Mariusz
Cały tydzień staramy się
przygotować do meczów w Bełchatowie jak najlepiej. Trenujemy ciężko, ale nie na
tyle, by kogokolwiek przeforsować. Na pierwszym miejscu stawiamy zdrowie, bo
musimy przystąpić do spotkań wszyscy, bez żadnego wyjątku. Na całe szczęście
udaje nam się to i już po pierwszym gwizdku czuję, że ogromna gula w gardle
powoli zaczyna się odblokowywać. Mam wrażenie, że tylko u mnie, bo przegrywamy
dwa sety pod rząd, a kibice mają miny, jakby szli na ścięcie. Mimo to dopingują
nas głośno, a nam udaje się wygrać trzeciego seta, czwartego, a potem piątego.
Tym samym przedłużamy pojedynek ćwierćfinałowy i wszyscy skaczemy z radości.
Leżę z Lilką w mojej sypialni i bawię się jej włosami, a ona maluje jakieś wzorki na mojej koszulce. Nie widzę jej miny, choć bardzo bym chciał, ale wystarczy mi jej bliskość, żeby zapomnieć o nerwach, zmęczeniu i całym świecie dookoła. Moje życie znowu wróciło do normalności.
- Dziękuję - szepczę.
Ostrowska przewraca się tak, że brodę opiera o mój mostek i patrzy mi prosto w oczy, starając się wyczytać z nich te niewypowiedziane słowa.
- Za co? - pyta, gdy nie odnajduje odpowiedzi, a ja nie kwapię się do dalszych wyjaśnień.
- Za to, że jesteś - odpowiadam. - Za to, że dzięki tobie przypomniałem sobie, że ja też mogę być dla kogoś ważny i znów zrozumiałem, że jestem coś wart. Za to, że akceptujesz moje wady, ciągłe wyjazdy. Za to, że jesteś tutaj ze mną.
Czekoladowe tęczówki Lilki znikają za szklistą zasłoną, a ja z przerażeniem obserwuję, jak się podnosi. Boję się, że ją wystraszyłem albo powiedziałem coś nie tak, ale ona, ze łzami płynącymi po policzkach, całuje mnie namiętnie.
- Jesteś cudowny, Maniek. Nigdy nie możesz o tym zapomnieć - stwierdza między pocałunkami. - Obiecaj mi, że nigdy o tym nie zapomnisz.
- Obiecuję - mruczę, przyciągając ją do swojej klatki piersiowej. - Nawet jeśli zapomnę, będę miał obok ciebie, a ty mi o tym przypomnisz.
Całuję ją w czubek głowy i nic już nie mówię, czekając, aż zacznie płytko oddychać, tym samym dając mi znak, że zasnęła. Dopiero wtedy pozwalam sobie na odpłynięcie do krainy Morfeusza, bo jestem pewien, że Lilka już tam na mnie czeka.
Kolejnego dnia wiemy, że musimy zagrać lepiej niż Resovia. Oczywistym jest, że wyjdą na ten mecz bardziej skupieni, żeby zakończyć rywalizację już teraz, ale my ani myślimy odpuścić. Nie możemy się poddać. Wygrywamy pierwszego seta i zaczynamy wierzyć w nasze możliwości. Rzeszowianie starają się ostudzić nasz zapał, wygrywając na przewagi drugiego, ale kolejne dwa są już zapisane na nasze konto. Wyrównujemy stan rywalizacji i czeka nas piąty mecz w Rzeszowie.
Praktycznie nie mam czasu na relaks, bo ostro przygotowujemy się do tej najważniejszej batalii. Stres też wkrada się w nasze szeregi, ale staramy się rozwiać go jednym dowcipem. Najczęściej pada on z ust Winiara, który chyba nocami i dniami śledzi wszystkie możliwe strony, bo sypie żartami jak z rękawa.
Żegnam się z Lilką mało optymistycznie, lecz ona ciągle powtarza, że w nas wierzy. Nie mogę jej zawieść, więc wsiadam do autokaru Skry zmotywowany najbardziej w tym roku. Nawet przez myśl nie przeszło mi w poprzednim sezonie, że będziemy musieli bić się już w ćwierćfinale z Resovią. W półfinale, finale - podejrzewałem to. Ale w takim momencie rozgrywek?
Nie wchodzimy w mecz dobrze. Przegrywamy pierwszego seta, przegrywamy drugiego seta, a w trzecim łapiemy ostatnią okazję i wygrywamy. Opadają z nas negatywne emocje, czujemy się silni, więc kolejnego wygrywamy kolosalną różnicą punktów. Tie-break nie jest prosty. Po obydwu stronach siatki zaczynają grać emocje. Wszystko ma się rozstrzygnąć w jednym secie, w dodatku takim, który rozgrywany jest do piętnastu punktów. Nie wierzę, że którykolwiek siatkarz czuje się komfortowo z taką myślą.
Przegrywamy trzema punktami, do żadnego z nas to nie dociera. Czujemy, że jeden punkt mógł zaważyć o tym, żebyśmy już nie dali wydrzeć sobie tego prowadzenia, ale możemy tylko gdybać. Plińskiego zdecydowanie ponoszą emocje, a ja nie wiem, czy powinienem go uspokajać, czy może iść do Zatora, który siedzi ze łzami w oczach na krzesłach dla rezerwowych zawodników. A może powinienem podejść do Aleksa, który ukrywa twarz w dłoniach i nie chce na nikogo spojrzeć? Mam taki mętlik w głowie, że zwyczajnie siadam na ziemi, żeby wpatrywać się w parkiet. Po chwili dołącza się do mnie Michał.
- Dociera to do ciebie? - pyta, spoglądając na mnie smutnymi, niebieskimi oczami. Kręcę głową, bo nie chce mi się nawet odpowiadać. - Do mnie też nie. To wszystko mogło wyglądać inaczej. To my mogliśmy się cieszyć. To my mogliśmy grać o medale. Pierwszy raz od...
- Proszę cię, przestań - przerywam mu wreszcie. - Osiągnąłem ze Skrą wszystko. Teraz muszę przełknąć gorycz porażki. Chodź do szatni.
Pomagam mu wstać z boiska i razem kierujemy się do miejsca, gdzie znajduje się większość naszych kolegów. Cisza, która panuje w pomieszczeniu, definiuje wszystko. Żaden z nas nie chce teraz słuchać podniosłych słów pocieszenia, czasem słychać tylko ciche „kurwa” wypowiedziane pod nosem przez któregoś z chłopaków. Wszyscy wychodzą i powoli kierują się do autokaru, a ja jeszcze zostaję i rozglądam się, czy na pewno niczego nie zostawiłem. Wesołe głosy Resoviaków za drzwiami powodują, że jestem jeszcze bardziej zdenerwowany na siebie. W końcu nie wytrzymuję, chwytam buta i rzucam nim przez całą długość szatni, tak że uderza o przeciwległe drzwi do łazienki. Po chwili dołączam do niego drugiego buta, koszulkę, spodenki, a gdy chwytam bluzę, czuję czyjąś dłoń na ramieniu.
- Maniek, idziemy.
Winiarski zbiera moje rzeczy, wrzuca je do torby treningowej i pokazuje mi ruchem głowy, że mam iść przed nim. Czuję się jak dziecko złapane na gorącym uczynku, więc grzecznie podążam na zewnątrz. W autokarze nie odzywam się ani słowem, smaruję tylko post na Twitterze i wiadomość do Lilki, że mam się dobrze. Mijam się z prawdą, ale nie chcę, żeby zamartwiała się faktem, iż mam beznadziejne samopoczucie.
Wracamy w ciszy. Większość z nas leży z zamkniętymi oczami, ale wątpię, żeby spali. Ja też w końcu delektuję się ciemnością, a mimo wszystko ciągle myślę. Rozkładam mecz na czynniki pierwsze, staram się zrozumieć nasze błędy. Nic mi z tego nie przychodzi, tylko denerwuję się jeszcze bardziej i sam nie wiem, czy na siebie, czy na ludzi wokół. Dojeżdżamy do Bełchatowa bardzo późno, więc proponuję Winiarowi, żeby przyszedł na te kilka godzin do mnie, a dopiero rano wrócił do Częstochowy. Michał zgodziłby się, gdyby nie fakt, że na parkingu czeka już na niego Dagmara, drzemiąca w samochodzie. Winiarski puka w szybę cicho, a kobieta i tak podskakuje przerażona. Odblokowuje drzwi i wychodzi, żeby uściskać swojego męża. Obserwuję ich ze znaczącej odległości, więc tylko macham Winiarskim na pożegnanie, pieszo kierując się do mieszkania.
Lilka śpi w sypialni, po cichu się rozbieram, biorę prysznic, a potem kładę obok niej, od razu szczelnie obejmując ją ramionami. Czuję, jak zaciska dłoń na mojej koszulce. Opieram policzek o czubek jej głowy i nareszcie udaje mi się zasnąć, choć nie są to do końca spokojne sny.
Budzę się, gdy Ostrowskiej już przy mnie nie ma. Nie dziwię się, dochodzi południe, ale musiałem odespać noc w autokarze. Wchodzę zaspany do salonu, a dziewczyna siedzi przed telewizorem i skacze po kanałach. Dosiadam się do niej, a kiedy przelatuje nam przed oczami Polsat Sport, mam ochotę znów czymś rzucić, bo pokazują nasz wczorajszy mecz.
- Jak się czujesz? - pyta zatroskana, gdy opieram głowę na jej ramieniu.
- Bywało lepiej... - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Posłuchaj, chciałbym wziąć tutaj dzisiaj Arka. Dawno się z nim nie widziałem, a wasza obecność może mnie skutecznie uspokoić.
Czuję, że pod wpływem moich słów się spięła, ale kiedy podnoszę głowę i patrzę na nią, widzę tylko szeroki uśmiech.
- Dobry pomysł. Załatw to, a ja pójdę zrobić obiad.
Chcę jej pomóc, ale ona już znika z mojego pola widzenia. Biorę szybki prysznic, a potem dzwonię do Pauliny. Po naszej ostatniej kłótni nie rozmawialiśmy ze sobą, wymienialiśmy jedynie krótkie wiadomości o Arku. Nie jest zachwycona moim pomysłem, ale nie może się nie zgodzić, bo biorę ją na litość - proszę, żeby się zgodziła, bo spotkanie z Arkiem jest jedyną rzeczą, która może osłodzić mi gorycz porażki. Mówi, że przywiezie go za godzinę, ale muszę odwieźć go wieczorem. Przystaję na tę propozycję.
Sycę się obecnością Lilki, póki nie słyszymy dzwonka. Dopiero wtedy pozwalam jej odsunąć się ode mnie, a sam wstaję i idę do drzwi. Paulina stoi za progiem z delikatnym uśmiechem, a Arek od razu podbiega, by wtulić się w moje nogi. Podnoszę go do góry i całuję w czółko.
- Dziękuję, że go przywiozłaś - odzywam się pierwszy.
- Nie ma za co. Gratuluję dwóch wygranych w Bełchatowie. Szkoda, że się wam nie powiodło. Zasłużyliście na ten awans - mówi, starając się mnie nie urazić. - Do zobaczenia wieczorem.
Zamykam za nią drzwi, stawiając przy okazji synka na ziemi. Pomagam mu się rozebrać, a on trajkocze jak najęty o tym, że oglądał mnie w telewizji. Cieszę się z tego powodu i prowadzę go do salonu, gdzie od razu wpada w ramiona Lilki.
Dla osobnika z zewnątrz moglibyśmy wyglądać jak szczęśliwa rodzina, gdy Arek rysuje obrazki, Lilka mu pomaga, a ja staram się przygotować coś do jedzenia. Dopiero kiedy siadamy przy stole, żeby zjeść zrobioną przeze mnie jajecznicę, a Arek zaczyna opowiadać o domu, przepaść między rodziną Wlazłych, a parą Mariusz-Lilka staje się rzeczywista.
- Tato, wrócisz do nas do domu? - pyta synek. - Lilka też mogłaby z nami zamieszkać, mamy wolny gościnny pokój!
Uśmiecham się, bo cieszy mnie troska chłopczyka o dziewczynę. Jednocześnie pod stołem kładę dłoń na kolanie Ostrowskiej.
- Wiesz, to nie jest takie proste - odpowiadam. Czuję, jak Lilka splata swoje palce z moimi. - Nie umiemy z mamusią dojść do porozumienia, a chyba lepiej, że się nie kłócimy?
- Ale mama już się nie spotyka z wujkiem Konradem, bo powiedziała, że teraz najważniejszy jestem ja i ty! - mówi Arek.
Nie wiem, jak zareagować na takie rewelacje, więc spoglądam na Lilkę, ale ona ma równie zdezorientowaną minę, co ja. Nie spodziewaliśmy się, że chłopczyk powie coś takiego, nie mamy pojęcia, co mu odpowiedzieć, ale on - jak to małe dzieci - zaraz zaczyna opowiadać o czymś zupełnie innym.
Leżę z Lilką w mojej sypialni i bawię się jej włosami, a ona maluje jakieś wzorki na mojej koszulce. Nie widzę jej miny, choć bardzo bym chciał, ale wystarczy mi jej bliskość, żeby zapomnieć o nerwach, zmęczeniu i całym świecie dookoła. Moje życie znowu wróciło do normalności.
- Dziękuję - szepczę.
Ostrowska przewraca się tak, że brodę opiera o mój mostek i patrzy mi prosto w oczy, starając się wyczytać z nich te niewypowiedziane słowa.
- Za co? - pyta, gdy nie odnajduje odpowiedzi, a ja nie kwapię się do dalszych wyjaśnień.
- Za to, że jesteś - odpowiadam. - Za to, że dzięki tobie przypomniałem sobie, że ja też mogę być dla kogoś ważny i znów zrozumiałem, że jestem coś wart. Za to, że akceptujesz moje wady, ciągłe wyjazdy. Za to, że jesteś tutaj ze mną.
Czekoladowe tęczówki Lilki znikają za szklistą zasłoną, a ja z przerażeniem obserwuję, jak się podnosi. Boję się, że ją wystraszyłem albo powiedziałem coś nie tak, ale ona, ze łzami płynącymi po policzkach, całuje mnie namiętnie.
- Jesteś cudowny, Maniek. Nigdy nie możesz o tym zapomnieć - stwierdza między pocałunkami. - Obiecaj mi, że nigdy o tym nie zapomnisz.
- Obiecuję - mruczę, przyciągając ją do swojej klatki piersiowej. - Nawet jeśli zapomnę, będę miał obok ciebie, a ty mi o tym przypomnisz.
Całuję ją w czubek głowy i nic już nie mówię, czekając, aż zacznie płytko oddychać, tym samym dając mi znak, że zasnęła. Dopiero wtedy pozwalam sobie na odpłynięcie do krainy Morfeusza, bo jestem pewien, że Lilka już tam na mnie czeka.
Kolejnego dnia wiemy, że musimy zagrać lepiej niż Resovia. Oczywistym jest, że wyjdą na ten mecz bardziej skupieni, żeby zakończyć rywalizację już teraz, ale my ani myślimy odpuścić. Nie możemy się poddać. Wygrywamy pierwszego seta i zaczynamy wierzyć w nasze możliwości. Rzeszowianie starają się ostudzić nasz zapał, wygrywając na przewagi drugiego, ale kolejne dwa są już zapisane na nasze konto. Wyrównujemy stan rywalizacji i czeka nas piąty mecz w Rzeszowie.
Praktycznie nie mam czasu na relaks, bo ostro przygotowujemy się do tej najważniejszej batalii. Stres też wkrada się w nasze szeregi, ale staramy się rozwiać go jednym dowcipem. Najczęściej pada on z ust Winiara, który chyba nocami i dniami śledzi wszystkie możliwe strony, bo sypie żartami jak z rękawa.
Żegnam się z Lilką mało optymistycznie, lecz ona ciągle powtarza, że w nas wierzy. Nie mogę jej zawieść, więc wsiadam do autokaru Skry zmotywowany najbardziej w tym roku. Nawet przez myśl nie przeszło mi w poprzednim sezonie, że będziemy musieli bić się już w ćwierćfinale z Resovią. W półfinale, finale - podejrzewałem to. Ale w takim momencie rozgrywek?
Nie wchodzimy w mecz dobrze. Przegrywamy pierwszego seta, przegrywamy drugiego seta, a w trzecim łapiemy ostatnią okazję i wygrywamy. Opadają z nas negatywne emocje, czujemy się silni, więc kolejnego wygrywamy kolosalną różnicą punktów. Tie-break nie jest prosty. Po obydwu stronach siatki zaczynają grać emocje. Wszystko ma się rozstrzygnąć w jednym secie, w dodatku takim, który rozgrywany jest do piętnastu punktów. Nie wierzę, że którykolwiek siatkarz czuje się komfortowo z taką myślą.
Przegrywamy trzema punktami, do żadnego z nas to nie dociera. Czujemy, że jeden punkt mógł zaważyć o tym, żebyśmy już nie dali wydrzeć sobie tego prowadzenia, ale możemy tylko gdybać. Plińskiego zdecydowanie ponoszą emocje, a ja nie wiem, czy powinienem go uspokajać, czy może iść do Zatora, który siedzi ze łzami w oczach na krzesłach dla rezerwowych zawodników. A może powinienem podejść do Aleksa, który ukrywa twarz w dłoniach i nie chce na nikogo spojrzeć? Mam taki mętlik w głowie, że zwyczajnie siadam na ziemi, żeby wpatrywać się w parkiet. Po chwili dołącza się do mnie Michał.
- Dociera to do ciebie? - pyta, spoglądając na mnie smutnymi, niebieskimi oczami. Kręcę głową, bo nie chce mi się nawet odpowiadać. - Do mnie też nie. To wszystko mogło wyglądać inaczej. To my mogliśmy się cieszyć. To my mogliśmy grać o medale. Pierwszy raz od...
- Proszę cię, przestań - przerywam mu wreszcie. - Osiągnąłem ze Skrą wszystko. Teraz muszę przełknąć gorycz porażki. Chodź do szatni.
Pomagam mu wstać z boiska i razem kierujemy się do miejsca, gdzie znajduje się większość naszych kolegów. Cisza, która panuje w pomieszczeniu, definiuje wszystko. Żaden z nas nie chce teraz słuchać podniosłych słów pocieszenia, czasem słychać tylko ciche „kurwa” wypowiedziane pod nosem przez któregoś z chłopaków. Wszyscy wychodzą i powoli kierują się do autokaru, a ja jeszcze zostaję i rozglądam się, czy na pewno niczego nie zostawiłem. Wesołe głosy Resoviaków za drzwiami powodują, że jestem jeszcze bardziej zdenerwowany na siebie. W końcu nie wytrzymuję, chwytam buta i rzucam nim przez całą długość szatni, tak że uderza o przeciwległe drzwi do łazienki. Po chwili dołączam do niego drugiego buta, koszulkę, spodenki, a gdy chwytam bluzę, czuję czyjąś dłoń na ramieniu.
- Maniek, idziemy.
Winiarski zbiera moje rzeczy, wrzuca je do torby treningowej i pokazuje mi ruchem głowy, że mam iść przed nim. Czuję się jak dziecko złapane na gorącym uczynku, więc grzecznie podążam na zewnątrz. W autokarze nie odzywam się ani słowem, smaruję tylko post na Twitterze i wiadomość do Lilki, że mam się dobrze. Mijam się z prawdą, ale nie chcę, żeby zamartwiała się faktem, iż mam beznadziejne samopoczucie.
Wracamy w ciszy. Większość z nas leży z zamkniętymi oczami, ale wątpię, żeby spali. Ja też w końcu delektuję się ciemnością, a mimo wszystko ciągle myślę. Rozkładam mecz na czynniki pierwsze, staram się zrozumieć nasze błędy. Nic mi z tego nie przychodzi, tylko denerwuję się jeszcze bardziej i sam nie wiem, czy na siebie, czy na ludzi wokół. Dojeżdżamy do Bełchatowa bardzo późno, więc proponuję Winiarowi, żeby przyszedł na te kilka godzin do mnie, a dopiero rano wrócił do Częstochowy. Michał zgodziłby się, gdyby nie fakt, że na parkingu czeka już na niego Dagmara, drzemiąca w samochodzie. Winiarski puka w szybę cicho, a kobieta i tak podskakuje przerażona. Odblokowuje drzwi i wychodzi, żeby uściskać swojego męża. Obserwuję ich ze znaczącej odległości, więc tylko macham Winiarskim na pożegnanie, pieszo kierując się do mieszkania.
Lilka śpi w sypialni, po cichu się rozbieram, biorę prysznic, a potem kładę obok niej, od razu szczelnie obejmując ją ramionami. Czuję, jak zaciska dłoń na mojej koszulce. Opieram policzek o czubek jej głowy i nareszcie udaje mi się zasnąć, choć nie są to do końca spokojne sny.
Budzę się, gdy Ostrowskiej już przy mnie nie ma. Nie dziwię się, dochodzi południe, ale musiałem odespać noc w autokarze. Wchodzę zaspany do salonu, a dziewczyna siedzi przed telewizorem i skacze po kanałach. Dosiadam się do niej, a kiedy przelatuje nam przed oczami Polsat Sport, mam ochotę znów czymś rzucić, bo pokazują nasz wczorajszy mecz.
- Jak się czujesz? - pyta zatroskana, gdy opieram głowę na jej ramieniu.
- Bywało lepiej... - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Posłuchaj, chciałbym wziąć tutaj dzisiaj Arka. Dawno się z nim nie widziałem, a wasza obecność może mnie skutecznie uspokoić.
Czuję, że pod wpływem moich słów się spięła, ale kiedy podnoszę głowę i patrzę na nią, widzę tylko szeroki uśmiech.
- Dobry pomysł. Załatw to, a ja pójdę zrobić obiad.
Chcę jej pomóc, ale ona już znika z mojego pola widzenia. Biorę szybki prysznic, a potem dzwonię do Pauliny. Po naszej ostatniej kłótni nie rozmawialiśmy ze sobą, wymienialiśmy jedynie krótkie wiadomości o Arku. Nie jest zachwycona moim pomysłem, ale nie może się nie zgodzić, bo biorę ją na litość - proszę, żeby się zgodziła, bo spotkanie z Arkiem jest jedyną rzeczą, która może osłodzić mi gorycz porażki. Mówi, że przywiezie go za godzinę, ale muszę odwieźć go wieczorem. Przystaję na tę propozycję.
Sycę się obecnością Lilki, póki nie słyszymy dzwonka. Dopiero wtedy pozwalam jej odsunąć się ode mnie, a sam wstaję i idę do drzwi. Paulina stoi za progiem z delikatnym uśmiechem, a Arek od razu podbiega, by wtulić się w moje nogi. Podnoszę go do góry i całuję w czółko.
- Dziękuję, że go przywiozłaś - odzywam się pierwszy.
- Nie ma za co. Gratuluję dwóch wygranych w Bełchatowie. Szkoda, że się wam nie powiodło. Zasłużyliście na ten awans - mówi, starając się mnie nie urazić. - Do zobaczenia wieczorem.
Zamykam za nią drzwi, stawiając przy okazji synka na ziemi. Pomagam mu się rozebrać, a on trajkocze jak najęty o tym, że oglądał mnie w telewizji. Cieszę się z tego powodu i prowadzę go do salonu, gdzie od razu wpada w ramiona Lilki.
Dla osobnika z zewnątrz moglibyśmy wyglądać jak szczęśliwa rodzina, gdy Arek rysuje obrazki, Lilka mu pomaga, a ja staram się przygotować coś do jedzenia. Dopiero kiedy siadamy przy stole, żeby zjeść zrobioną przeze mnie jajecznicę, a Arek zaczyna opowiadać o domu, przepaść między rodziną Wlazłych, a parą Mariusz-Lilka staje się rzeczywista.
- Tato, wrócisz do nas do domu? - pyta synek. - Lilka też mogłaby z nami zamieszkać, mamy wolny gościnny pokój!
Uśmiecham się, bo cieszy mnie troska chłopczyka o dziewczynę. Jednocześnie pod stołem kładę dłoń na kolanie Ostrowskiej.
- Wiesz, to nie jest takie proste - odpowiadam. Czuję, jak Lilka splata swoje palce z moimi. - Nie umiemy z mamusią dojść do porozumienia, a chyba lepiej, że się nie kłócimy?
- Ale mama już się nie spotyka z wujkiem Konradem, bo powiedziała, że teraz najważniejszy jestem ja i ty! - mówi Arek.
Nie wiem, jak zareagować na takie rewelacje, więc spoglądam na Lilkę, ale ona ma równie zdezorientowaną minę, co ja. Nie spodziewaliśmy się, że chłopczyk powie coś takiego, nie mamy pojęcia, co mu odpowiedzieć, ale on - jak to małe dzieci - zaraz zaczyna opowiadać o czymś zupełnie innym.
Liliana
Czas ćwierćfinałów był
bardzo napiętym okresem w moim życiu, w większości z zupełnie innych powodów
niż emocjonujące mecze. Ostatecznie Skra przegrała, a Mariusz mocno to
przeżywa. Przecież jest w tej drużynie od tylu lat, po takich wspaniałych
zwycięstwach niełatwo przyzwyczaić się do myśli o porażce. Dlatego nie dziwię
się, gdy następnego dnia oznajmia, że chce spotkać się z Arkiem. Na początku
spinam się z tego powodu, ale po chwili przywdziewam zadowoloną maskę i
stwierdzam, że idę zrobić obiad. W oczekiwaniu na przyjazd małego Wlazłego
napawamy się swoją obecnością, a w mojej głowie ciągle krążą natrętne myśli o
tym, że już dawno nie powinno mnie tu być, że już dawno powinnam zostawić ich
rodzinę w spokoju. Ale nie potrafię tego zrobić, gdy Maniek na każdym kroku
daje mi do zrozumienia, jak bardzo jestem dla niego ważna. Swoim odejściem
zraniłabym i jego, i siebie, a tego przecież nie chcę. Mariusz pozwolił mi
odżyć na nowo, dzięki niemu odnalazłam swoje miejsce na ziemi i uwierzyłam, że
jeszcze coś dobrego może mnie spotkać. Jak mogę tak po prostu, z dnia na dzień,
pozbawić samą siebie sensu życia?
Obserwując szczęśliwego
Arka i uśmiechniętego Mariusza moje poczucie winy z każdą chwilą narasta, nie
mogę wyrzucić z głowy myśli, że przeze mnie tak rzadko się widują. Gdy malec
zaczyna pytać Mariusza, kiedy wróci do domu, moje serce pęka na miliony małych
kawałeczków. Ukrywam to pod pozorem zdziwienia, ale tak naprawdę mam ochotę
zacząć głośno szlochać i krzyczeć, że życie jest niesprawiedliwe.
- Napiłbym się kakao –
stwierdza trzylatek, gdy we trójkę siedzimy w salonie i oglądamy jakąś bajkę.
- My w ogóle mamy w domu
kakao? – pyta zdezorientowany Mariusz.
- Chyba nie – odpowiadam.
– Pójdę do sklepu – proponuję i wstaję z kanapy.
- Nie, Lilka, ja pójdę.
Pięć minut beze mnie wytrzymacie, nie? – zwraca się do synka.
- Ale wróć szybko,
tatusiu! – rozkazuje Arek i uśmiecha się uroczo.
Wracam na kanapę, siadam
obok małego i dalej oglądamy bajkę, a Wlazły wychodzi do sklepu. Przez kilka
minut siedzimy w ciszy, którą przerywa malec.
- A ty, Lilka, myślisz, że
tata wróci kiedyś do naszego domu? – pyta z nadzieją w głosie i oczach.
- Kiedyś na pewno –
odpowiadam, czując, jak gula w moim gardle szybko się powiększa. Przełykam
głośno ślinę, ale Arek jeszcze nie rozumie, co to oznacza.
- Bo wiesz, ja bym bardzo
chciał, żeby tatuś już wrócił. Żebyśmy znów bawili się w super-bohaterów, żeby
Oliwier do nas przyjeżdżał, a nawet żeby tak obrzydliwie całował mamę. –
Ostatnie stwierdzenie budzi we mnie jednocześnie śmiech i ból. W oczach
trzylatka zauważam pojedyncze łzy.
- Ej, mały, co jest?
- Nic – odpiera,
przecierając oczka. – Chciałbym, żeby to „kiedyś” było już teraz.
- Nie martw się. To
„kiedyś” nadejdzie już niedługo. Gwarantuję ci to.
Wiem, co mówię, bo w tym
momencie podejmuję jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu. Ten ckliwy
moment przerywa nam powrót Mariusza z paczką kakao w ręku. Wieczorem Wlazły
odwozi syna, a ja siedzę przed telewizorem i ciągle rozmyślam. W mojej głowie
toczy się wojna pomiędzy tym, co powinnam, a tym, czego pragnę. Prawdopodobnie
nie myślałabym nad tym wszystkim tak intensywnie, gdyby jedyną rodziną Mariusza
była Paulina, wtedy wybór pozostawiłabym jemu, wtedy o tej sytuacji bym mu
opowiedziała, ale jest Arek. Dziecko, które nie zrobiło nic złego i zasłużyło
na to, żeby mieć pełną rodzinę. Nie mam pewności, że jeśli odejdę, to rodzina
Wlazłych znów będzie szczęśliwa, ale mam pewność, że to nie ja będę przyczyną
ich rozłąki i problemów.
Próbuję powstrzymać
spływające do oczu łzy, ale niewiele mi z tego wychodzi. Powstrzymuję to
jednak, gdy słyszę dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Mariusz rozbiera się i
siada obok mnie na kanapie, a ja wtulam się w jego miękkie i ciepłe ramię,
wiedząc, że ten sielankowy stan nie potrwa zbyt długo. Tego wieczoru sama
proszę się o jak najwięcej chwil namiętności, chcę zapamiętać to wszystko jak
najlepiej. Smak jego warg, kolor i głębię jego oczu, każde słowo szeptane
podczas pocałunku, a przede wszystkim jego promienny uśmiech, który jest
odpowiedzią na mój delikatny ruch warg. Gdybym tylko mogła, zostałabym w jego
ramionach do końca świata i niczym się nie przejmowała, ale życie jest dużo
brutalniejsze, niżbym tego pragnęła.
Kolejne dni zlewają się w
jedną, niemal identyczną, niczym niezakłóconą całość. Cieszę się ostatnimi
dniami w obecności Mariusza. W głowie mam już plan, jak to wszystko rozegrać,
żeby jak najmniej bolało. Podczas wyjazdu bełchatowian na drugi mecz z Lotosem
nie potrafię usiedzieć na miejscu, mam przemożną ochotę wygadać się i wypłakać
w czyjeś ramię. W akcie desperacji zrywam się z kanapy, chwytam kurtkę i biegnę
do mieszkania Makowskiego. Tym razem drzwi otwiera mi on, całkowicie ubrany.
Gdy tylko wchodzę do pomieszczenia, rzucam się w ramiona przyjaciela i trwam
przez kilkadziesiąt sekund w tym uścisku. Rozbieram się i ciągnę go na kanapę
do salonu, gdzie zazwyczaj spędzaliśmy miło czas. Siada obok mnie, a ja opieram
głowę o jego ramię. Jest zdziwiony moim nagłym przypływem emocji, ale chyba też
nieco go to cieszy. Mnie również, bo tęskniłam za naszymi przyjacielskimi relacjami.
Po trzydziestu minutach
wychodzi, żeby zrobić nam herbatę, a ja nadal siedzę jak zaczarowana i wpatruję
się w ścianę. Od przybycia w ogóle się nie odezwałam, ale po prostu potrzebuję
czyjejś obecności. Wraca z kuchni z dwoma kubkami, siada obok mnie i patrzy na
mnie poważnym wzrokiem.
- Powiesz w końcu, co się
stało? – pyta nerwowo. – Ostatni raz byłaś tak przybita, jak wróciłaś z
Warszawy.
- Miałeś rację –
odpowiadam lakonicznie.
- W czym? – dopytuje
zdezorientowany.
- Powinnam była uważać na
swoje uczucia, w ogóle powinnam była uważać…
- Lilka, możesz jaśniej?
Przecież jeśli mi nie powiesz, to ci nie pomogę.
Zgodnie z jego własną
prośbą opowiadam mu dokładnie całą sytuację. Wszystko od początku, od momentu
zamieszkania z Mariuszem. Każdy ważniejszy dla nas dzień, to jak stopniowo się
do siebie zbliżaliśmy, nasz pocałunek w Sylwestra i decyzję o podjęciu próby
bycia razem w ten pokręcony sposób, kończąc na wizycie Pauliny i rozmowie z
Arkiem. Rafał patrzy na mnie z niedowierzaniem, prawdopodobnie wyrzuca sobie,
że nie zdołał tego w odpowiednim momencie powtrzymać.
- Wybacz, że cię nie
posłuchałam…
- Ale byliście szczęśliwi.
– Zaskakuje mnie tym stwierdzeniem. – Nawet nie wiesz, jak bardzo pozytywna
energia biła od waszej dwójki, kiedy tylko jedno było w pobliżu drugiego. Gdyby
nie on pewnie byś się w życiu nie podniosła, a on gdyby nie ty też by ciągle
rozpamiętywał błędy. Daliście sobie nadzieję i wolę walki.
- Nie masz mi tego za złe?
– pytam zdziwiona.
- Lilka, co mam mieć ci za
złe? To, że znalazłaś osobę, która pomogła ci odnaleźć na nowo sens życia, że
wróciła stara dobra Lilka?
- Nie wiem, Rafał, nie
wiem… Nie byłeś zadowolony z tego wszystkiego.
- Po prostu wiedziałem, że
kiedyś nadejdzie właśnie taki moment jak ten, że jesteś zbyt dobrym człowiekiem,
żeby rozbić ich rodzinę i nawet jeśli Mariusz nie będzie chciał wracać do
Pauliny, to ty go do tego zmusisz. Ale teraz wiem, że to było wam obojgu
potrzebne. Rozstanie będzie was bolało, ale wyjdziecie z tego silniejsi i
zmotywowani do dalszego życia.
- Więc sądzisz, że
podjęłam słuszną decyzję?
- Tak, Liluś – stwierdza i
przytula mnie mocno do siebie. – Znajdziesz jeszcze swoje szczęście, może nie
będzie to tak mocna więź jak z Filipem, czy tak czysta i piękna jak z
Mariuszem, ale w końcu odnajdziesz kogoś, kto cię pokocha całym sercem.
Pamiętaj, że jestem przy tobie, choćby nie wiem co.
Rozmowa z Rafałem pozwala
mi ostatecznie podjąć decyzję i zebrać w sobie siły, by doprowadzić mój plan do
skutku. Przede mną ostatnie dwa tygodnie z Mariuszem, potem wszystko pryśnie
jak mydlana bańka, świat już nigdy nie będzie taki sam.
Siedzę w swoim pokoju i
brzdąkam na gitarze, wpatrując się w widok za oknem. Nie potrafię się
powstrzymać przed śpiewaniem „Zawsze tam gdzie ty”. Ta piosenka jest klamrą
ostatnich trzech lat mojego życia. Na niej skończyła się moja miłość z Filipem,
od niej zaczęło się moje uczucie do Mariusza. Nie umiem przy niej nie płakać,
dlatego mój głos drży, a struny gitary drżą bardziej niż zazwyczaj. Nie
zauważam nawet, jak Mariusz wraca z Gdańska, i siada na skraju łóżka, wpatrując
się we mnie. Nie pytam, czy wygrali, to nie ma dla mnie w tej chwili znaczenia.
Po raz pierwszy nie interesuje mnie nastrój Wlazłego, nie interesuje mnie to,
czy jest głodny, czy nie. Zamknęłam się we własnym przesiąkniętym bólem świecie
i za żadne skarby nie chcę z niego wyjść. Łzy spływają strumieniami po moich
policzkach, a ja siedzę na kolanach Mariusza, który kołysze mnie uspokajająco.
Gdy kładzie mnie do łóżka, nie pyta, czy wszystko w porządku, po prostu kładzie
się obok mnie, czule mnie całuje, wtula w mój obojczyk, szepcząc, że nigdy mnie
nie zostawi, a ja wybucham jeszcze większym płaczem, lecz po kilkunastu
minutach zasypiam.
~*~
Repugnance: Z racji tego, że Commi ma nas gdzieś i pojechała wygrzewać się pod palmami, a mnie zostawiła samiusieńką w Polsce, jesteście skazani tylko na mnie oraz moje humory. Więc proszę się nie śmiać z tego, że mam łzy w oczach zawsze, gdy czytam ostatnie rozdziały tej historii. Pocieszę was: będzie jeszcze gorzej! Do następnego :* Ach, no i jak mogłabym zapomnieć: WŁOSI! ♥
Pierwsza i rezerwuje. Na nic innego teraz mnie nie stać. Rozpizdziel psychiczny do kwadratu. Chlip... Jesteście genialne. Więcej wkrótce a i jeszcze jeden chlip no bo jeszcze tylko dwa tygodnie tu :(
OdpowiedzUsuńXoxo K.
Nie może się skończyć źle, a jednak chyba tak będzie. Dobrze wiem że wszystko od początku i od tytułu skończy się źle a jednak chyba nie byłam na to gotowa. Tylko obecność mamy w tym samym pokoju w trakcie czytania powstrzymała mnie przed popłakaniem się. To jest tak cholernie prawdziwe. Lajf is brutal, full of zasadzkas and sometimes kopas w dupas. Innych mniej drugich bardziej. Ci dwoje to chyba zbierają za kilka osób... Szczęście jest ulotne jak motyl więc trzeba się nim póki można cieszyć. Wiem ale i tak nie rozumiem jak to pierdolone życie może kogoś tak krzywdzić. Wątpię żeby rodzina Wlazłych się z powrotem pogodziła. Dobro Arka dobrem Arka jednak coś takiego było by sztucznym nieprawdziwym i nie potrzebnym oszukiwaniem młodego bo to chyba jasne że uczucia w tym wypadku już nie istnieją. Z niewolnika nie ma dobrego pracownika więc cholera ja wiem że Paulyna chce wrócić do Mańka ze strachu ale to będzie tylko dalsze męczenie go, trzymanie na siłę i zniszczenie odbudowania go. Zniszczenie czegoś co Lilce udało się tak ładnie odbudować. Zdrada dla mnie jest czymś niewybaczalnym i nie powinna zostać zapomniana... Dziewczyny jesteście CUDOWNE razem i osobno. A to co tutaj stworzyłyście jest magiczne, szczególnie że piekielnie boli i daje do myślenia. Eh kurde i cholera. Wyczuwam duże płakanie na epilogu. Ciągle chcę żeby tak nie było jednak niestety chyba tak będzie. Normalnie was teraz nieciepię ale tak pozytywnie. Mimo wszystko mam nadzieję że albo Lilce się ostatecznie uciec nie uda, albo Rafał ją wyda, albo Maniek się ogarnie i będzie jej szukał. W każdym razie walczył bo widać jak pięknie ważna jest dla niego.
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=dyYAdJGbpjA i jeszcze taki tam soundtrack w gratisie. Żeby tylko Lilka to przetrwała. Bo tak myślałam że może się załamać i zabić
xoxo K.
Nie wiem,czy Lilka robi dobrze... może i to poczucie, że dzięki niej rodzina Wlazłych się zejdzie,jednak jest to świadome przyznanie się do porażki. Odpuściła,pomimo, że zależy jej na Mariuszu. Mam nadzieję, że atakujący weźmie sprawy w swoje ręce,bo jestem przekonana, że Arek to zrozumie,i na pewno mu wybaczy...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Placzę... Przepraszam, ale więcej napisze, jak się uspokoje..
OdpowiedzUsuńCudowne!
płacze. to jest piękna miłość i mam nadzieje że będzie TRWAĆ! oby dwoje zasługują na to. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie będę oryginalna. Popłakałam się jak głupia.
OdpowiedzUsuńJesteście genialne. Stworzyłyście coś niesamowitego.
Jeszcze gorzej? Nie strasz. Chyba nie ma idealnego wyjścia z tej sytuacji, ale nadal próbuję zachować cień nadziei, że ich miłość przetrwa :)
ja przepraszam za słownictwo w moim komentarzu, ale kurwa żesz mać. od początku tego opowiadania przeczuwałam, że to się nie może dobrze skończyć. nie zaskoczę też więc mówiąc, że siedzę i wyję, bo jest mi tak smutno i źle, bo czuję się w tym momencie jakbym była Lilką, bo oni powinni być razem. i tak sobie będę płakać w oczekiwaniu na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńO matko... Lilka, proszę Cię!
OdpowiedzUsuńNie, nie, dziewczyny nie róbcie mi tego, nie rozdzielajcie tej dwójki... Może i nie popłakałam się na tym rozdziale, rzadko płaczę na ogół, ale ten rozdział wywołał u mnie jakieś nieprzyjemnie ukłucie w brzuchu. A słowa Arka... Cholera jasna, tak mnie przytkało, że sama nie wiem, co powiedzieć.
To nie może się skończyć źle. Po prostu nie może.
Buziaki, czekam na coś nowego :*
To ja się już może nastawię, że wszystko skończy się źle ;-; Nie chcę tego. Bardzo nie chcę, ale po tym rozdziale trochę bardziej zrozumiałam Lilkę. Te wszystkie sceny z Arkiem rozrywają serce. Wiadomo, że dla niego najlepiej byłoby gdyby rodzice się pogodzili, tylko czy Mariusz będzie umiał żyć jeszcze z Pauliną? Smutne to wszystko ;<
OdpowiedzUsuńNie wiem sama co napisać, tak zżyłam się z tą historią. Nie tylko ty płaczesz;( Nie mogę sobie wyobrazić zakończenia i wole o nim nie myśleć. Jest to jeden z najwspanialszych blogów jakie kiedykolwiek czytałam i nie wyobrażam sobie jego zakończenia. Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńW tej chwili to sama nie wiem czy chcę znać zakończenie tej historii. Nie zapowiada się na szczęśliwe przynajmniej dla Lilki. Chociaż z jednej strony wcale się nie dziwię, że chce jak najlepiej dla tego dziecka!
OdpowiedzUsuńNie wiem co mam napisać. Ten rozdział całkowicie mnie rozkleił i nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Dobro Arka jest najważniejsze, to nie ulega wątpliwości ale myślę, że będzie dla niego najlepiej jak jego rodzice się rozwiodą. Na razie będzie mu ciężko ale gdy będzie starszy to zrozumie dlaczego tak musiało się stać.
OdpowiedzUsuńOwszem Arek jest najważniejszy i nie dziwi mnie to, że on chce aby jego rodzice znów byli razem. Jednak nie wydaje mi się aby wyszło to na dobre. Lilka tym bardziej nie powinna czuć się winna, ze rozbija ich rodzinę, bo to nie ona doprowadziła do całej tej sytuacji. To Paulina jest wszystkiemu winna, a że teraz chce odzyskać to co straciła z własnej głupoty, to wydaje mi się, że Lilka wcale jej tego nie powinna ułatwiać. To do Mariusza należy ostateczna decyzja. I ani Paulina ani Lilka nie powinny za niego jej podejmować. Bo to raczej do niczego dobrego nie doprowadzi.
OdpowiedzUsuńUważam, że Lilka źle postępuje. Niestety, takie jest życie. Paulina odeszła od Mariusza i doskonale wiedziała jakie mogą się z tym wiązać konsekwencje, a Arek tęskni za ojcem jak każdy dzieciak. To, że Maniek wróciłby do żony wcale nie oznacza, że byliby wszyscy tacy wielce szczęśliwi. Domyślam się, że ciągle trwała kłótnia o to, o tamto... Nie wiem, czy Arek chciałby żyć w takiej rodzinie...
OdpowiedzUsuńOj... Lilka, nie zadreczaj sie! Sa dorosli i tak zrobia co beda chcieli. A Arek... w koncu zrozumie ze trzeba wybrac mniejsze zlo, bo tak jakby chcial i tak nie bedzie. To madre dziecko, da rade sie z tym pogodzic.
OdpowiedzUsuńLilka nie może decydować za nich oboje. Nie chce niszczyć rodziny Mariusza, ale musi pamiętać, że to Paulina pierwsza odeszła od męża. Teraz raptem chce wrócić... Arek chce normalną rodzinę. Ale jest inteligentny, na pewno zrozumiałby, że rodzice już się nie kochają, że wolą od siebie odejść niż ranić siebie nawzajem. Dlatego uważam, że Lilianna powinna powiedzieć Mariuszowi o wizycie Pauliny, o jej zamiarach. I obydwoje powinni dojść do wspólnego porozumienia.
OdpowiedzUsuńhej, nominowałam Wasz blog do Liebster Awards. Więcej informacji u mnie, oladreams.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Award ;)
OdpowiedzUsuńSzczegóły -http://isczaglosemserca.blogspot.com/2013/07/liebster-award.html
Z jednej strony nie dziwie się, że chce dobrze dla małego Arka, ale z drugiej strony podejmuje decyzję za siebie i Mariusza. On z nią jest szczęśliwy i w końcu czuje to co już dawno zagubił w związku z Pauliną. Ok mają dziecko, ale czasami nie warto się męczyć i żyć razem tylko dlatego, że jest dziecko. On jest szczęśliwy z nią, ona znim, a znikając z jego życia unieszczęśliwi siebie i jego.
OdpowiedzUsuń