze srogą miną, zanim spoglądam na osobę stojącą przed progiem. Zamiast Liliany, widzę Rafała, którego mimika powoduje, że wszystkie wcześniejsze symptomy nabierają na sile.
            - Mogę? - Makowski nie czeka nawet na odpowiedź, po prostu mija mnie w drzwiach i kieruje się do salonu. Siada na kanapie i bawi się swoimi palcami, jakby nie do końca był pewny, co ma zrobić. Nagle wyciąga z kieszeni pęk kluczy z breloczkiem w kształcie piłki. Już z daleka rozpoznaję, że taką przywieszkę można dostać w klubowym sklepiku, lecz gdy kładzie je przede mną, rozpoznaję ten komplet. Dałem go Lilce w dzień przeprowadzki do mnie, żeby nie była uzależniona od mojej obecności.
            - Skąd to masz?
            Nie silę się nawet na przyjemny ton. Znam Makowskiego na tyle, żeby wiedzieć, że nie jest dobrze. W jego oczach maluje się poczucie winy, strach, niepewność. Boję się tego, co za chwilę usłyszę, a mimo to poganiam go spojrzeniem.
            - Lilka mi to dała i prosiła, żebym ci oddał. Maniek... - zaczyna, starając się położyć rękę na moim ramieniu, ale go odpycham.
            - Ty jej kazałeś mnie zostawić? - warczę. - Zawsze byłeś przeciwny naszemu związkowi, ale nie rozumiesz, że ja byłem szczęśliwy? I że ona chyba też?! - krzyczę. - Było nam razem dobrze! Nareszcie poczułem się przez kogoś kochany i dla kogoś najważniejszy! Zapomniałem o tym, jak źle mi było bez Pauliny, bo zdołałem kogoś pokochać! A ty to ot tak zniszczyłeś?!
            Zaciskam mocno szczęki, żeby się nie rozpłakać, ale Rafał i tak zauważa łzy w moich oczach. Czeka, żeby się upewnić, że już nie będę wrzeszczał i kontynuuje spokojnym tonem:
            - Nie kazałem Lilce cię zostawić. Ona sama podjęła taką decyzję. Powiedziała, że zostawiła dla ciebie list w szufladzie biurka, a w nim wszystko ci wyjaśnia. Nie mogłem jej tutaj zatrzymać, mogłem tylko jej wysłuchać i zaakceptować jej decyzję. Jestem waszym wspólnym przyjacielem, mam na względzie dobro każdego z was. Lilka uznała, że tak będzie lepiej, a ja po części się z nią zgadzam. Przeczytasz wiadomość, którą dla ciebie zostawiła? - pyta. Kiwam głową z zamkniętymi oczami. Nie mam siły patrzeć na Makowskiego, nie mam siły udawać, że wszystko jest w porządku. - Zostać z tobą, kiedy będziesz to robił? - Zaprzeczam ruchem głowy. Słyszę, że Rafał podnosi się z kanapy i przemieszcza po salonie. Klepie mnie po plecach dla dodania otuchy i mówi: - Jeśli będziesz chciał pogadać, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
            Czekam, aż usłyszę trzask zamykanych drzwi i dopiero wtedy otwieram oczy. Zostałem sam. Pierwszy raz od dłuższego czasu jestem sam w tym mieszkaniu i nie odczuwam przyjemnego podniecenia na myśl, że zaraz wróci Lilka i będę mógł ją przytulić, bo wiem, że ona nie wróci. Jak w amoku docieram do pokoju, w którym początkowo mieszkała Ostrowska i otwieram szufladę w biurku. Widzę tam tylko jedną rzecz: białą kartkę A4, zgiętą na pół. Drżącymi rękoma wyciągam ją i siadam na łóżku, żeby przeczytać:
            „Drogi Mariuszu!
Jestem tchórzem, bo nie byłam w stanie powiedzieć Ci tego w twarz. Zrozumiem, jeśli nigdy mi tego nie wybaczysz, ale po prostu nie potrafiłam inaczej. Nie mogłabym znieść widoku Twoich smutnych oczu, gdy oznajmiałabym Ci swoje zamiary, moje serce pękłoby na milion maleńkich kawałeczków, po raz kolejny… Tym razem mogłabym tego nie wytrzymać.
Kiedy piszę ten list, siedzę w Twoim salonie, a za ścianą śpisz Ty, niczego nieświadomy, sądzący, że następnego dnia wyjadę tylko na kilka dni. Ale nasze jutrzejsze pożegnanie będzie prawdopodobnie naszym ostatnim pożegnaniem, jakkolwiek irracjonalnie to brzmi. Wiem, że tak jak ja nie postępuje nikt, kto kocha, a przecież dziś wyznając ci uczucia, nie kłamałam, lecz sądzę, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Nie wrócę do Bełchatowa, nie wrócę do Ciebie. Nawet nie wiesz, jak wiele kosztuje mnie ta decyzja. Pisząc to wszystko, zalewam się łzami, a moje serce łamie się na pół, ale po prostu są ludzie, którzy dużo bardziej zasługują na Twoją miłość. Ponad wszystko pragnę, żebyś był szczęśliwy, Mariuszu. A Twoje szczęście jest przy Arku, przy Twoim ukochanym synu, który jak niczego innego pragnie Twojego powrotu do domu, Twojej obecności przy każdym posiłku. On pragnie opowiadać Ci o swoim każdym kolejnym dniu, chce wieczorami bawić się z Tobą w super-bohaterów, chce nawet, żebyś „w ten obrzydliwy sposób całował mamę”. To on i Paulina są Twoją rodziną, nie ja. Prędzej czy później żałowałbyś związku ze mną, a to zniszczyłoby nas oboje.
Spotkaliśmy się w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu, temu nie zaprzeczę. Dałeś mi siłę do tego, żebym podniosła się z kolan. Dzięki Tobie zyskałam nowy sens życia i wiarę w to, że jeszcze mam po co żyć. Wiem jednak, że ten stan rzeczy nie może trwać wiecznie. Nasze drogi właśnie się rozchodzą. Nadszedł czas, byś wrócił do swojej prawdziwej rodziny, bardziej świadom tego, ile ona dla Ciebie znaczy i jak ogromną wartość sobą reprezentuje. Czas, byś wrócił do Pauliny i to ją codziennie obdarzał czułymi pocałunkami, szeptał jej do ucha czułe: „Kocham cię”, a wieczorami godzinami rozmawiał z nią o czekającej na Was przyszłości. To z nią pojedziesz na wymarzone wakacje, to jej poświęcisz pół roku urlopu. Odbudujecie Wasze relacje, będziecie na powrót szczęśliwym małżeństwem ze ślicznym blondwłosym synkiem, a potem urodzi Wam się córka, którą możecie nazwać Liliana, może będzie lepszym człowiekiem niż jej pierwowzór. Rafał pewnie za jakiś czas powie Ci, gdzie mnie wyniosło, lecz Ty nawet nie próbuj mnie szukać. Mogę Ci obiecać, że nie zaprzepaszczę tego, co od Ciebie otrzymałam, nie pozwolę odebrać sobie szansy na normalne życie. Dzięki Tobie uwierzyłam, że życie może obdarzyć mnie czymś dobrym. Byłeś, i pewnie jeszcze długo będziesz, moim światełkiem w tunelu, nadzieją. Będę śledzić Twoje poczynania na boisku, wpisy do fanów, będę pytać Rafała, czy robisz to, co przewidziałam. Będę Ci życzyć jak najlepiej, bo pragnę niczego innego jak Twojego szczęścia. Przecież jeśli się kogoś kocha, pozwala mu się odejść. Tak jest właśnie z nami. Musimy się rozstać, żeby nie krzywdzić innych. Serce w końcu kiedyś przestanie boleć, a jeśli będzie dane nam spotkać się ponownie, chciałabym, żebyśmy potrafili spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć, że nie żałujemy tych kilku wspólnych miesięcy.
Wybacz mi, proszę, wszystko, co uczyniłam. Całe zło, które na Ciebie sprowadziłam, każdą chwilę niepotrzebnego cierpienia. A dla swojej żony bądź tak wspaniały, jak byłeś dla mnie, przecież to jej ślubowałeś, nie mnie. Mówiąc, że cię kocham, nie kłamałam. Nie myśl tak nawet przez chwilę, bo to najstraszniejsze, co możesz mi uczynić. Chciałabym pozostać w Twoich myślach, jako Lilka, którą bezwarunkowo pokochałeś za to, jaka jest.
Twoja ukochana, Lilka.”
Już po dwóch pierwszych słowach po moich policzkach płynie potok łez, a z każdą kolejną linijką nie jestem w stanie ich powstrzymać. Staram się tylko nie zmoczyć papieru, żeby ostatnie, co mi pozostało po Lilce, nie uległo zniszczeniu. Czytam list wiele razy, próbując znaleźć w nim jakiś ukryty sens. Może motyw, który popchnął Lilkę do takiej decyzji, a może jakąś zaszyfrowaną wiadomość, gdzie mogę ją znaleźć, żeby pokazać jej, że nie mogę bez niej żyć. Nic z tego. Słońce powoli chowa się za horyzontem, mój brzuch głośno domaga się czegoś pożywnego, a ja siedzę z podkulonymi nogami na łóżku w pokoju gościnnym i wpatruję się w zwykłą kartkę, która zniszczyła mój dotychczasowy świat. Nie wiem, jakim cudem mam siłę podnieść się z miejsca i obejrzeć dokładnie każde miejsce w pokoju, w poszukiwaniach śladu obecności Lilki. Nie zostawiła po sobie nic, oprócz jednej rzeczy, którą znajduję za szafą. Musiała tam wpaść przypadkiem, a Lilka jej nie zauważyła. Wyciągam materiał powoli, żeby go nie uszkodzić o wystający gwóźdź. Dopiero wtedy dociera do mnie, co to jest. Delikatnie przejeżdżam palcem po wzrokach na sylwestrowej sukience Lilki, biorę jej list i idę do sypialni, gdzie poduszka dalej jest przesiąknięta jej zapachem.
 Śpię krótko, z długimi przerwami na rozmyślanie. Większość nocy spędzam wpatrzony w sufit, ignorując przychodzące rozmowy i wiadomości. Może gdybym nie ustawił innego dźwięku dzwonka specjalnie dla Lilki, podniósłbym się i chociaż sprawdził, kto do mnie dzwoni? A może nie... Może wiedziałbym, że to nie ma sensu. Przecież wiem, że Lilka podjęła decyzję i jej nie zmieni. Kocham ją za to, że jest taka zdecydowana, a zarazem krucha i dobra. Nigdy w moim mniemaniu nie była zła, choć tak siebie postrzega. Im bardziej ją poznawałem, tym więcej dobra w niej dostrzegałem.
Chcę jej poszukać, więc nad ranem zwlekam się z łóżka. Staję przed lustrem i widzę starego Mariusza, którego znam już z czasu rozstania z Pauliną. W moich oczach nie ma radosnego błysku, nie uśmiecham się szeroko, a sińce pod oczami zdradzają moją nieprzespaną noc. Nie zwracam jednak na to uwagi, ubieram się szybko i wychodzę. Drogę do mieszkania Makowskiego pokonuję w kilka minut, a on chyba się mnie spodziewał, bo otwiera mi po sekundzie.
            - Powiedz mi, gdzie pojechała - oznajmiam bez przywitania. Wiem, że ma na końcu języka jakąś odpowiedź, która dałaby mi do myślenia, ale spoglądam na niego takim zrozpaczonym wzorkiem, że sobie odpuszcza. - Proszę cię, Rafał, powiedz mi, gdzie ona jest.
            - Daleko, Maniek - odpowiada zdawkowo.
            - Warszawa nie jest na końcu świata! Będę tam w dwie godziny, tylko podaj mi adres!
            Makowski toczy walkę ze sobą, widzę to po jego minie. Jeszcze kilka razy powtarzam moją prośbę, aż w końcu go przełamuję.
            - Pojechała razem z kuzynką na misję do Sudanu.
            Odwracam się na pięcie i wychodzę. Słyszę, że Rafał krzyczy za mną, ale nie fatyguje się, żeby za mną pobiec i bardzo dobrze. Chcę pobyć sam ze swoimi myślami. Idę do parku, by usiąść na ławce, gdzie tak naprawdę wszystko się zaczęło. Nie interesują mnie ludzie, którzy mnie mijają i widzą załamanego Mariusza Wlazłego z twarzą w ukrytą w dłoniach. Niech myślą, co chcą, jest mi to wszystko obojętne. Dopiero obecność kogoś obok mnie powoduje, że podnoszę wzrok. Winiarski siedzi rozparty na ławce i wpatruje się we mnie z troską wymalowaną na twarzy.
            - Skąd wiedziałeś, że tu będę? - chrypię.
            - Przecież cię znam - odpowiada z delikatnym uśmiechem. - Rafał mi wszystko opowiedział. Tak mi przykro, Maniek. Wiesz, że Lilka zrobiła to dla ciebie... Doceń to. Nie każdy byłby w stanie tak się poświęcić dla dobra drugiej osoby.
            - Kocham ją, Winiar. Jak mam być jej wdzięczny za to, że mnie zostawiła?
            Michał wzdycha ciężko. On też nie wie, co powiedzieć. Nie ma słów, które mogłyby uleczyć moje zranione serce.
            - Pamiętaj, że są osoby, które będą cię wspierały. To będzie dla ciebie trudne, ale masz przyjaciół, którzy na pewno ci pomogą i znajdą dobry sposób na pocieszenie cię - stwierdza, kładąc mi dłoń na ramieniu.
            - Nie, Michał. Muszę sobie poradzić z tym sam. - Strącam jego dłoń, ale on i tak nie odpuszcza. Prawą ręką wykonuje jakiś dziwny ruch, a gdy obracam się w tamtą stronę, widzę stojącą nieopodal Dagmarę, obok niej Oliwiera. Chłopiec z kolei trzyma za rączkę Arka, a widząc znak ojca, puszcza mojego syna. Arek biegnie do mnie szybko i rzuca mi się na szyje, wtulając mocno we mnie.
            - Cześć, tatuś. Wujek i ciocia mówili, że będę ci dzisiaj potrzebny. Co się stało? - pyta, gładząc wewnętrzną częścią dłoni moje policzki, po których spływają łzy. - Tato, nie bądź smutny, bo ja też będę płakał. A gdzie Lilka?
            - Lilki nie ma, kochanie - odpowiadam, przytulając synka mocno do swojej klatki piersiowej. - Lilki nie ma i nie będzie.
            Nie liczy się dla mnie temperatura, okolica czy szepty ludzi wokół. Siedzę przytulony do Arka i ani myślę się ruszać. Winiarscy bawią się gdzieś za nami, a my pocieszamy siebie nawzajem, choć chłopczyk nawet nie wie, co się konkretnie stało. Jemu zniknięcie Liliany też złamało serduszko, którym pokochał ją jak najprawdziwszą ciocię. Dopiero późnym wieczorem Michał odwozi mnie do mieszkania i zostawia rzeczy dla Arka. Dziwi mnie, że Paulina bezproblemowo zgodziła się na wyjazd chłopca, ale w tej chwili nie mam ochoty jej nawet dziękować. Chcę tylko leżeć ze swoim synkiem na łóżku i starać się posklejać w jedność to, co jeszcze z mojego serca pozostało.

Liliana
Wtorkowy poranek należy do jednych z najgorszych w ostatnim czasie, z informacji od Rafała wiem, że Mariusz już wrócił, a moja nieobecność mocno na niego zadziałała. Makowski stwierdza, że się o niego martwi. Ja za to mówię mu o wyjeździe do Sudanu. Mocno dziwi go ten pomysł, ale nie próbuje wybić mi go z głowy. Wie, że to jedyna możliwość, żebym jakoś się pozbierała. Gdy patrzę w lustro, mam przed oczami swoje zapłakane oblicze, które nawet w jednym procencie nie przypomina tej dziewczyny, która jeszcze kilka dni temu biegała po mieszkaniu siatkarza i cieszyła się życiem w najlepsze. Moje serce boli dokładnie tak samo jak w październiku 2010r., jest dokładnie tak samo złamane, i znów wyłącznie z mojej winy. Mam wrodzony gen zabijania wszystkiego, co w moim życiu dobre. Ale co miałam zrobić? Pozwolić Mariuszowi na niszczenie życia swojej rodzinie? Nie mogłam, po prostu nie mogłam niszczyć życia tak wielu osobom. Arka pokochałam równie mocno co jego ojca, nie byłabym w stanie znieść smutku tego małego niczemu nie winnego chłopca, którego jedynym marzeniem jest pełna rodzina.
Wiem, że Mariusz zrozumie moją decyzję i sam dojdzie kiedyś do wniosku, że miałam rację, w głębi serca będzie mi dziękował, że zatrzymałam to w odpowiednim momencie. Rozumiem też Paulinę, która w słusznej sprawie walczyła o szczęście swoje i syna. W pewnym sensie jestem jej wdzięczna, wdzięczna za to, że na tych kilka miesięcy zostawiła Mariusza i pozwoliła mi go pokochać, a jemu odwzajemnić to uczucie. To był najpiękniejszy okres w moim życiu, bez Mariusza nigdy bym się nie podniosła, nigdy nie spróbowałabym żyć na nowo. Gdyby nie wyczyny jego żony nawet by na mnie nie spojrzał. Wlazły był moją prywatną terapią, żaden psycholog i żadna rozmowa nie pomagały mi tak bardzo jak jeden uśmiech czy pocałunek siatkarza. Już samo wspomnienie tego wszystkiego rozlewa przyjemne ciepło w moim sercu. Mariusz był dla mnie czymś więcej niż miłością, był aniołem zesłanym mi prosto z nieba, a przecież wszystkie anioły znikają, gdy już wypełnią swoją misję. Dlatego dobro, które od niego otrzymałam, chcę teraz przekazać innym. Czuję, że wyjazd do Afryki mi w tym pomoże.
Zanim jednak to zrobię, chcę po raz ostatni go zobaczyć, po raz ostatni podziwiać jego ataki, zagrywki, bloki i uśmiech. Los jest dla mnie łaskawy, bo dzień przed moim wyjazdem na misję Skra gra swój prawdopodobnie ostatni mecz w sezonie z Warszawą. Kupuję bilety na miejsca w sektorze najbardziej oddalonym od boiska, na ostatnich miejscach. Jednocześnie proszę Rafała, żeby również przyjechał na ten mecz, chcę mieć kogoś obok siebie, a także się z nim pożegnać. Wyjazd na kilkanaście miesięcy wymaga odwagi, ale ja dzięki pewnej osobie mam jej wystarczająco dużo. Chcę pomagać innym ludziom, chcę czuć się potrzebna.
Siedzę na podłodze w salonie i zwyczajnie w świecie płaczę, płaczę jak małe dziecko. Nie jestem w stanie tego wszystkiego znieść, nie widziałam Mariusza kilkanaście dni, a moje serce krwawi bardziej z każdą minutą. Mam ochotę wszystko zniszczyć, łącznie ze sobą, szklanki lecą mi z rąk, a gdy zastanawiam się, co założyć na mecz, mam przed oczami Wlazłego, który kilka razy pomagał mi w doborze garderoby na mecz i zawsze wtedy dawał mi swoją własną koszulkę, bo stwierdzał, że w tym jestem najpiękniejsza. Tym razem nie założę koszulki z numerkiem dwa, i to nie dlatego że boję się reakcji kibiców Politechniki, najzwyczajniej w świecie jej nie mam i nie mam już prawa jej nosić.
Rafał patrzy na mnie z politowaniem, ale nic nie mówi. Sam fakt, że mam nosie okulary przeciwsłoneczne, a na ulicach nadal leży śnieg, mówi za siebie. Siadamy na swoich miejscach, a ja opieram głowę o jego ramię i głośno wzdycham.
- Jak on sobie radzi? – pytam, obserwując rozgrzewającego się Mariusza, który wygląda na zdenerwowanego, zmobilizowanego i smutnego zarazem.
- Z każdym dniem lepiej, ale jest naprawdę zdruzgotany. Podobnie jak ty, ale on ma Arka, a ty? Co ty masz? – zastanawia się smutno.
- On i Arek są najważniejsi. – Uśmiecham się, widząc, jak mały trzylatek siedząc na kolanach mamy macha do taty i przesyła mu całusa w powietrzu. – I co? Miałam mu to odebrać? Miałam odebrać Arkowi prawdziwą rodzinę? Może jestem złym człowiekiem, ale nie aż tak. Może zabiłam własnego narzeczonego, może byłam z żonatym mężczyzną, ale nie jestem aż tak bezczelna, żeby odebrać dziecku rodzinę – krzyczę płaczliwie, niepotrzebnie zwracając na siebie uwagę.
- Już, spokojnie, Lil, wszystko się kiedyś ułoży – szepcze, przytulając mnie do siebie.
Przez całe spotkanie obserwuję wyłącznie Mariusza, cała reszta nie ma dla mnie znaczenia. Wynik, akcje, kibice, to jest tylko zbędnym dodatkiem. Równie dobrze Wlazły mógłby stać sam na środku boiska, a ja zachowywałabym się tak samo. Skra przegrywa pierwsze dwa sety, ale doprowadza do tie-breaka, co mnie cieszy, bo mogę dłużej wpatrywać się w gracza z numerem dwa. W ostatnim secie Skra początkowo przegrywa, ale chłopcy dzielnie walczą i ostatecznie Mariusz kończy cały sezon swoim atakiem ze swojej pozycji. Drużyna z Bełchatowa zdobywa piąte miejsce, może nie jest to szczyt ich marzeń, ale mimo wszystko się cieszą. Aleks rozdaje swój meczowy strój nastoletnim fankom, Winiarski udziela wywiadu, reszta drużyny idzie do klubu kibica. Mariusz najpierw rozmawia z dziennikarzem, a potem podchodzi do swojej jedynej, prawdziwej rodziny. Arek od razu wpada w jego ramiona i dźwięcznie się śmieje, robię wszystko, żeby tylko się nie rozpłakać. Przecież właśnie tego chciałam, szczęśliwego Arka. Wlazły jednak zachowuje dystans wobec swojej żony, lecz mam nadzieję, że to niedługo się zmieni.
- Zajmij się tym – mówię do Rafała, wskazując na Paulinę. – Niech do niej wróci, mają być szczęśliwi.
- Dobrze, ale, Lilka, zrozum, że to nie jest dla niego proste.
- A myślisz, że dla mnie jest? – pytam, znów podnosząc głos.
- Opanuj się. Chodź, wracamy do domu, jutro rano wylatujesz. – Przytula mnie, a potem chwyta za rękę i prowadzi w stronę wyjścia.
Przeciskamy się przez tłum, chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce, jednak Rafałowi nagle zachciewa się iść do toalety. Czekam na niego ze szczelnie zakrytą twarzą, żeby nikt przypadkiem mnie nie rozpoznał. Po chwili zauważam Mariusza, który wychodzi na konferencję prasową. Nasze spojrzenia przez chwilę się krzyżują, zagryzam dolną wargę, chcę odwrócić wzrok, ale nie potrafię, chcę do niego podbiec i go pocałować, ale wiem, że nie mogę. On pierwszy kręci przecząco głową, macha lekceważąco ręką i wchodzi do pomieszczenia, w którym czekają dziennikarze. Na pytanie wracającego Rafała, czy coś się stało, nie jestem w stanie odpowiedzieć nawet mruknięciem. Odwozi mnie do domu, ale sam zaraz chce uciekać.
- Marianna czeka w domu z kolacją? – pytam ironicznie, ale nie zjadliwie. Kiwa nieśmiało głową. – Leć – rozkazuję. – Ja i tak muszę jeszcze coś załatwić. Bądź dla niej dobry, ze ślubem poczekajcie do mojego powrotu. I proszę, opiekuj się Mariuszem. Chcę wiedzieć, że sobie poradzi.
- Dobrze, Liluś, wszystko będzie tak, jak sobie życzysz. Uważaj tam na siebie, przysyłaj jakieś informacje, jeśli tylko będziesz mogła i wróć, proszę. Wróć cała i zdrowa. Obiecujesz? – pyta płaczliwie.
- Obiecuję – odpowiadam i przytakuję głową. W odpowiedzi Rafał bardzo mocno mnie przytula. Trwamy w tym uścisku przez kilka minut, a on zaraz potem opuszcza stolicę, by wrócić do Bełchatowa i wieść tam szczęśliwe życie właściciela baru.
A ja? Ja nawet się nie rozbieram, od razu zamykam drzwi i idę na cmentarz. Chcę przed wyjazdem do Sudanu prosić Filipa o opiekę, nade mną, nad Rafałem, nad Mariuszem, nad wszystkimi ważnymi osobami. Potrzebuję poczuć jego bliskość, nawet w taki sposób. Wieczorny cmentarz może być przerażający, ale nie wtedy gdy wcześniej spędzało się tu całe dnie i każdy jego zakamarek zna się na pamięć. Przy grobie siedzę kilkanaście minut, a potem wstaję i wracam do swojego warszawskiego mieszkania.
Prawie całą noc przewracam się z boku na bok. Boję się, to oczywiste, ale jednocześnie wiem, że tylko tak mogę się od tego wszystkiego uwolnić. Tylko gdzieś na końcu świata nie będzie mną władała chęć wyjazdu do Bełchatowa czy chociażby zadzwonienia do Mariusza. Tylko zatapiając się w problemach innych, zapomnę o własnych. Wstaję o czwartej rano, by zdążyć na samolot i wyruszyć w długą podróż do Sudanu. Na lotnisku spotykam się z resztą misji, która jest niesamowicie szczęśliwa, że w ostatniej chwili udało się znaleźć jeszcze jednego dobrego człowieka. Uśmiecham się sztucznie na to stwierdzenie. Nie jestem dobrym człowiekiem, a gdyby znali prawdziwą motywację tego wyjazdu, wypędziliby mnie z samolotu. Na szczęście nic o mnie nie wiedzą i nie znają pobudek mną kierujących. Mogę tak po prostu siedzieć w samolocie lecącym do miejsca mojego nowego przeznaczenia i obserwować chmury, które są dla mnie w tej chwili jak marzenia, które zostawiłam w Polsce, a które nigdy nie były tak naprawdę możliwe do spełnienia.

Mariusz
Nic nie jest dla mnie łatwe. Borykam się z tęsknotą, żalem i miłością, a nigdzie nie potrafię znaleźć ukojenia. Nie przychodzę do baru Rafała, żeby wypić drinka, na treningach jestem nieobecny duchem, ale ciałem staram się wszystko rekompensować. W pewien sposób mi się to udaje, bo nikt nie narzeka, a przecież wszyscy widzą, że znów nie jest ze mną dobrze. Znowu opuściła mnie osoba, której oddałem swoje serce.
- To wszystko moja wina - mówię do Winiarskich, kiedy idziemy do mojego mieszkania. - Jestem zły, nie zasługuję na nikogo i nikt nie może być ze mną na dłużej. Może gdybym nie był sobą, mógłbym wreszcie być szczęśliwy.
- Nie jesteś zły, Maniek - protestuje Dagmara. - Jesteś jednym z najlepszych ludzi, jakich znam. Masz anielską cierpliwość, chcesz wszystkim pomagać, a Lilka dzięki tobie znowu nauczyła się żyć. Ofiarowałeś jej mnóstwo dobra, które masz zaklęte gdzieś tam, w sercu.
            Naprawdę chcę jej uwierzyć, nie zrzucać całego poczucia winy na siebie, ale nie potrafię. Może poszłoby mi to lepiej, gdybym mógł zamknąć się w swoich czterech ścianach i poradzić sobie ze stratą po swojemu - zalewając smutki alkoholem, oglądając zdjęcia, wpatrując się w sylwestrową sukienkę Lilki. Wszystko, prócz upijania się, wykonuję w nocy, gdy nikt mnie nie kontroluje. W dzień ciągle jest ze mną Michał, Dagmara, Rafał, czasem nawet Paulina. Nie odstrasza jej mój dystans, niechęć rozmowy. Potrafi całe popołudnie siedzieć w moim mieszkaniu, wynajdując sobie coraz to nowsze zajęcia. Raz prasuje wszystkie ubrania, czasem przywozi coś z domu, zdarza jej się gotować, przygotowywać projekty do pracy. Nie odzywamy się do siebie ani słowem. Prawdę mówiąc to ja się nie odzywam, a ona udaje, że tego nie zauważa i opowiada mi o Arku, o naszym psie, o ogródku i innych rzeczach, które powinny być dla mnie ważne, a nie są. Ożywiam się tylko kiedy wspomina o naszym synku, którego pozwala mi widywać zadziwiająco często.
            Jedziemy na mecz do Warszawy z nastawieniem na wygraną. A raczej moi towarzysze jadą z takim nastawieniem, bo ja po raz pierwszy nie marzę o zakończeniu sezonu. Mam świadomość tego, że gdy przestaniemy grać, będę spędzał całe dnie w Bełchatowie, czasem w Wieluniu, i zadręczał się myślami o Lilce. Przez większość czasu marzę o tym, żeby wysłała mi choć krótką wiadomość, że żyje i ma się dobrze, ale czasem cieszę się, że nawet się nie odzywa. Wtedy żyłbym nadzieją, teraz zwyczajnie nie pozostawiła mi żadnych złudzeń, że jeszcze kiedyś do mnie wróci, czy że o mnie myśli.
            To nie tak, że nie wierzę w szczerość jej wyznań. Wierzę, choć znacznie łatwiej byłoby mi, gdybym uznał, że tylko udawała. Ale Lilka, moja Lilka, jest zbyt dobra, żeby bawić się czyimś kosztem. Ona podjęła taką decyzję, a skoro według niej tak będzie lepiej, muszę to zaakceptować.
            Nawrocki pozwala mi zagrać na ataku w meczu z Politechniką, co pozwala mi chociaż na czas spotkania zapomnieć o wszystkich troskach. Przypominam sobie każdy element siatkówki, który tak bardzo kocham. Mocne ataki, trudne zagrywki, szukanie rozwiązań w niedogodnych sytuacjach. Na przyjęciu nie odczuwam takich emocji. Jeszcze bardziej cieszę się, gdy cały mecz kończę atakiem, a my zyskujemy piąte miejsce. To na pewno nie jest szczyt naszych marzeń, ale osiągnęliśmy wszystko, co nam pozostało.
            Początkowo udzielam wywiadu, ale nie potrafię za bardzo skupić się na tym, co mówię. Zrzucam wszystko na barki wygranej i radości, a dziennikarz kiwa głową z uśmiechem. Po kilku minutach jestem już wolny i podbiegam do Pauliny, która stoi z Arkiem przy bandach. Chłopiec od razu pada w moje ramiona, śmieje się głośno i gratuluje nam wygranej, a ja cieszę się razem z nim.
            - Gratuluję - mówi Paulina z nieśmiałym uśmiechem. Przypominają mi się chwile zaraz po naszym poznaniu, kiedy też ją tak onieśmielałem. Przez długi czas o tym nie pamiętałem, teraz powoli wszystkie wspomnienia do mnie wracają. - Zasłużyliście sobie.
            Kiwam głową, ale nic nie odpowiadam. Jeszcze dłuższą chwilę spędzam z Arkiem, który odbija piłki z kilkoma innymi dzieciakami. Wreszcie jestem zmuszony do pójścia na konferencję prasową, zatem kieruję się w stronę odpowiedniego pomieszczenia. Czuję na sobie czyjeś spojrzenie, więc rozglądam się po korytarzu, a moje spojrzenie zatrzymuje się na rudowłosej dziewczynie opartej o ścianę. Nie widzę jej oczu, bo ma na nosie przeciwsłoneczne okulary, ale moje serce przyspiesza, bo łudząco przypomina Lilkę. Stoimy wpatrzeni w siebie dłuższą chwilę, lecz w końcu kręcę przecząco głową, macham ręką i kieruję się na konferencję. To nie mogła być Lilka. Ona nigdy nie pozwoliłaby mi na załamywanie się, odczuwanie tęsknoty i bólu, gdyby była tak blisko, a już na pewno nie powstrzymałaby się przed porozmawianiem ze mną. Skoro faktycznie mnie kocha, nie zraniłaby mnie aż tak bardzo.
            Całą rozmowę z dziennikarzami jestem nieobecny, ale staram się odpowiadać logicznymi zdaniami. Nie wiem, jak mi to idzie, moją głowę zaprząta tylko Liliana. Moje serce dalej krwawi i rozpada się na milion kawałeczków, gdy o niej myślę, ale przecież w swoim liście poprosiła mnie o to, bym nigdy nie zwątpił w jej uczucia, lecz postarał się wrócić do Pauliny i zapewnić Arkowi normalny dom. Jeśli jej poświęcenie tyczyło się tej sprawy, jak mogę to zignorować? Zaraz po zakończeniu konferencji wychodzę z sali, prędko się przebieram i jestem gotowy, żeby wracać do Bełchatowa. Zamiast wpakować się do autokaru Skry, szepczę kilka zdań trenerowi na ucho, a on zgadza się ruchem głowy i pospiesza pozostałych. Ja biegnę na normalny parking i odnajduję samochód mojej żony. Podbiegam do niego w ostatniej chwili, bo już zamierzała odjeżdżać.
            - Coś się stało? - pyta, opuszczając szybę.
            - Nie. - Kręcę głową. - Tak się zastanawiałem... Mogę jechać z wami do Wielunia na kilka dni?
            Arek krzyczy z tyłu głośne „Tak, tato, tak! Mamo, zgódź się!”, więc Paulina nie ma wyboru. Wysiada z auta, otwiera mi bagażnik, a ja pakuję tam swoją torbę. Chwilę dyskutujemy jeszcze, które z nas będzie prowadziło, ale w końcu wygrywa ona, argumentując to moim zmęczeniem. Nie chcę przecież spowodować wypadku. Ta myśl powoduje, że znów przypominam sobie o Lilce. Ostatni raz rozglądam się wokół, jakby chcąc się upewnić, że jej tu na pewno nie ma. Siadam na miejscu pasażera i chwilę przyglądam się Paulinie. Nie mam pewności, że uda nam się naprawić nasze małżeństwo, ale muszę spróbować, żeby poświęcenie Lilki nie poszło na marne.



~*~

Commi: Wybaczcie, że tak uciekłam od swoich blogowych obowiązków, ale hiszpańskie plaże tym razem wygrały. Na szczęście zostawiłam Was w dobrych rękach ;) Cóż, to ostatni rozdział, ale ckliwe pożegnania zostawmy na czas epilogu. Teraz powiem tylko, że to właśnie tak miało być, od początku. I właśnie dlatego moim zdaniem ta historia jest wyjątkowa. Do epilogu, który pojawi się pod koniec sierpnia. :*
Repugnance: Jestem tego samego zdania, co Commi. Od początku tak miało być i właśnie dlatego losy Mańka i Lilki są, naszym zdaniem, wyjątkowe. Dobra, nie kompromituję się i idę płakać w kąt. Do epilogu. :*

25 komentarzy:

  1. Jest mi smutno. Ale podziwiam Lilkę za taką odwagę. Nie każdy byłby w stanie odejść od ukochanej osoby, by ta była szczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwierzcie, że jak mi zakręciła się łza w oku,to jest to totalnie świetne. Nie wiem,co będzie w epilogu,nawet chyba nie liczę na żaden happy end,ale ta historia pokazuje,jak warto poświęcić się dla drugiego człowieka. Lilka nie miała łatwego wyboru, bo to oczywiste, że będzie darzyć Mariusza miłością jeszcze przez wiele dni,jak nie lat. Może to jest właśnie jej największa wygrana? Zrezygnowała,ale powód był jak najbardziej treściwy. Nie wiem,co wydarzy się dalej,nie mniej jednak, ta historia będzie jedną z niewielu, które odwiedzę ponownie :) Daję słowo :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytanie tego rozdziału w połączeniu z piosenką "Let her go" nie było do końca dobrym pomysłem...Przykro mi, że tak się pomiędzy nimi ułożyło, bo oboje zasługują na szczęście. Szkoda, że nie ze sobą, mimo że potrafili je sobie dać. Podziwiam Lilkę, że dla szczęścia Arka poświęciła swoje. I choć chciałabym, żeby Maniek był z nią szczęśliwy, rozumiem ją i jego postępowanie. Przynajmniej się staram.
    VE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jej postępowanie miało być. Nie wiem o czym myślałam wtedy.
      VE.

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że Wszyscy bohaterowie tego Bloga będą szczęśliwi bo na to zasługują : )
    Świetny post, jak zawsze.
    Zapraszam do siebie : http://zostales-w-tle.blogspot.com/
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. klepię. Jak zwykle chcę żeby komentarz był dopracowany i przemyślany więc będzie później. Mam czas.

    OdpowiedzUsuń
  6. Że niby koniec?! Ha ha! ;D No chyba tak! ;D (...) Repugnance, idę do Ciebie. Razem sobie popłaczemy ;(

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlaczego ??! Tak bardzo bym chciala akby znow byli razem : ( jest ni na prawde smutno i nie wyciagne z sb zadnych innych slow : ( :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba wszyscy będziemy tu płakać :'( Lilka nie jest złym człowiekiem tak samo jak Mariusz, to napewno (już wiem dlaczego taki tytuł bloga). Smutno, że tak to się potoczyło. Jednak oni siebie kochali, a Lilka tak kochała Wlazłego, że postanowiła odejść by on mógł wrócić do rodziny. Narazie cierpią oboje ale może kiedyś dojdą do wniosku, że to była dobra decyzja.

    OdpowiedzUsuń
  9. No nie kurcze jaki ten rozdział jest smutny. Szkoda mi Mariusza, szkoda mi Lilki, szkoda mi że nie ma ich. Nie wiem dlaczego, ale coś mi mówi, że ona z tej misji z Sudanu, że zginie :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Kompletnie nie wiem, co tu napisać... Rozwaliłyście mnie po raz kolejny.
    Lilka jest wspaniałą osobą i wykazała się ogromnym poświęceniem, by inni mogli być szczęśliwi. Nie rozumiem jak może się uważać za złego człowieka.
    Nie umiem pisać komentarzy, więc kończę mój wywód, zanim zacznę pisać od rzeczy xD

    OdpowiedzUsuń
  11. epilog? jeszcze epilog? proszę, nie mówcie, że chcecie mnie dobić jeszcze bardziej. już i tak wystarczająco wyję. oni nie są złymi ludźmi i to chyba w tym wszystkim najgorsze.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mało kto byłby wstanie poświęcić się tak jak Lilka... Nic innego w stanie nie jestem powiedzieć, bo pewnie jak większość osób czytam i płaczę. Nie wyobrażam sobie poniedziałku bez rozdziału na tym blogu. Cała historia jest genialna. Szkoda, że wkrótce epilog;(
    Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będziecie prowadziły jakiegoś bloga;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak siedzę skulona, skubię wargi, słucham jakichś delikatnych, instrumentalnych utworów i gapię się w kwiatki w szablonie. Siedzę i się gapię. Niby ciągle wiedziałam że tu nie będzie szczęśliwego zaskoczenia, że to nie jest taka historia, że nie tak chciałyście żeby to wyglądało. Ale jednak... ciężko nie czuć sympatii do tych bohaterów i nie dziwię się że połowa komentujących ryczy, choć ja nie płaczę (Nance, nie udało się, nie zrobiłaś ze mnie wrażliwego człowieka)a jedynie patrzę gdzieś i nic nie widzę, nawet mając okulary na nosie... Cóż tu wiele mówić. Podsumowanie dopiero przy epilogu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Życie składa się z trudnych decyzji. Nie raz podejmujemy dobre, a nie raz złe i nic tego nie zmieni! Mam tylko nadzieję, że Lilka i Mariusz za wiele lat nie pożałują żadnej z nich i będą szczęśliwi!

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytając ten rozdział puściłam album Passenger i akurat leciało "Let her go" co spotęgowało uczucie,że moje serce pękło podobnie jak serce Mariusza i Lilki... Podziwiam ją za odwagę i za to,że miała w sobie tyle siły żeby podjąć taką decyzję. Nie chcę epilogu bo czuję jak ta historia się skończy. Wolę zapamiętać te chwile w których byli ze sobą szczęśliwi...

    OdpowiedzUsuń
  16. No i w końcu znalazłam moment by skomentować tutaj! Dziewczyny ja wiem, że ostatnio tego nie robię, przepraszam. Każdy rozdział jest prze ze mnie przeczytany, pomimo iż nie skomentowany.

    Ja mam swoją teorię dotyczącą końca tej historii, ale sama nie wiem, czy chciałabym takiego właśnie zakończenia. Według mnie to Lilka i Maniek nie będą razem, już nie. Mariusz wróci do swojej rodziny - Arka i Pauliny.
    Liliana dzięki związkowi z atakującym zyskała siłę do walki z życiem. I teraz nawet, jeżeli każdy dzień byłby kopniakiem w tyłek, to ona się nie podda.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Ahhhh... Dlaczego to wszystko jest takie zagmatwane ?! :( ale to bardzo zyciowy blog. Jeden z najlepszych jakie czytalam do tej pory ;) mam nadzieje ze wszystko sie ulozy; ale szczerze, to nie licze nawet juz na happy end. Pozdrawiam : *

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie jestem do końca pewna, czy ze strony Lili to było poświęcenie, czy też po prostu konieczność do pełnego zadośćuczynienia. Odejście od Mariusza było najważniejszym punktem, jeśli naprawdę chciała naprawić to, co swoim zdaniem zepsuła.
    Co jednak nie zmienia faktu, ze wiele ją to kosztowało. Mariusza też i kto wie, czy on nie ucierpiał na tym bardziej, ale jednak podjęcie decyzji jest cięższe niż przetrawienie jej już po fakcie.
    Pozdrawiam.
    [kignaczak]

    OdpowiedzUsuń
  19. Pamiętacie jak w ostatnim komentarzu mówiłam, że mam pewne przemyślenie, ale podzielę się nim dopiero na końcu, gdy upewnię się, że było prawidłowe? No to mogę już chyba napisać, że miałam rację. To stwierdzenie zresztą padło w tym rozdziale kilkanaście razy. Jeśli mam się doszukać jakiegoś pozytywu, to zdecydowanie będzie to fakt, że Lilka wróciła do życia. Owszem, ma złamane serce i pewnie jeszcze długo będzie tęsknić za Mariuszem, ale to już nie jest to wyalienowanie jak po wypadku Filipa. I fajnie, że Mariusz przynajmniej spróbuje nie zmarnować szansy, którą dała mu Lilka. Choć dla mnie to opowiadanie i tak nie skończyło się dobrze, to jednak jeszcze gorzej byłoby gdyby oni oboje nic ze sobą nie zrobili i wrócili do stanu, w którym byli kiedy się poznali.

    OdpowiedzUsuń
  20. Obiecałem, że skomentuję epilog, ale teraz też się odezwę. Nie wiem, jak wy to zrobiłyście, dziewczyny, ale jesteście najlepsze. Realizm każdej sytuacji wręcz przytłacza czytelnika tak bardzo, że ciężko się opanować przed przeklinaniem (przepraszam, Nance! :*). Żadnego znikania z blogosfery, jasne? Ani Commi, ani Nance. Nie możecie zostawić nas bez swoich dzieł.
    Daniel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze zapomniałem dodać, że się odezwę poza blogosferą, jeśli pozwolicie.
      + Nance - miło mi, że moja osoba zainteresowała cię na tyle, żeby dodać post na twittera! :*
      ++ Commi, zadbaj o obecność na zlocie. Może uda nam się spotkać. :)

      Daniel again.

      Usuń
  21. tak bardzo nie mogę doczekać się epilogu

    OdpowiedzUsuń