Mariusz
Ten występ Liliany różni
się od pozostałych. Wydaje mi się, że wkłada w niego jeszcze więcej energii i
serca niż zazwyczaj, Rafał zresztą ma podobne odczucia, bo w pewnym momencie
pyta mnie, czy widzę jej zaangażowanie. Kiwam tylko twierdząco głową, wsłuchując
się w głos dziewczyny. Gdy schodzi ze sceny, staje od razu obok Makowskiego,
a mnie nie zaszczyca nawet krótkim spojrzeniem. Nasz przyjaciel ciągle
porusza jakieś mało istotne tematy, podczas kiedy ja wciąż się w nią wpatruję.
Lilka nic sobie z tego nie robi, już po chwili stwierdza, że idzie do domu i w
tym momencie jej nie ma.
- No, idź za nią - popędza mnie Rafał.
- Skąd wiesz, że chcę za nią iść?
Przewraca oczami i mruczy coś pod nosem, ale nie słucham go. Ma rację, więc zrywam się z barowego stołka, chwytam skórzaną kurtkę leżącą obok mnie i żegnam się z nim. Wychodzę z baru, ale nigdzie ani śladu Liliany. Idę kawałek w stronę mieszkania, które aktualnie zajmuje, lecz wtedy odwracam się, tchnięty nagłym przeczuciem i widzę ją na ławce w parku. Podchodzę coraz bliżej, a ona z każdym krokiem wydaje się coraz bardziej nieobecna. Oczy ma skryte za pochmurną zasłoną, jakby błądziła setki kilometrów od Bełchatowa. Otrzeźwia się dopiero w chwili, gdy siadam obok niej i pytam, czy możemy porozmawiać.
- Nie musisz mi niczego wyjaśniać, Mariusz. Rozumiem cię - odpowiada, wstając.
Nie ma czasu na zrobienie choć kroku, bo łapię ją za nadgarstek i ciągnę z powrotem na miejsce obok mnie. Siada zdziwiona, a ja nagle zapominam, co chciałem jej powiedzieć. Jej wzrok mnie rozprasza, a rozwiane rude włosy peszą. Widzę, że wyczekuje jakiejś mojej reakcji, więc po chwili wahania zaczynam mówić.
- Przepraszam, że wtedy wyszedłem. Przerosła mnie cała ta sytuacja, twoje cierpienie. Nie powinienem był cię zostawiać bez słowa, a już na pewno nie powinienem wyjeżdżać bez odzewu. Zrozum mnie, musiałem to wszystko przemyśleć. Dopiero w Katarze dotarło do mnie, że muszę zwyczajnie ci o tym powiedzieć, bo chcę dalej móc z tobą rozmawiać, a przede wszystkim chciałbym ci pomóc.
Jak długo mówię, tak długo Lilka nie rusza się nawet o milimetr. Kiedy docieram do końca mojego krótkiego monologu, uśmiecha się delikatnie, ale nie sztucznie. Wiem, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak jak jeden uśmiech skierowany do mnie nie oznacza, że wszystko wróciło do normy, ale gdzieś w głębi siebie czuję, że mamy szansę na powrót do normalnych stosunków.
- Myślę, że możemy zapomnieć o tym tygodniu milczenia - stwierdza, dalej się uśmiechając. - Może odprowadzisz mnie do mieszkania i opowiesz mi, jak zdobywało się brązowy medal?
Z pozoru nic nie znaczące pytanie pozwala nam na zwyczajną rozmowę w czasie drogi na osiedle, gdzie mieszka Makowski. Jestem zdziwiony swobodą, z jaką wymieniamy między sobą zdania i właśnie ten fakt długo nie pozwala mi zasnąć.
- No, idź za nią - popędza mnie Rafał.
- Skąd wiesz, że chcę za nią iść?
Przewraca oczami i mruczy coś pod nosem, ale nie słucham go. Ma rację, więc zrywam się z barowego stołka, chwytam skórzaną kurtkę leżącą obok mnie i żegnam się z nim. Wychodzę z baru, ale nigdzie ani śladu Liliany. Idę kawałek w stronę mieszkania, które aktualnie zajmuje, lecz wtedy odwracam się, tchnięty nagłym przeczuciem i widzę ją na ławce w parku. Podchodzę coraz bliżej, a ona z każdym krokiem wydaje się coraz bardziej nieobecna. Oczy ma skryte za pochmurną zasłoną, jakby błądziła setki kilometrów od Bełchatowa. Otrzeźwia się dopiero w chwili, gdy siadam obok niej i pytam, czy możemy porozmawiać.
- Nie musisz mi niczego wyjaśniać, Mariusz. Rozumiem cię - odpowiada, wstając.
Nie ma czasu na zrobienie choć kroku, bo łapię ją za nadgarstek i ciągnę z powrotem na miejsce obok mnie. Siada zdziwiona, a ja nagle zapominam, co chciałem jej powiedzieć. Jej wzrok mnie rozprasza, a rozwiane rude włosy peszą. Widzę, że wyczekuje jakiejś mojej reakcji, więc po chwili wahania zaczynam mówić.
- Przepraszam, że wtedy wyszedłem. Przerosła mnie cała ta sytuacja, twoje cierpienie. Nie powinienem był cię zostawiać bez słowa, a już na pewno nie powinienem wyjeżdżać bez odzewu. Zrozum mnie, musiałem to wszystko przemyśleć. Dopiero w Katarze dotarło do mnie, że muszę zwyczajnie ci o tym powiedzieć, bo chcę dalej móc z tobą rozmawiać, a przede wszystkim chciałbym ci pomóc.
Jak długo mówię, tak długo Lilka nie rusza się nawet o milimetr. Kiedy docieram do końca mojego krótkiego monologu, uśmiecha się delikatnie, ale nie sztucznie. Wiem, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak jak jeden uśmiech skierowany do mnie nie oznacza, że wszystko wróciło do normy, ale gdzieś w głębi siebie czuję, że mamy szansę na powrót do normalnych stosunków.
- Myślę, że możemy zapomnieć o tym tygodniu milczenia - stwierdza, dalej się uśmiechając. - Może odprowadzisz mnie do mieszkania i opowiesz mi, jak zdobywało się brązowy medal?
Z pozoru nic nie znaczące pytanie pozwala nam na zwyczajną rozmowę w czasie drogi na osiedle, gdzie mieszka Makowski. Jestem zdziwiony swobodą, z jaką wymieniamy między sobą zdania i właśnie ten fakt długo nie pozwala mi zasnąć.
Liliana
Po wejściu do mieszkania
opieram się o drzwi i oddycham z ulgą. Nie mogę uwierzyć, że Wlazły po tym
wszystkim, co usłyszał, jest w stanie tak po prostu przebywać w moim
towarzystwie i jeszcze sprawia mu to przyjemność. Uśmiecham się sama do siebie
i czuję się jak pięcioletnie dziecko, które odzyskało swoją ulubioną zabawkę po
kilku dniach kary. Brakowało mi Mariusza, rozmów z nim, tego słodkiego uśmiechu
i jego relacji z Rafałem. Po raz pierwszy od dwóch tygodni czuję, że to wszystko
ma jednak jakiś sens, że istnieje nadzieja na lepsze jutro.
Kolejne dni upływają pod
znakiem dogłębnej analizy papierów związanych z barem Rafała. Zgodził się,
żebym mu pomogła wyjść z tego małego bagna, w jakie w ostatnim czasie się
wpakował. Sprawa nie wygląda tak poważnie, jak opisywał ją Makowski, ale
faktycznie lokal potrzebuje jakiegoś impulsu, który pomógłby mu zdobyć nowych
klientów, a starych zachęcić do częstszego odwiedzania. Potrzebna jest kampania
reklamowa i ciekawe atrakcje. Mam kilka pomysłów, które chcę spróbować
wprowadzić w życie. Rafał jest zaskoczony moim zaangażowaniem, ale i
szczęśliwy. Wobec tego wszystkiego wymyślił, że zatrudni mnie jednocześnie jako
menadżerkę. Wyśmiałam go, gdy podzielił się ze mną swoją koncepcją, ale na drugi
dzień ujrzałam umowę i nie miałam żadnego wyjścia.
W pierwszym tygodniu
listopada tak mocno się skupiam na kwestiach finansowych i marketingowych, że
rezygnuję chwilowo z występów w barze. Mój przyjaciel jest nieco niepocieszony,
ale to przecież on wymyślił mi nową pracę, więc nie może narzekać. Mnie jednak
też jest trochę z tego powodu przykro, bo to oznacza, że przez cały tydzień
nawet przez chwilę nie zobaczę Mariusza, chyba że w telewizji. Ciągle narzeka,
że nie ma czasu obejrzeć się za siebie, ponieważ trener daje im okrutny wycisk
na treningach, więc nie przychodzi do naszego mieszkania już tak często,
jedynie kilka razy w tygodniu wpada do baru na szybkiego drinka. Mimo to nasze
relacje ciągle ulegają pogłębieniu, dużo rozmawiamy, chłopaki spotykają się,
żeby obejrzeć mecze ligi hiszpańskiej, a ja im w tym towarzyszę, co w sumie obu
wprawia w zdumienie.
W środowy wieczór siedzę w
starym dresie w salonie i przeglądam papiery, co jakiś czas popijając herbatę z
sokiem malinowym. Gryzę końcówkę długopisu i przygotowuję zestawienie kosztów i
wpływów, lecz wiecznie coś mi się nie zgadza, nie mogę się skupić na swoim
zadaniu, dlatego decyduję się na bardziej kreatywną zabawę, czyli zastanawianie
się nad sposobami uatrakcyjnienia baru. Jednak wszystko mnie rozprasza, nic nie
mogę wymyślić, zupełnie nie wiem dlaczego. Idę do pokoju po gitarę, wychodzę na
balkon, siadam na posadzce i zaciągam się papierosem. Patrzę na ciemne, nocne,
bełchatowskie niebo, na którym nie widać żadnych gwiazd. Nieco się rozluźniam,
a potem zaczynam brzdąkać na gitarze. Nie gram żadnych konkretnych utworów,
raczej bawię się dźwiękami wydobywającymi się z instrumentu podczas szarpania
strun. Ćwiczę najtrudniejsze chwyty barowe, gdy ktoś oplata mi ramiona kurtką.
Zdezorientowana spoglądam w górę, zauważając Mariusza, który po chwili cmoka
mnie w policzek i słodko się uśmiecha. Dobrze, że jest ciemno, więc atakujący
nie jest w stanie zobaczyć mojego palącego rumieńca na policzku.
- Chcesz się przeziębić? –
pyta gniewnie, ale jednocześnie siada obok mnie i nie ukrywa swojego uśmiechu.
- Nawet gdybym się
przeziębiła, to znajdzie się ktoś, kto zaaplikuje mi jakiś magiczny napar i
następnego dnia będę zdrowa. – Uśmiecham się szeroko i puszczam mu oczko.
- Oj, Ostrowska,
Ostrowska, grabisz sobie!
- Ja? – pytam z miną
szczeniaczka, udając zdziwienie.
- Tak, ty, mądralo. –
Wstaje szybko z posadzki, wyciąga dłoń w moją stronę i niemal rozkazuje: -
Chodź do środka.
Łapię jego dłoń i
przechodzi mnie ciepły dreszcz. Ciągnie mnie do salonu, siadamy na kanapie i
dopiero w jasnym świetle rozchodzącym się po tym pomieszczeniu dostrzegam
konsternację i lekki smutek na twarzy siatkarza.
- Maniek, wszystko w
porządku? – pytam prosto z mostu.
- Tak, tak – odpowiada
szybko, za szybko, ale nie drążę dłużej tego tematu.
Po kilku minutach wchodzę
do pokoju z dwoma kubkami herbaty. Mariusz siedzi dalej na kanapie i wpatruje
się w papiery, które zostawiłam na stoliku. Zerka na mnie pytającym
spojrzeniem, a ja wzruszam bezwiednie ramionami.
- Bar Rafała ma kłopoty –
bardziej stwierdza, niż pyta. Siadam obok niego i kurczę się pod jego bacznym
spojrzeniem.
- Takie minimalne –
odpowiadam w końcu.
- Takie minimalne, że od
tygodnia nie występujesz, tylko siedzisz w domu, próbując coś z tym zrobić –
oznajmia, jakby był przekonany o swojej racji. Którą, swoją drogą, ma.
- Poprosił mnie o pomoc,
więc się tym zajęłam. A przerwa od występów raczej mi nie zaszkodzi. –
Przygryzam zdenerwowana wargę. Nie mam pojęcia dlaczego spojrzenie Wlazłego tak
mnie deprymuje.
- Ej, spokojnie. –
Uśmiecha się, widząc moje zakłopotanie i jednocześnie gładzi moją dłoń. – To
jakie problemy ma ten nasz kochany Makowski? – pyta po chwili.
- No cóż… Nie wiem, czy
chciałby, żebym ci o tym mówiła – odpowiadam skonsternowana.
- Lilka, przecież ja chcę
wam pomóc, a mam chyba w Bełchatowie jakieś chody, nie uważasz? – Chichoczę,
gdy widzę jego oburzoną minę i zaczynam opowieść o problemach Makowskiego.
Mariusz, o dziwo, słucha
mnie z zainteresowaniem, co jakiś czas wtrącając krótkie uwagi, często dopytuje
o szczegóły, jakby coś na ten temat wiedział. Czuć, że bardzo chce nam pomóc.
Przez następną godzinę przerzucamy się pomysłami na ratowanie lokalu.
Postanawiamy w ciągu kilku następnych dni porozmawiać o nich z Rafałem, bo
wydają się całkiem ciekawe i łatwe do realizacji, a mogą przynieść wymierne
korzyści. Gdy przestajemy już rozwodzić się nad sprawami baru, Mariusz opowiada
o treningach, meczach, wszystkim co związane z siatkówką, ani słowem nie
wspominając o rodzinie. Od Rafała wiem, że nic się nie zmieniło, Wlazły nadal
mieszka sam, a na dodatek w ostatnim czasie bardzo rzadko widuje się z synem,
co chyba odbija się na jego psychice, bo w jego oczach ciągle widzę czający się
smutek. Nie poruszam jednak tego tematu, nie chcę wprowadzać żadnych niezręczności.
Po dwóch godzinach luźnych rozmów, orientujemy się, że jest już dwudziesta druga.
Mariusz oznajmia, że musi lecieć. Odprowadzam go do drzwi i nagle zdaję sobie
sprawę z tego, że nawet nie wiem, po co przyszedł.
- A tak w ogóle to po co
dzisiaj tutaj przyszedłeś? – pytam zaintrygowana, a on nie udziela odpowiedzi
na moje pytanie, tylko uderza się otwartą dłonią w czoło, na co ja reaguję
gromkim śmiechem.
- Na śmierć bym zapomniał!
Przecież mam dla was bilety na mecz!
- Jaki mecz?
- Z Dynamem. Dla ciebie i
Rafała. Przyjdziecie? – Robi minę jak kot ze Shreka, a ja nie potrafię mu się
oprzeć.
- Pewnie! – Przytakuję
ochoczo i w podzięce całuję go w policzek.
- No, to do zobaczenia na
meczu. Dobranoc, Lilka.
- Dobranoc, Mariusz.
Zamykam drzwi i jak głupia
uśmiecham się sama do siebie, znowu.
Siedzimy z Rafałem w
łódzkiej Atlas Arenie na idealnych miejscach, z których doskonale wszystko
widać. Można swobodnie podziwiać zawodników, akcje i przeżywać jeszcze bardziej
emocje towarzyszące takim spotkaniom. Łódzka publiczność bardzo ciepło wita
Bartka, który od tego sezonu gra w Rosji. Mecz jest bardzo emocjonujący, pełen
zwrotów akcji, ale to Skra nadaje mu rytm i spokojnie wygrywa całe spotkanie za
trzy punkty. Na twarzach wszystkich siatkarzy widać te piękne i pokrzepiające
uśmiechy. Są szczęśliwi, choć to zaledwie jeden mecz, ale widać, że traktowali
go bardzo poważnie.
Po kilkunastu minutach
hala pustoszeje, a ja i Rafał schodzimy na parkiet, gdzie zawodnicy się
rozciągają. Chcę podejść do Mariusza i mu pogratulować, ale uprzedza mnie mały,
blondwłosy chłopczyk, który pojawia się obok Wlazłego i mocno w niego wtula.
Orientuję się, że to Arek, jego synek. Wyglądają razem tak uroczo, że o mało co
nie płaczę ze wzruszenia. Już wiem, dlaczego Mariusz jest tak empatycznym i
opiekuńczym człowiekiem. Siedzą obok siebie i żywo o czymś dyskutują. Malec
mocno gestykuluje i coś opowiada, w jednym momencie twarz atakującego strasznie
się spina. Jego oczy ciemnieją, a na ustach widać grymas bólu. Po chwili
pojawia się obok nich Paulina, Mariusz mierzy ją okrutnie surowym wzrokiem.
Patrzą na siebie kilka minut, a potem zaczynają się o coś kłócić. Czuję się jak
niechciany obserwator, mam ochotę uciec z hali, ale nie mogę się ruszyć, nogi
mam jakby przygwożdżone do powierzchni. Mariusz z Pauliną przekrzykują się
nawzajem, a w oczach małego chłopczyka zbierają się łzy. Obserwuję to wszystko
z niepokojem, chcę tam podejść i to przerwać, żeby Arek do reszty się nie
rozpłakał, ale uprzedza mnie Rafał. Paulina patrzy na niego z wyrzutem, że
przerwał im tę kłótnię, ale on cierpliwie im obojgu coś tłumaczy. Spogląda w
moją stronę i kiwa palcem, żebym podeszła. Zdezorientowana patrzę na niego z wyrzutem, lecz wykonuję jego
polecenie.
- Liliana, możesz wziąć ze
sobą Arka na zewnątrz? – pyta mnie Rafał, a moja mina wyraża ogromne
zszokowanie. Mariusz wzrok ma wpuszczony w ziemię, a Paulina mierzy mnie
złowrogim spojrzeniem.
- Chyba nie powinnam… - W
trzech słowach wyrażam wszystkie swoje wątpliwości.
- Arek i tak teraz zostaje
z Mariuszem, a ta dwójka – wskazuje na
małżeństwo Wlazłych – nie potrafi się dogadać, więc myślę, że nie będą mieli
nic przeciwko. – Oboje milczą. – Przecież widzisz, co się dzieje – dodaje
szeptem, tak że tylko ja go słyszę.
- To jak, mały, idziemy na
spacer? – pytam nerwowo Arka, obawiając się jego reakcji, ale on ochoczo łapie
mnie za dłoń, smutnym wzrokiem patrząc na rodziców.
- A mogę się pobawić z
Oliwierem? – pyta, gdy wychodzimy z hali.
- Pewnie, tylko trzeba
znaleźć Winiarskich. – Uśmiecham się do malca i prowadzę go na plac zabaw,
gdzie siedzą Michał i Dagmara.
Arek bawi się z Oliwierem,
biegają po zielonym terenie, a ja jak sparaliżowana siedzę obok rodziców tego
drugiego. Dagmara po naszym zapoznaniu nie odzywa się, a Michał nerwowo uderza
w swoje uda. Czuję się jak intruz. W powietrzu czuć napięcie, wiem, że
Winiarski chce mnie wypytać o wszystko, ale obecność żony go powstrzymuje. Po
kilkunastu minutach stwierdzają, że muszą już wracać do Częstochowy. Przyjmuję
to z ulgą, chociaż na widok znów smutnego Arka kraje mi się serce. W ramach
rekompensaty za szybkie rozstanie z przyjacielem proponuję mu powrót na halę,
sądząc, że ta cała farsa już się zakończyła. Mały przyjmuje to z niesamowitym
entuzjazmem, wierząc w to równie mocno jak ja. Gdy idziemy w stronę hali,
rozdzwania się mój telefon. Zatrzymujemy się i odbieram połączenie od Rafała.
- Wszystko jest w
porządku? – pyta na wstępie.
- Tak, jest okej, ale
chyba nie po to dzwonisz – prycham.
- Och, wiem, przepraszam.
Możesz zabrać Arka do naszego mieszkania?
- Ale po co? – pytam
zadziwiona.
- Po prostu go tam
zabierz, daj mu kolację, połóż spać w wolnym pokoju, a jak wrócę, to ci
wszystko wytłumaczę. Proszę. – W myślach widzę, jak wznosi oczy do nieba.
- Dobra – syczę i się
rozłączam.
Po godzinie Arek leży niespokojnie
w łóżku, chcę zgasić światło i wyjść, ale zatrzymuje mnie jego smutny głosik i
pytanie: „Przeczytasz mi bajkę, Lilka?” Odpowiadam na to uśmiechem, nie mam jak
czytać bajki, ale postanawiam mu ją opowiedzieć. Pod koniec opowieści o
Czerwonym Kapturku mały zasypia. Uśmiecham się, zauważając podobieństwo do
Mariusza, całuję go w czółko i wychodzę z pokoju. W kuchni siedzą Rafał i
Mariusz, ten drugi głowę ma opartą o stół, a Makowski majstruje coś przy
kuchence. Kręcę przecząco głową, wchodząc do pomieszczenia. Rafał patrzy na
mnie przepraszająco i wskazuje na Mariusza. Chyba chce, żebym go pocieszyła.
Siadam obok Wlazłego i delikatnie głaszczę jego plecy. Podnosi głowę i patrzy w
moje oczy, jego są niesamowicie smutne, widzę w nich łzy. Wtula się w moje
ramię i szepcze nieme: „Przepraszam”, a ja go uspokajam. Po paru minutach
siadamy w salonie, a ja oczekuję porządnych wyjaśnień, o czym obaj doskonale
wiedzą.
Mariusz
Siadamy wszyscy w salonie,
a ja ponownie ukrywam twarz w dłoniach . Lilka czeka na wyjaśnienia, które jej
się oczywiście należą, ale nie umiem nic wykrztusić. Pod powiekami ponownie
zaczynam czuć zbierające się łzy, a w ustach czuję nieprzyjemny smak. Ani Rafał,
ani Lilka nie odzywają się i cierpliwie czekają na moją reakcję, wpatrując się
we mnie w milczeniu. Wreszcie unoszę głowę, zarazem w geście rezygnacji
przeczesując włosy palcami.
- Paulina ostatnimi czasy znacznie rzadziej pozwalała mi na kontakt z Arkiem - zaczynam. Obydwoje kiwają głową, bo tę część historii znają doskonale. - Ciągle miała jakieś wymówki, zresztą sami wiecie. - Po dłuższej przerwie dodaję: - Arek powiedział mi dzisiaj, że ma nowego „wujka” - akcentuję dobitnie - z którym spędza praktycznie całe dnie. Opowiadał, że zabiera go do Wesołego Miasteczka, do kina, na plac zabaw. A na koniec powiedział: „Tak jak czasem robiłeś ty, tato, ale teraz nie ma cię już w ogóle.”
Odwracam głowę w drugą stronę, by nie spoglądać na zatroskane oblicze Rafała i zdziwioną twarz Lilki. O ile Makowski wie, co zaszło, o tyle Liliana nie miała pojęcia aż do tego momentu. Nie zauważam chwili, w której przesiada się z kanapy na oparcie moje fotela i delikatnie gładzi moje napięte ramię.
- Maniek...- zaczyna, ale kiedy spoglądam na nią zrozpaczony, chyba zapomina, jak chciała mnie pocieszyć. Pyta tylko: - Co na to wszystko Paulina?
Zaciskam usta w cienką szparkę, bo nie wiem, jak opisać moją rozmowę z żoną. Paulina nie powiedziała mi jednoznacznie, kim jest nowy „wujek”, ale zarazem mam świadomość, że nie dałem jej zbytnio możliwości wyjaśnień. Od razu się uniosłem, a ona nie była mi dłużna. Tylko czy można wymagać ode mnie stoickiego spokoju, kiedy syn mówi mi takie rzeczy?
- Paulina dość jasno dała mu do zrozumienia, że nie powinien się wtrącać, bo to są jej sprawy, ich życie się teraz nie łączy - odzywa się po raz pierwszy Rafał.
- Co?! - bulwersuje się Liliana, ale po chwili ścisza głos, przypominając sobie, że Arek śpi niedaleko. - Przecież to ich wspólny syn, a oni nie są po rozwodzie.
- To samo powiedział jej Mariusz, co ją jeszcze bardziej rozjuszyło, bo przecież, cytując: „Mariusza z nimi ciągle nie było, nie ma i nie będzie.”
Przysłuchuję się ich wymianie zdań, jakby tyczyła się jakiejś nieznanej mi osoby. Nie reaguję, kiedy obydwoje przegadują się nawzajem, nie ukrywając zbulwersowania. Przypominam sobie o konieczności jakiegokolwiek odzewu, kiedy Rafał sprowadza mnie na ziemię krótkim: „Maniek, żyjesz?” Kiwam głową i spoglądam na nich, a oni widocznie o coś mnie pytali, bo wpatrują się we mnie z oczekiwaniem. Z opresji ratuje mnie dźwięk telefonu, więc przepraszam ich i wychodzę do kuchni. Na wyświetlaczu widnieje napis: „Michał dzwoni”, a ja bez zastanowienia odbieram.
- Mario, jak się trzymasz? - pyta bez ogródek.
- Jako tako - odpowiadam, choć to wielkie niedomówienie. Czuję się fatalnie ze świadomością, że w życiu mojego syna ktoś zajmuje moje miejsce, a żona, którą kocham i o którą pragnę walczyć, prawdopodobnie znalazła kogoś, kto docenia ją bardziej i ma dla niej więcej czasu niż ja.
- Nie kłam, bo brzmisz, jakbyś miał się zaraz rozpłakać - karci mnie, jakbym był małym dzieckiem. - Posłuchaj, Dagmara starała się porozmawiać z Pauliną, ale ona nie chciała jej nic powiedzieć. Do tej pory jej się zwierzała, a teraz nic, jakby to Daga była z nią w separacji...
- Nie kop leżącego - upominam go, bo zupełnie nie mam ochoty na wysłuchiwanie o problemach przyjaźni na linii Dagmara-Paulina. - Doceniam, że Daga chciała mi pomóc i się czegoś dowiedzieć, ale to jest sprawa między mną o Paulą. To nasze małżeństwo, nasz syn i nasze dylematy. Nie chcę, żebyście się w to mieszali i przejmowali naszymi kłopotami. Lepiej cieszcie się sobą nawzajem. Dobranoc, Misiek.
Od razu wyłączam rozmowę i w dalszym ciągu wpatruję się w okno. Za oknem nie widać nic, bo jest już ciemna noc, ale w pewien sposób przynosi mi to spokój. Przymykam oczy i opieram czoło o szybę. Sam nie wiem, czego oczekuję i jak powinienem się zachować. Wiem tylko, że muszę zabrać Arka do mieszkania i jutrzejszy dzień poświęcić w całości tylko jemu. Odwracam się, by powrócić do salonu, ale w drzwiach natykam się na Lilkę.
- Zostańcie tutaj - proponuje. - Arek zasnął stosunkowo niedawno, nie ryzykuj, że go obudzisz. W łóżku jest wystarczająco miejsca dla was obydwóch, a jutro rano, kiedy wstaniecie, będziecie mogli na spokojnie pójść do ciebie.
- No co ty, Lilka - protestuję. - Nie będę wam zawracał głowy, poza tym Arek wstaje wcześnie i na pewno by cię obudził.
- W takim razie inaczej, panie Wlazły. - Posyła mi szeroki uśmiech. - Nie pozwalam ci szlajać się po bełchatowskich ulicach w ciągu nocy, więc jesteś zmuszony u nas zostać. Dodatkowa poduszka już leży w pokoju, tylko musisz jakoś namówić swojego śpiącego synka, żeby nie zajmował połowy łóżka, bo inaczej może ci być ciężko się tam zmieścić. - Mruga do mnie porozumiewawczo. - Jeśli chcesz wziąć prysznic, dam ci ręcznik, ale Rafał mówił, że kąpałeś się już w szatni po meczu.
Ni z tego, ni z owego całuję ją w policzek, a ona spogląda na mnie zdziwiona.
- Dziękuję, Lilka. Nie tylko za to, że pozwalacie mi tutaj zostać. Dziękuję, że zajęłaś się dzisiaj Arkiem. Nie powinien być świadkiem moich kłótni z Pauliną.
- Nie ma za co, Maniek. Od tego ma się przecież przyjaciół.
Po drodze do pokoju gościnnego wstępuję jeszcze do Rafała, by mu podziękować. On zbywa mnie machnięciem dłoni i mówi, że na jego miejscu zrobiłbym to samo, a teraz mam już iść do syna. Otwieram cicho drzwi, a na łóżku widzę śpiącego Arka. Blond włoski zasłaniają mu oczka, więc kiedy już kładę się obok, odgarniam mu grzywkę za czoło. Chłopczyk przebudza się na chwilę, a ja głaszczę go po ręce i szepczę, żeby spał.
- Kocham cię, tatuś - mruczy sennie, po czym wtula się w moją klatkę piersiową.
Pierwszy raz od długiego czasu zasypiam szybko, choć w ciągu nocy dręczą mnie nieprzyjemne sny. Ciągle widzę w nich Paulinę obok jakiegoś tajemniczego mężczyzny, którego twarzy nie mogę dostrzec, bo ma ją zakrytą kapturem. Arek biega szczęśliwy wokół nich i krzyczy: „Tato, tato, wujek dał mi nowy samochód!” Jednak to ja jestem tytułowany „wujkiem”. Budzę się jeszcze bardziej zmęczony niż przed snem, a chłopca nie ma obok mnie. Wstaję dość szybko, bo nie chcę, żeby zamęczył Lilkę albo Rafała, ale cała trójka siedzi w salonie i ogląda bajki. Najbardziej zafascynowany tym, co się dzieje na ekranie jest chyba Makowski, bo Arek gra z Lilką w łapki. Kiedy zauważa mnie w progu, zrywa się z kanapy i przytula do moich nóg.
- Cześć, tato! Zrobiliśmy z Lilką przepyszne śniadanie! Nawet uratowałem resztki przed wujkiem Rafałem, bo on chciał wszystko zjeść. Chodź! - Ciągnie mnie za rękę do kuchni, a rozbawiona Liliana idzie za nami. Siedzimy razem przy stole, rozmawiając na wiele tematów, pijąc herbatę i zajadając się ciasteczkami, które Lilka jakimś cudem znajduje w szafce nad okapem, choć ja zawsze byłem pewien, że przed Rafałem żadnych słodyczy się nie schowa.
Dopiero przed południem zabieram Arka do siebie. Idziemy razem uliczkami Bełchatowa, a chłopczyk opowiada mi o swoim przedszkolu, koleżankach, kolegach. Raczej unika tematu domu, ale ja też nie staram się wyciągnąć od niego żadnych informacji. To jest czas tylko dla nas i ja chcę go dobrze wykorzystać. W pewnym momencie Arek klepie moje kolano i krzyczy:
- Berek!
Tak zaczyna się jedna z wielu zabaw, pozwalająca mi na zapomnienie, że życie wcale nie wygląda tak, jakbym chciał.
- Paulina ostatnimi czasy znacznie rzadziej pozwalała mi na kontakt z Arkiem - zaczynam. Obydwoje kiwają głową, bo tę część historii znają doskonale. - Ciągle miała jakieś wymówki, zresztą sami wiecie. - Po dłuższej przerwie dodaję: - Arek powiedział mi dzisiaj, że ma nowego „wujka” - akcentuję dobitnie - z którym spędza praktycznie całe dnie. Opowiadał, że zabiera go do Wesołego Miasteczka, do kina, na plac zabaw. A na koniec powiedział: „Tak jak czasem robiłeś ty, tato, ale teraz nie ma cię już w ogóle.”
Odwracam głowę w drugą stronę, by nie spoglądać na zatroskane oblicze Rafała i zdziwioną twarz Lilki. O ile Makowski wie, co zaszło, o tyle Liliana nie miała pojęcia aż do tego momentu. Nie zauważam chwili, w której przesiada się z kanapy na oparcie moje fotela i delikatnie gładzi moje napięte ramię.
- Maniek...- zaczyna, ale kiedy spoglądam na nią zrozpaczony, chyba zapomina, jak chciała mnie pocieszyć. Pyta tylko: - Co na to wszystko Paulina?
Zaciskam usta w cienką szparkę, bo nie wiem, jak opisać moją rozmowę z żoną. Paulina nie powiedziała mi jednoznacznie, kim jest nowy „wujek”, ale zarazem mam świadomość, że nie dałem jej zbytnio możliwości wyjaśnień. Od razu się uniosłem, a ona nie była mi dłużna. Tylko czy można wymagać ode mnie stoickiego spokoju, kiedy syn mówi mi takie rzeczy?
- Paulina dość jasno dała mu do zrozumienia, że nie powinien się wtrącać, bo to są jej sprawy, ich życie się teraz nie łączy - odzywa się po raz pierwszy Rafał.
- Co?! - bulwersuje się Liliana, ale po chwili ścisza głos, przypominając sobie, że Arek śpi niedaleko. - Przecież to ich wspólny syn, a oni nie są po rozwodzie.
- To samo powiedział jej Mariusz, co ją jeszcze bardziej rozjuszyło, bo przecież, cytując: „Mariusza z nimi ciągle nie było, nie ma i nie będzie.”
Przysłuchuję się ich wymianie zdań, jakby tyczyła się jakiejś nieznanej mi osoby. Nie reaguję, kiedy obydwoje przegadują się nawzajem, nie ukrywając zbulwersowania. Przypominam sobie o konieczności jakiegokolwiek odzewu, kiedy Rafał sprowadza mnie na ziemię krótkim: „Maniek, żyjesz?” Kiwam głową i spoglądam na nich, a oni widocznie o coś mnie pytali, bo wpatrują się we mnie z oczekiwaniem. Z opresji ratuje mnie dźwięk telefonu, więc przepraszam ich i wychodzę do kuchni. Na wyświetlaczu widnieje napis: „Michał dzwoni”, a ja bez zastanowienia odbieram.
- Mario, jak się trzymasz? - pyta bez ogródek.
- Jako tako - odpowiadam, choć to wielkie niedomówienie. Czuję się fatalnie ze świadomością, że w życiu mojego syna ktoś zajmuje moje miejsce, a żona, którą kocham i o którą pragnę walczyć, prawdopodobnie znalazła kogoś, kto docenia ją bardziej i ma dla niej więcej czasu niż ja.
- Nie kłam, bo brzmisz, jakbyś miał się zaraz rozpłakać - karci mnie, jakbym był małym dzieckiem. - Posłuchaj, Dagmara starała się porozmawiać z Pauliną, ale ona nie chciała jej nic powiedzieć. Do tej pory jej się zwierzała, a teraz nic, jakby to Daga była z nią w separacji...
- Nie kop leżącego - upominam go, bo zupełnie nie mam ochoty na wysłuchiwanie o problemach przyjaźni na linii Dagmara-Paulina. - Doceniam, że Daga chciała mi pomóc i się czegoś dowiedzieć, ale to jest sprawa między mną o Paulą. To nasze małżeństwo, nasz syn i nasze dylematy. Nie chcę, żebyście się w to mieszali i przejmowali naszymi kłopotami. Lepiej cieszcie się sobą nawzajem. Dobranoc, Misiek.
Od razu wyłączam rozmowę i w dalszym ciągu wpatruję się w okno. Za oknem nie widać nic, bo jest już ciemna noc, ale w pewien sposób przynosi mi to spokój. Przymykam oczy i opieram czoło o szybę. Sam nie wiem, czego oczekuję i jak powinienem się zachować. Wiem tylko, że muszę zabrać Arka do mieszkania i jutrzejszy dzień poświęcić w całości tylko jemu. Odwracam się, by powrócić do salonu, ale w drzwiach natykam się na Lilkę.
- Zostańcie tutaj - proponuje. - Arek zasnął stosunkowo niedawno, nie ryzykuj, że go obudzisz. W łóżku jest wystarczająco miejsca dla was obydwóch, a jutro rano, kiedy wstaniecie, będziecie mogli na spokojnie pójść do ciebie.
- No co ty, Lilka - protestuję. - Nie będę wam zawracał głowy, poza tym Arek wstaje wcześnie i na pewno by cię obudził.
- W takim razie inaczej, panie Wlazły. - Posyła mi szeroki uśmiech. - Nie pozwalam ci szlajać się po bełchatowskich ulicach w ciągu nocy, więc jesteś zmuszony u nas zostać. Dodatkowa poduszka już leży w pokoju, tylko musisz jakoś namówić swojego śpiącego synka, żeby nie zajmował połowy łóżka, bo inaczej może ci być ciężko się tam zmieścić. - Mruga do mnie porozumiewawczo. - Jeśli chcesz wziąć prysznic, dam ci ręcznik, ale Rafał mówił, że kąpałeś się już w szatni po meczu.
Ni z tego, ni z owego całuję ją w policzek, a ona spogląda na mnie zdziwiona.
- Dziękuję, Lilka. Nie tylko za to, że pozwalacie mi tutaj zostać. Dziękuję, że zajęłaś się dzisiaj Arkiem. Nie powinien być świadkiem moich kłótni z Pauliną.
- Nie ma za co, Maniek. Od tego ma się przecież przyjaciół.
Po drodze do pokoju gościnnego wstępuję jeszcze do Rafała, by mu podziękować. On zbywa mnie machnięciem dłoni i mówi, że na jego miejscu zrobiłbym to samo, a teraz mam już iść do syna. Otwieram cicho drzwi, a na łóżku widzę śpiącego Arka. Blond włoski zasłaniają mu oczka, więc kiedy już kładę się obok, odgarniam mu grzywkę za czoło. Chłopczyk przebudza się na chwilę, a ja głaszczę go po ręce i szepczę, żeby spał.
- Kocham cię, tatuś - mruczy sennie, po czym wtula się w moją klatkę piersiową.
Pierwszy raz od długiego czasu zasypiam szybko, choć w ciągu nocy dręczą mnie nieprzyjemne sny. Ciągle widzę w nich Paulinę obok jakiegoś tajemniczego mężczyzny, którego twarzy nie mogę dostrzec, bo ma ją zakrytą kapturem. Arek biega szczęśliwy wokół nich i krzyczy: „Tato, tato, wujek dał mi nowy samochód!” Jednak to ja jestem tytułowany „wujkiem”. Budzę się jeszcze bardziej zmęczony niż przed snem, a chłopca nie ma obok mnie. Wstaję dość szybko, bo nie chcę, żeby zamęczył Lilkę albo Rafała, ale cała trójka siedzi w salonie i ogląda bajki. Najbardziej zafascynowany tym, co się dzieje na ekranie jest chyba Makowski, bo Arek gra z Lilką w łapki. Kiedy zauważa mnie w progu, zrywa się z kanapy i przytula do moich nóg.
- Cześć, tato! Zrobiliśmy z Lilką przepyszne śniadanie! Nawet uratowałem resztki przed wujkiem Rafałem, bo on chciał wszystko zjeść. Chodź! - Ciągnie mnie za rękę do kuchni, a rozbawiona Liliana idzie za nami. Siedzimy razem przy stole, rozmawiając na wiele tematów, pijąc herbatę i zajadając się ciasteczkami, które Lilka jakimś cudem znajduje w szafce nad okapem, choć ja zawsze byłem pewien, że przed Rafałem żadnych słodyczy się nie schowa.
Dopiero przed południem zabieram Arka do siebie. Idziemy razem uliczkami Bełchatowa, a chłopczyk opowiada mi o swoim przedszkolu, koleżankach, kolegach. Raczej unika tematu domu, ale ja też nie staram się wyciągnąć od niego żadnych informacji. To jest czas tylko dla nas i ja chcę go dobrze wykorzystać. W pewnym momencie Arek klepie moje kolano i krzyczy:
- Berek!
Tak zaczyna się jedna z wielu zabaw, pozwalająca mi na zapomnienie, że życie wcale nie wygląda tak, jakbym chciał.
~*~
Repugnance: Zapomniałam ostatnio prosić, żeby nie zabierali Winiara, to się zemścili. Pewnie nie tylko mnie było tak strasznie smutno, gdy przeczytałam, że odchodzi. No, ale przejdźmy do sprawy bardziej tyczącej się miejsca, w którym się znajdujemy. Kochane, chciałabym zaznaczyć, że jest nas dwie. Bardzo się cieszymy, że czytacie i komentujecie, ale jeszcze fajniej byłoby, gdybyście zwracali się do nas w liczbie mnogiej. Takie malutkie życzenie. Spełnicie je jako spóźniony prezent imieninowy? ;) Troszkę się rozgadałam... No cóż, pozostaje mi tylko powiedzieć: Do zobaczenia :*
Commi: Ja prosiłam, żeby nie zabierali Mańka i nie zabiorą. Przynajmniej raz ktoś wysłuchał moich próśb. Szkoda Aleksa, ale myślę, że jeszcze kiedyś wróci do Polski. No, tak, jest nas dwie, jakby nie patrzeć. Ja dodam chyba tylko, że nie lubię SPAMU, a SPAM nie lubi mnie. Sami zdecydujcie, co w Waszym mniemaniu tym SPAMEM jest, a co nie. Do następnego rozdziału. :*
Aż nie wiem co powiedzieć.
OdpowiedzUsuńDziewczyny, to jest naprawdę genialne :)
Jesteście genialne owszem owszem ;) Szkoda Aleksa ale tylko trochę. To mniejsze zło i tak będzie lepiej zarówno dla niego jak i dla klubu. Co by nie mówić Mariusz Wlazły na ataku to jest odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. I gdyby wybrali Aleksa a nie Mańka to zaczęłabym się na prawdę zastanawiać czy zarząd Skry jest zdrowy psychicznie. A teraz do meritum. Podoba mi się ten rozdział bardzo. Tym razem nie całkiem na smutno. Cieszę się miałam rację i Maniek po prostu musiał trochę pomyśleć. Sprawa z Mańkową rozdzinką tak jak myślałam stracona. Chociaż Arek wam wyszedł jako totalnie pocieszne dziecko :D Jak już mówiłam oni mogą sobie pomóc i dobrze że to zmierza w tym kierunku. Jak po poprzednim rozdziale byłam ciekawa co dalej to teraz jestem dwa razy bardziej. Poważnie ;)
OdpowiedzUsuńxoxo K.
Arek nie powinien być świadkiem kłótni Mariusza i Pauliny, dlatego rozumiem, że Rafał poprosił Lilkę, by ta zabrała Małego z hali. Nie rozumiem tylko zachowania Dagmary, cóż, trudno. Arek bardzo tęskni za tatą. Potrzebują czasu spędzanego tylko we dwóch. :)
OdpowiedzUsuńArek nie powinien byc przy kłótni Pauliny i Mariusza, więc rozumiem prośbę Rafała o to by Lilianna zaopiekowała się chłopcem. Wygląda na to,że sprawa małżeństwa Wlazłych jest już dawno przesądzona, oby tylko Paulina nie utrudniała Mariuszowi kontaktów z synem.
OdpowiedzUsuńArek nie powinien być świadkiem kłótni, nie dziwię się, że Rafał poprosił Lilkę, by go zabrała.
OdpowiedzUsuńWiecie, że jesteście genialne? :D
Pozdrawiam! ;)
O matko tyle się działo że o połowie zapomnę wiec może przejdę do najważniejszego Teraz to Lilianna stała się dla Mariusza wsparciem i bardzo mi się to podoba. Pokazuje to że między nimi pojawia się coś na wzór przyjaźni. Mówiłam ze Paulina to zło, a Mariusz tak ślepo wierzył ze jeszcze im się uda. Mam wrażenie ze do tego Paula nastawia Arka przeciwko niemu. No chyba że to moje chore wymysły. Dobrze że jest Rafał i Lil, Wlazłemu dzięki temu jest lżej na duszy, samy by sobie nie poradził
OdpowiedzUsuńŻe uwielbiam to opowiadanie i to jak piszecie to już pewnie mówiłam :D
OdpowiedzUsuńNie rozumiem zachowania Pauliny. Jakby nie dało się normalnie dogadać. W ten sposób cierpi nie tylko Maniek, ale przede wszystkim ich syn.
Nie wyobrażam sobie co by było z Lilką i Mariuszem gdyby nie ta ich przyjaźń i wzajemne wsparcie.
Najbardziej w tym rozdziale podoba mi się to, że Lilka szczerze się uśmiecha. Mam cichą nadzieję, że będzie robić to częściej i choć troszkę nie będzie żyć przeszłością.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam. : )
tak mi szkoda Mariusza! on tak chciałby walczyć o swoją rodzinę, a Paulina ma to gdzieś. dobrze, że są Lilka i Rafał.
OdpowiedzUsuńdziewczyny, jesteście fantastyczne.
Ciesze się, ze Liliana i Mariusz sobie wszystko wyjaśnili ;) To było im potrzebne, gdyż było widać iż bardzo się męczyli nie mogąc ze sobą porozmawiać. A co do stosunków Mariusza i Pauliny, to zdecydowanie nie jest po między nimi najlepiej, a najbardziej na tym wszystkim cierpi Arek. Przecież to jest małe dziecko, które nie do końca wie co tak na prawdę się dzieje. A Paulina owszem ma prawo sobie ułożyć życie tak, aby była szczęśliwa, jednak nadal jest żoną Mariusza. Teraz już mam wątpliwości czy ich małżeństwo da się uratować. Mariusz chce, ale czy Paulina też? Nie mnie powinni w pierwszej kolejności pomyśleć o Arku. Co dla niego będzie najlepsze? Dopiero Oni sami powinni myśleć o sobie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że dojdą obydwoje do jakiegoś porozumienia.
I z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział który mam nadzieję niebawem dodacie ;)
Pozdrawiam:*
Tyle się wydarzyło... Arek nie powinien widzieć tej kłótni, szkoda mi bardzo tego biednego chłopca. Nie zasłużył sobie na coś takiego, a Paulina powinna się ogarnąć. Separacja to jeszcze nie rozwód, a ona robi wszystko aby to ich małżeństwo rozpieprzyć! Maniek jest już na skraju załamania nerwowego. Gdyby nie Lilka i Rafał już dawno wylądował by w jakimś wariatkowie... Mam nadzieję, że jakoś to się wszystko wreszcie ułoży. Pozdrawiam Was! :)
OdpowiedzUsuńCiekawie jak się potoczy między Pauliną, a Mariuszem i co będzie z Arkiem. Już się nie mogę doczekać co wymyślicie;)Pozdrawiam i zapraszam na króciutką II zsiatkowkacalezycie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPaulina znowu się nie zachowuje fair w dodatku kłóci się z Mariuszem na oczach swojego dziecka, a to jest już nie do przyjęcia. Najbardziej w tym wszystkim szkoda dziecka bo czego jest one winne, że mu się rozpada rodzina. Lila i Rafał w tych trudnych chwilach są sporym wsparciem dla Mariusza ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Mariusz ma takich przyjaciół, którzy nie wątpliwie pomagają mu się jakoś podnieść z tej chorej sytuacji. A paulina to niech spada na drzewo i tam z tym "wujkiem" zostanie na zawsze i się nie wtrąca w życie Wlazłego.
OdpowiedzUsuńPaulina jest na prawdę wredna. Ja chcę szczęśliwego wreszcie Mariusza z Arkiem i kimś u swojego boku :)
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*
PS. Jeśli masz czas i ochotę, to zapraszam serdecznie na 13 rozdział na http://add-me-wings.blogspot.com/
A mi tam strasznie jest szkoda Aleksa, ale nie będę ukrywać, że spodziewałam się tego, iż Aleks odejdzie, a Mariusz zostanie. Winiara również będzie mi bardzo brakować. Cieszę się natomiast z Wrony - a Wy dziewczyny lubicie go?
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania to myślę, że Maniek nie będzie już z Pauliną, nie ma szans by wrócili do siebie. Pozdrawiam Was obie :)
No tak Paulina znalazła sobie pocieszyciela. Nie uważam żeby to było złe, bo czasem ludzie się rozstają i mogą sobie ułożyć życie z kimś innym. Chodzi jednak o to żeby do walki i zemsty nie używać dziecka, bo ono cierpi najbardziej.
OdpowiedzUsuńZacznę od tego ze nie potrafię komentować tego opowiadania. Nie wiem co napisać. Czytałam każdy rozdział ale to jest chyba mój pierwszy komentarz tutaj za co bardzo Was przepraszam bo takie opowiadanie trzeba komentować i chwalić. Jest genialne. Szkoda mi Mariusza, który teraz bardzo cierpi. Jego życie rodzinne się sypie. Paulina znalazła sobie nowego wujka o on ma problemy z tym by się zobaczyć z synem po prostu świetnie -,- Dobrze że chociaż ma Lilkę i Rafała no i Michała- przyjaciół na których zawsze może polegać.
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńtylko tyle dam rade napisać
cóż, Skra moją ulubioną drużyną, wręcz przeciwnie, nie lubimy się, ale wszelkie odejścia zawodników tak czy siak bolą, a juź tym bardziej zniknięcie Winiarskiego.
OdpowiedzUsuńPaulina jest chyba jakaś niepowaźna. Jak można wciskać dzíecku nowego ojca, dobra, wujka, skoro prawdziwego ma? W ogóle jak można związać się z kimś innym, nadal trwając w małżeństwie? No patologia jakaś. Biedny Maniek, a tak liczył na poprawę stosunków z Pauliną. Raczej to mu się nie uda.