poniedziałek, 29 lipca 2013

ROZDZIAŁ 19


Mariusz
Dni do pierwszego meczu z Politechniką Warszawską gdzieś mi umykają. Staramy się trenować jak najwięcej, żeby spotkania były tylko formalnością. Czujemy, że zasłużyliśmy na najwyższą - choć piątą - lokatę. Pierwszy mecz z Politechniką nie jest łatwy, bo znowu dochodzi do tie-breaka, ale na szczęście udaje nam się go wygrać. Kolejne spotkanie przynosi mi jeszcze więcej radości. Mam wrażenie, że fruwam, zamiast grać. Udaje nam się wygrać niezwykle męczącego seta, a potem już nie dajemy Warszawianom możliwości na rozegranie się. Uwierzyliśmy, że tym razem naprawdę jesteśmy o wiele lepsi i nie pozwoliliśmy im zachwiać naszego poglądu. Odbieram nagrodę MVP z uśmiechem na ustach, rozdaję autografy, a potem biegnę do mieszkania jak najprędzej, żeby Lilka długo na mnie nie czekała. Jest mi przykro, że nie mogę zadedykować jej tej tego trofeum, a po wygranej batalii nie mogę do niej podbiec i pocałować, ale obydwoje zaakceptowaliśmy taki bieg rzeczy i póki co nie możemy go zmienić.
            Święta Wielkanocne zbliżają się wielkimi krokami, a my pierwszy raz od wielu lat wiemy, że dostaniemy wolne. Zawsze dużo trenowaliśmy, tym razem możemy trochę odpuścić. W pewnym sensie nas to cieszy, choć wolelibyśmy trenować i walczyć o miejsce na podium. Wielkanoc spędzę z rodzicami w Wieluniu, przy okazji będę miał możliwość zabrania Arka na kilka dni do dziadków. Lilka wyjeżdża do Warszawy, nawet pomimo moich próśb, żebyśmy te święta spędzili razem. Rozumiem ją, bo mówi, że zaplanowała ten wyjazd już dawno, a rodzinie nie można przecież odmówić, tym bardziej bez podania konkretnego powodu.
            Im mniej czasu zostaje do wyjazdu Lilki, tym bardziej nie umiem sobie wyobrazić tak długiego czasu bez niej. Spędzam z nią każdą wolną chwilę, nawet kiedy się kąpie mam ochotę wejść do łazienki, usiąść na brzegu wanny i rozmawiać z nią, byle nie znikała na chwilę z moich oczu. Ona zresztą też chłonie moją obecność, co rozumiem. Rozłąka spowodowana pracą to coś zupełnie innego.
            - Jeszcze trochę i nie będę już musiał nigdzie wyjeżdżać... - mówię, gdy wieczorem siedzimy w salonie, a między nami ciąży świadomość, że za niedługo będziemy musieli się pożegnać. - Będziemy mieli pół roku, żeby się sobą nacieszyć. Pojedziemy gdzieś do ciepłych krajów. O, może z Winiarskimi się gdzieś wybierzemy. Co ty na to?
            - Porozmawiamy o tym jeszcze - stwierdza płaczliwym tonem.
            - Liluś, nie płacz - proszę, zarazem odsuwając ją od siebie na wyciągnięcie ramion. - Te dni miną tak szybko, że ani się obejrzysz, a znowu będziemy razem.
            Dziewczyna kiwa głową i ociera oczy, żeby nie pozwolić łzom płynąć po policzkach. Przytulam ją mocno, chowając twarz w zagłębieniu jej obojczyka. Trwamy tak przez dłuższą chwilę, póki nie czuję, że na moją koszulkę spadają pojedyncze krople. Jedynym sposobem, żeby zająć jakoś myśli Lilki, jest pocałowanie jej, więc łączę nasze języki w namiętnym tańcu i zapominam o bożym świecie. Chcę przenieść ją do sypialni, ale po drodze potykam się o pudła, które dzisiaj przyniósł kurier i lądujemy na podłodze. Ostrowska śmieje się głośno, chociaż przywaliłem ją swoim ciężarem.
            - Trzeba było zamówić więcej - śmieje się dalej, trzymając za brzuch. - Dobrze, że masz duże mieszkanie, bo inaczej zająłbyś cały salon obiektywami, statywami i innymi duperelami.
            - Hej, hej! - udaję obrażonego. - To jest sprzęt poważnego fotografa! A że każdy poważny fotograf potrzebuje muzy, to ja już swoją znalazłem. - Przygryzam jej nos, a ona posyła mi całusa w powietrzu. - Co powiesz na uwiecznienie naszej dwójki?
            Widzę, że przez chwilę się waha, ale koniec końców się zgadza. Pomaga mi rozpakować kilka pudełek, a ja montuję sprzęt. Wreszcie siada na kanapie, a ja robię jej kilka zdjęć. Udaje mi się uchwycić jej unikatową barwę włosów, czekoladowe tęczówki, drobny nosek i szeroki uśmiech. Żałuję, że fotografia nie potrafi oddać jej cudownego charakteru i pięknego głosu, lecz mam to szczęście przebywać z nią na co dzień. Przez dłuższy czas pozwala mi pstrykać kolejne ujęcia.
            - Teraz moja kolej, panie Wlazły - stwierdza, zabierając aparat z moich rąk.
            Ja nie mam tyle cierpliwości co ona, więc już po chwili porywam ją na swoje kolana i robię nam wspólne zdjęcie. Z rozbawieniem pozujemy do wspólnych fotografii, robiąc jakieś dziwne miny, głupie pozy. Wreszcie całuję ją delikatnie, przy okazji naciskając migawkę.
            Opieram się o ścianę, a Lilka siedzi wtulona we mnie. Przykryci kołdrą oglądamy efekty naszej prywatnej sesji. Ostrowska przy każdym ujęciu znajduje coś, co krytykuje i namawia mnie, żebym wszystko usunął.
            - Dla mnie jesteś idealna właśnie taka. Z trochę rozczochranymi włosami, zarumienionymi policzkami, błyskiem w oku - mówię, co powoduje, że dziewczyna odwraca się tak, by na mnie spojrzeć. Uśmiecha się do mnie szeroko i chce mnie pocałować, ale jej nie pozwalam. - Jeszcze nigdy ci tego nie powiedziałem, ale teraz jestem pewny, że powinienem. Kocham cię, Liliano.
            Na jej twarzy maluje się zaskoczenie, radość i strach. Wszystko się we mnie zaciska, gdy widzę, że jej oczy zachodzą szklistą zasłoną, ale cała niepewność pryska niczym bańka mydlana, gdy przysuwa się do mnie i szepcze prosto w moje usta:
            - Kocham cię, Mariuszu.
            Te trzy słowa powodują we mnie tak silne emocje, że wpijam się w usta Lilki, jakby był to nasz pierwszy raz. Smakuję jej każdy milimetr, a i ona odwdzięcza mi się tym samym. Współgramy ze sobą idealnie w każdym calu, nasze ciała są jakby stworzone dla siebie. Mój umysł zaprząta tylko Lilka - moje uczucia względem niej, jej wyznanie, cała jej osoba.
            Leżymy wtuleni w siebie. Podczas gdy ja bawię się jej włosami, ona kreśli wzorki na mojej klatce piersiowej. Myślę tylko o tym, że nigdy nie chcę zmienić tego stanu rzeczy. Jeszcze niedawno nie wyobrażałem sobie życia bez Pauliny, a teraz nie potrafię wyobrazić sobie dnia, w którym staję w progu naszego domu i wracam do niej. Liczy się dla mnie tylko Lilka, a sam fakt, że Ostrowska potrafi porozumieć się z Arkiem, jest dla mnie pełnią szczęścia. Wszystko jest na swoim miejscu. Powinienem zdecydować się jeszcze na jeden, najważniejszy krok. Nie mogę przecież do końca życia pozostawiać mężem Pauliny, zarazem kochając Lilkę i mieszkając z nią. Wiem, że powinienem coś z tym zrobić, ale szukam odpowiedniego momentu, żeby zacząć ten temat z Lilianą. Niestety, ten ciągle nie przychodzi. Mogę się tylko domyślać, że próbowałaby jeszcze odwieść mnie od tego pomysłu, chociażby dla komfortu psychicznego Arka, który wciąż jest małym dzieckiem. Choć z drugiej strony nie może żyć ciągle nadzieją, że pewnego dnia jego rodzice się zejdą. Czuję, że kocham tylko Lilkę i wymaga to ode mnie odważnych posunięć.
            - O czym myślisz? - pyta ni z tego, ni z owego.
            - O tobie - przyznaję. Decyduję, że nie powiem jej jeszcze o moich planach. Muszę dokładnie przemyśleć, jak tę sytuację rozwiązać. - Jestem szczęśliwy, że tu jesteś, a niedługo nie będę musiał się z tobą rozstawać.
            Kolejne kilkadziesiąt minut spędzamy w ciszy, delektując się swoją obecnością. Potem zaczynamy prowadzić rozmowy na jakieś swobodne tematy, nie wkraczając na pole minowe, jakim jest nasza rozłąka. Nie chcę, żebyśmy w ostatni wieczór byli ciągle smutni, więc wynajduję nam coraz nowsze zajęcia. W pewnym momencie proponuję, że zrobię kolację, ale Lilka wstaje razem ze mną. Ubiera moją klubową bluzę i posyła mi szeroki uśmiech, gdy zarzucam na siebie koszulkę z logo zespołu.
            - W nowym sezonie będziemy reklamowali Skrę. Zrobimy sesję, taką jaką robią nam co roku do pocztówek i kalendarza, a potem rozwiesimy ulotki i zaproponujemy jakąś zniżkę na bilet, jeśli się przyjdzie z tą ulotką.
            - Marketing masz we krwi - śmieje się dziewczyna. - Szkoda, że gotowanie nie idzie ci tak dobrze - dodaje, patrząc na moje bezowocne próby zagęszczenia sosu do spaghetti. W końcu podchodzi do mnie, dorzuca czegoś na patelnię, a po chwili wszystko zbija się w jedną całość, którą można nazwać sosem, a nie sokiem.
            - Jesteś aniołem! - stwierdzam, gdy po chwili siedzimy przy stole i zajadamy się przygotowaną potrawą. - Sam nigdy bym tego nie zrobił tak dobrze.
            - Przydaje się kobieca ręka w domu, co? - pyta retorycznie, ale mimo wszystko potwierdzam ruchem głowy. - I tak poradziłeś sobie naprawdę dobrze.
            Mam wrażenie, że oczy zachodzą tą typową mgłą, która towarzyszy jej, gdy przywołuje jakieś wspomnienia z przeszłości. Obserwuję ją uważnie na wypadek, gdyby chciała mi o tym opowiedzieć albo potrzebowała osoby, która po prostu opatuli ją ramionami, ale po chwili wraca do siebie i uśmiecha się szeroko. Posiłek kończymy swobodnie żartując, a potem dziewczyna idzie się wykąpać.
            Marzę o tym, żeby ten dzień nigdy się nie skończył. Nie chcę nawet myśleć o tym, że następnego wieczoru nie będę mógł już przytulić do siebie Lilki, bo będą dzieliły nas kilometry. Ta wizja tłucze się w mojej głowie bezustannie, nawet kiedy to ja wychodzę z wanny po kąpieli. Ostrowska leży już pod kołdrą z przymkniętymi oczami, lecz kiedy podchodzę do łóżka, momentalnie je otwiera. Spogląda na mnie ze łzami w oczach i wyznaje:
            - Już za tobą tęsknię, Maniek.
            - Ja za tobą też - odpowiadam, całując ją w czoło. - To tylko kilka dni, damy radę.
            Staram się zarazić ją udawanym optymizmem, ale ona już więcej nie żartuje ze mną, tylko mocno mnie obejmuje. Nie potrafię stwierdzić, które z nas zasypia pierwsze. Najważniejsze jest to, że mam naprawdę cudowne sny, a to wszystko dzięki obecności Liliany.

Liliana
Budzę się ze świadomością, że to nasz ostatni dzień i noc, a to nie ułatwia mojego aktorskiego zadania. Przez cały czas, gdy Mariusz wspomina o zbliżającej się rozłące, po chwili stwierdza, że to tylko kilka dni, a ja za każdym razem hamuję wybuch płaczu, bo przecież to nie będzie kilka dni, lecz reszta naszego życia. Trudno jest ukrywać przed nim prawdę, ale czuję, że tak będzie lepiej dla niego, dla mnie, a przede wszystkim dla Arka. Wiem, że postępuję egoistycznie i cała ta sytuacja mocno zaboli Mariusza, ale to jedyne wyjście z tej sytuacji. W każdym innym wypadku Wlazły próbowałby mnie zatrzymać, odwieść od tego pomysłu, a to skończyłoby się jeszcze gorzej. Nasz związek od początku był spisany na straty, byliśmy sobie potrzebni, lecz nadszedł moment, w którym czas, byśmy przestali żyć utopijnymi marzeniami i stanęli na nowo twarzą w twarz z rzeczywistością.
Cały dzień poprzedzający nasze rozstanie spędzamy w mieszkaniu, delektując się swoją obecnością. Widzę, jak Mariusz wymyśla nam coraz to ciekawsze zajęcia, żebyśmy tylko nie myśleli o tym, co czeka nas następnego ranka. Pomysł domowej sesji zdjęciowej z początku zbytnio mi się nie podoba, ale z każdą chwilą czerpię z tego coraz większą radość, widząc, ile przyjemności daje to Wlazłemu. Niesamowite jest to, z jakim poświęceniem i zaangażowaniem Mariusz oddaje się wszystkim swoim pasjom.
Siedzimy wtuleni w siebie pod kołdrą i przeglądamy zdjęcia, które zrobiliśmy kilkadziesiąt minut wcześniej. Patrząc na każde zdjęcie uwieczniające moją osobę znajduję w nim jakiś mankament, od czasu do czasu każąc Mariuszowi je usunąć, ale potem zdaję sobie sprawę z tego, że to jedyne, co mu po mnie zostanie. W końcu Wlazły nie wytrzymuje mojego narzekania i zaczyna swój wywód.
- Dla mnie jesteś idealna właśnie taka. Z trochę rozczochranymi włosami, zarumienionymi policzkami, błyskiem w oku - mówi, a ja odwracam się w jego stronę. Uśmiecham się do niego szeroko i chcę go pocałować, ale on zatrzymuje moje poczynania i zaczyna dalej mówić: - Jeszcze nigdy ci tego nie powiedziałem, ale teraz jestem pewny, że powinienem. Kocham cię, Liliano.
            Świat na chwilę się zatrzymuje, tych słów nie słyszałam od nikogo od kilku lat. Moje serce przyspiesza i wykonuje jakieś nieokreślone ruchy. Jednocześnie rozpiera mnie radość, paraliżuje strach, wszystko się we mnie kotłuje, co powoduje, że z moich oczu płyną nieopanowane łzy. Przełykam ślinę i w końcu zdobywam się na odpowiedź.
            - Kocham cię, Mariuszu – mówię, a Wlazły wpija się zachłannie w moje usta.
Po raz ostatni kładę się obok niego do łóżka, co wywołuje we mnie przemożną ochotę głośnego płaczu, jednak próbuję się powstrzymać. Gdy zauważam, że Mariusz już śpi, wstaję z łóżka i idę do salonu. Zapalam lampkę, biorę kartkę, długopis i zaczynam pisać list, w którym staram się zaprezentować Mariuszowi wszystko z mojej perspektywy. Wiem, że to z mojej strony tchórzostwo, ale nie stać mnie na więcej, choć wiem, że zasłużył na wyjaśnienia wypowiedziane prosto w oczy. Kiedy piszę te wszystkie słowa, po moich policzkach strumieniami spływają niekontrolowane łzy. Cały czas zagryzam mocno wargi, tak że następnego dnia będą całe popuchnięte, metaliczny smak krwi miesza się ze słonym smakiem łez, co sprawia, że czuję się jeszcze bardziej fatalnie. List zanoszę do jego pokoju i chowam go do szuflady, tak żeby po pewnym czasie go znalazł.
Wracam do sypialni, wtulam się w jego ciepłe ramiona i po raz ostatni cieszę się jego obecnością tuż obok mnie. Rano podczas śniadania staramy się zachować pozory radości, ale ja coraz bardziej mam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Mariusz dostrzega moje zdenerwowanie, lecz chyba zrzuca je na karb zbliżającej się rozłąki, bo on sam reaguje podobnie. Po posiłku po raz ostatni siadamy razem na kanapie i przez kilkanaście minut tak po prostu siedzimy, od czasu do czasu czule się całując. Niechętnie wstajemy z kanapy, gdy orientujemy się, że Mariusz za pół godziny powinien być już w Wieluniu i zabierać Arka do swoich rodziców.
- Przepraszam, że nie zawiozę cię na dworzec – mówi, gdy stoimy w przedpokoju, a on ma za chwilę wychodzić.
- Nic się nie stało. – Uśmiecham się sztucznie. – Rafał mnie zawiezie.
- Ale odbiorę cię już ja, masz zadzwonić, jak tylko będziesz dojeżdżać, jasne? – pyta, podnosząc mój podbródek i patrząc mi prosto w oczy, w odpowiedzi mruczę ciche „Yhmm…” i spoglądam w jego piękne roześmiane tęczówki po raz ostatni.
Mariusz uśmiecha się do mnie najpiękniej, jak potrafi, i po chwili łączy nasze usta w czułym pocałunku, który szybko z mojej inicjatywy przeradza się w coś namiętnego i dzikiego. Robię wszystko, żeby ta chwila trwała jak najdłużej, żeby zapamiętać smak jego warg do końca życia, żeby nie żałował, że był przy mnie przez tych kilka miesięcy. Posyła mi swój ostatni uśmiech, cmoka w usta, stwierdzając, że będzie tęsknił i wychodzi. Zamykam drzwi, po których zaraz potem się osuwam, siadam na podłodze i zaczynam głośno płakać, a moje serce rozpada się na małe kawałeczki.
Po dwóch godzinach płaczu i nieustannego smutku, wychodzę w końcu z Mariuszowego mieszkania z wielką walizką i gitarą w ręku. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy, zostawiłam mu jedynie list. Schodzę na dół, gdzie czeka już na mnie Rafał.
- Gotowa na powrót do stolicy? – pyta rezolutnie.
- Nigdy nie będę na to gotowa, ale nie mam wyjścia – oznajmiam gniewnie, a on bierze mnie w swoje ramiona i mocno przytula, chcąc w ten sposób dodać mi otuchy.
Przez całą drogę na dworzec zasypuje mnie głupimi dowcipami, starając się odwrócić moją uwagę od tego, co tak naprawdę się dzieje. Gdy docieramy na miejsce, wyciąga z bagażnika moją gitarę i walizkę, a potem odprowadza mnie na przystanek PKS-ów.
- Oddaj je Mariuszowi – mówię, podając mu do ręki klucze od mieszkania atakującego. – I powiedz mu, że w szufladzie biurka znajdzie list. Proszę, zaopiekuj się nim jakoś, wspomóż tak jak wcześniej i nie miej mu za złe tego wszystkiego, przecież byliście przyjaciółmi.
- Spokojnie, Lilka, Mariusz nadal jest moim przyjacielem, zajmę się nim. A ty trzymaj się w Warszawie i nie przestawaj walczyć, jasne? – pyta z nadzieją w oczach.
- Jasne – odpieram pewnie. – Dziękuję – dodaję, wtulając się w niego.
Po chwili siedzę już w PKS-ie i macham mu na pożegnanie. Pożegnanie z najpiękniejszym fragmentem mojego życia. Czas na nowo rozpocząć walkę o lepsze życie, będąc wspomaganą przez piękne wspomnienia i podbudowane poczucie własnej wartości.
Wchodzę zmęczona do mieszkania, w którym czeka uśmiechnięta Ewelina. Natychmiast rzucam się w jej ramiona, z tęsknoty do niej, z bólu, który mnie przepełnia i ze zwyczajnej potrzeby bliskości. Siedzimy kilka godzin w salonie, a ja opowiadam jej cały swój pobyt w Bełchatowie, z najmniejszymi szczegółami, nie szczędząc przy tym łez. Gdyby nie ona i jej obecność prawdopodobnie tę noc spędziłabym na piciu wódki do lusterka. Z każdą mijającą chwilą dociera do mnie, jak wielkie głupstwo popełniłam, na co skazałam przede wszystkim siebie, ale zawsze wtedy mam przed oczami obraz płaczącego Arka i wiem, że postąpiłam słusznie.
Całe święta Wielkanocne spędzam z rodzicami i resztą rodziny. Pośród domowych obowiązków, zabaw z małymi dziećmi i rozmów na wszelkie możliwe tematy staram się zapomnieć o bólu, który rozrywa moje serce. Mama ciągle wypytuje mnie o powód powrotu, ale ja staram się ją zbyć stwierdzeniami, że czas wrócić do normalnego życia. Zbyt długo żyłam w próżni, nie obserwując świata wokół. Zbyt długo tworzyłam swój mały idylliczny świat oparty na rozpaczy lub bezgranicznym szczęściu. Czas spojrzeć światu w oczy i zaakceptować go takim, jakim jest.
Jest Wielkanocny poniedziałek, a ja zamiast wracać do Bełchatowa, siedzę w salonie z kieliszkiem wina, odrzucając wszystkie połączenia od Mariusza. Odsłuchuję pełną strachu wiadomość na sekretarce i wybucham jeszcze większym płaczem. Piszę tylko do niego krótkiego sms-a: „Wszystko jest w porządku. Nie wracam. Wybacz…” W takim opłakanym stanie znajduje mnie Ewelina, która natychmiast mnie przytula i szepcze, że wszystko będzie dobrze, a ja mam wrażenie, że nic już nie będzie dobrze, że mój świat runął na nowo.
- Wiesz, moja uczelnia organizuje wyjazd na misję do Sudanu, nie chciałabyś pojechać ze mną? – pyta ni stąd, ni zowąd. – Wiem, że to trudna decyzja, ale jak tak na ciebie patrzę, to chyba by ci to pomogło. Skupiłabyś się na czymś innym, niż miłość do Mariusza czy śmierć Filipa, a na dodatek zrobiłabyś coś pożytecznego dla ludzi. A i poniekąd boję się sama tam jechać.
Podnoszę głowę i patrzę na nią zdziwiona, mówi to na serio i im dłużej na nią patrzę, tym bardziej przekonuję się, że to ma sens, że to jest dla mnie jakaś szansa.
- Jadę – odpieram krótko i nagle na nowo zyskuję sens życia.


~*~
Repugnance: Przepraszam, że się nie rozgadam, ale nie za bardzo trafiam w klawisze. Chciałam Was tylko prosić o zrozumienie dla Mańka, Lilki, Rafała, Pauliny. Mówię to ja, Nance, która przy rozdziale 20 płacze jak małe dziecko, któremu zabrano ukochaną zabawkę. Do następnego :*

24 komentarze:

  1. Pff... Nie lubię was. Klepię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://www.youtube.com/watch?v=jjPf45kbLm8

      to ode mnie. A teraz treść. Phi zrozumienie. Paulinę w sumie rozumiem bo zachowała się dość typowo. Jednak nie wierzę w powodzenie scalenia związku. Jak już mówiłam dla mnie zdrada jest niewybaczalna. A takie utrzymywanie farsy tylko obróci się przeciw Wlazłym. Gdy tylko Arek zrozumie co się dzieje bardzo trudno mu będzie nie znienawidzić obojga rodziców za okłamywanie. To teraz pojadę z bezpośrednimi zwrotami do bohaterów bo inaczej tego ująć nie umiem. Lila zwariowałaś?! Sudan serio? Ja rozumiem chcęć pomocy i w sumie nawet popieram ale jakim kosztem? Nawet jeśli w dzień uda się odciągnąć myśli od tego co zostało w Polsce to wróci w nocy ze zdwojoną siłą. Mnie było ciężko kiedy mama najbliższa mi osoba mieszkala 140 kilometrów ode mnie. Czułam się cholernie samotna pomimo wielu ludzi wokoło. A ja mogłam wsiąść w PB/pociąg i pojechać do Łodzi jak bardzo tego potrzebowałam. Rafałowi też się nie dziwię bo uważa że tak będzie dla Lilki najlepiej. Jednak mam nadzieję że ją sypnie Szamponowi. Ona nie może tak po prostu wyjechać...Lilka może uważać że tak jest lepiej. Ja ją rozumiem ale to zniszczy ich oboje jeszcze bardziej. z pozbieranych dzięki sobie ludzi rzecz wróci do stanu poprzedniego. Mariusz kurdełkę dawaj no ładnie po rozum do głowy i pisz papierki do sądu ! Łojezu ale żeście namieszały. Ale spoczko. Dla mnie to tworzy tą historię jeszcze bardziej unikatową i bliższą życiu. Uwielbiam was! Jesteście genialne i ju! Nie przyjmuję do wiadomości że chcecie przestać publikować. Nance ty tego focha na prawde dostaniesz!

      Usuń
  2. Nie, to nie może się zakończyć w taki sposób. Lilka i Mariusz są sobie pisani, kochają się. Lilka nie może wyjechać do Sudanu i zostawić Mańka samego, ja po prostu sobie tego nie wyobrażam. Wierzę jednak, że jeszcze będą razem,że im się po prostu uda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no! Ja mam nadzieję, że Mariusz i Lilka się zejdą. Wyjazd do Sudanu. No cóż wasza wyobraźnia nie zna granic. Może tam się spotkają? Może Mariusz jakimś niewytłumaczalnym cudem dowie się gdzie Lilka wyjechała i za nią podąży? A może w ogóle się nie zejdą? (tego ostatniego nie biorę pod uwagę) Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://niebieskie-morze-siatkowki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ryczę, ryczę jak bóbr czy jak to się tam mówi. Nie mogę uwierzyć, że to wszytko zbliża się do końca, że ten poniedziałek za tydzień to będzie chyba ostatnie spotkanie z Lilką i Mariuszem, ale oni nie mogą się rozstać. Przecież Mariusz się załamie, a Lilka ja już nie chcę myśleć, żeby wszyscy tylko to przeżyli. Chyba więcej nic nie mogę powiedzieć, bo jestem smutna jak nigdy. Nie dociera do mnie, że w poniedziałki nie będzie już rozdziałów u was. Tak się przyzwyczaiłam do tego bloga. Mam nadzieję, że stworzycie jeszcze kiedyś coś o Mariuszu;) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze dwa bo epilog.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  5. Nie spodziewałam się tego... Myśli tylko w tej chwili o sobie,bo na pewno nie o Wlazłym,któremu zawalił się właśnie świat po raz drugi. Nie wiem,co spotka ją na misji,może właśnie zrozumie,że to głupota? Oby tylko wróciła cała i zdrowa,a Mariusz raz na zawsze pożegnał się z dawnym życiem,czyli żoną. Ciężko mi to skomentować...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej no nie! No nie! No ej! To nie ma być tak..

    OdpowiedzUsuń
  7. Serce mi się kraje jak to czytam..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech ona zrozumie że szczęścia zazna tylko przy Mariuszu..

      Usuń
  8. Jeśli mam szukać tutaj jakichś plusów, to dobrze, że Ewelina była przy Lilce. Bo ona sama by sobie z tym wszystkim nie poradziła. I szczerze mówiąc nie wiem co tutaj napisać. Mam takie jedno przemyślenie, ale jeszcze nie wiem czy się potwierdzi, więc poczekam z nim do ostatniego rozdziału. A wyjazd do Sudanu spadł jej jak z nieba:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że jednak Lilka i Mariusz będą razem, no przecież oni są sobie pisani, no!! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. NIEEE! ŻADEN SUDAN! MARIUSZ - TAK! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Trudne decyzje! Całe nasze życie się z takich składa. Skoro Liliana stwierdziła, że kogoś tym uszczęśliwi to jej sprawa. Pewnie wyrządziła więcej złego niz dobrego, bo szczęśliwy nie będzie nikt, nawet arek, bo między jego rodzicami już nigdy nie będzie tak jak było.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie zgadzam się z decyzją Liliany. Ona nikogo ty nie uszczęśliwi. Tym bardziej siebie czy Mariusza lub Pauliny. Jeśli chodzi o Arka to on też szczęśliwy nie będzie z rodzicami którzy ciągle się kłócą i nie potrafią dojść do porozumienia. Liliana musi szczerze porozmawiać z Mariuszem, list to zdecydowanie za mało. Mam nadzieje, ze Mariusz nie podda się i że będzie walczyć o Lilkę do samego końca.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nieeeeee ! To nie tak miali byc :( czy to juz koniec opowiadania? Jeszcze jeden rozdzial i epilog ? :(

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak w zasadzie to nie wiem już czego chcę w epilogu tego opowiadania... Z jednej strony chcę happy endu z Lilką w roli głównej, ale z drugiej, to jednak chciałabym również tego, żeby Mariusz wrócił do Pauliny. :/
    Chyba nie będę zadowolona ani z jednego, ani drugiego. Serce podpowiada Lilę, a rozum Paulinę... Ja nie chcę jeszcze końca, dziewczyny!!!
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*
    Ps. Jeśli macie ochotę to zapraszam na 23 na http://add-me-wings.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. będę wyć i wyć. podziwiam Lilkę za taką trudną decyzję, ale i tak bym wolała, żeby jej jednak nie podjęła.

    OdpowiedzUsuń
  16. A więc uciekła, bo inaczej tego nazwać nie można. Będą cierpieć obydwoje, a wyjazd do Sudanu wcale nie ukoi bólu, bo serce nie zapomni.

    OdpowiedzUsuń
  17. Serce nie zapomni, Sudan nie pomoże, ale chyba Bełchatów nie wróci. W końcu kobieta uparta jest. Ale boję się coście wymyśliły na koniec. I mam nadzieję że żadna z wizji które mam się nie sprawdzi jednak. Strasznie szkoda mi Mariusza. Tzn. Lilka to bardzo przeżywa, wiadomo, ale Mariusz nie wie jednak do końca co się stało i w mniejszym stopniu to rozumie. Ba, pewnie wcale nie rozumie. Oj, chyba już przestanę się głowić nad ciągiem dalszym i na niego poczekam. A potem będę odwlekać w obawie że będę płakać. Trzeba być geniuszem...

    OdpowiedzUsuń
  18. Nieee. Przecież przez to co Lilka zrobiła będą tylko cierpieli i ona, i Mariusz. To nic nie da, że ucieknie. Mam nadzieję że jeszcze Mario ją jakoś odnajdzie i przemówi jej do rozumu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Co ona zrobiła? ;c
    Cały czas miałam głupią nadzieję, że Lilka zrezygnuje ze swoich planów, że jakimś cudem zostanie z Mariuszem i będą szczęśliwi. Szkoda mi jej, ale nie tak bardzo jak Mańka. Nawet nie chce sobie wyobrażać co on może teraz czuć, przecież niczego się nie spodziewał. I dalej tli się maleńka iskierka nadziei, że może jednak będą razem.

    OdpowiedzUsuń
  20. Odnalazłam ten blog przypadkiem i całość wręcz pochłonęłam w kilka godzin. Świetnie się czyta! Już nie mogę się doczekać zakończenia. Mam nadzieję, że będzie warte czekania. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń