sobota, 27 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 7

Mariusz
            Wracamy z Klubowych Mistrzostw Świata zadowoleni, przynajmniej częściowo. Mogło być lepiej, ale mogło być też gorzej. Zdobycie brązowych medali dało nam satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Odbieranie nagród zawsze było dla nas najprzyjemniejszą częścią każdej imprezy, pod warunkiem, że mieliśmy taką możliwość.
            Winiarski nie wypytuje mnie o nic, chociaż pakujemy się już do domu, a ja w dalszym ciągu zamieniłem ze wszystkimi niewiele słów. Moje myśli wciąż zajmują Rafał i Liliana. Wyjechałem bez pożegnania, z żadnym z nich nie porozmawiałem, a przecież na to zasługują. W milczeniu wciąż wymyślam najróżniejsze scenariusze tego, co powiem każdemu z nich.
            - Mario, wychodzimy! - upomina mnie Michał, a ja kiwam głową, zamykam pokój i podążam za nim do autokaru, którym dojeżdżamy na lotnisko. Nie żałuję żadnej chwili, którą spędziłem w samotności, bo chyba wreszcie dociera do mnie, co powinienem zrobić.
            W samolocie zabawiam kolegów rozmową, co ich dziwi. Z mrukliwego Mariusza znów stałem się wesołym Mariuszem, tylko Winiarski pojmuje, że dzieje się coś, co mogę nareszcie naprawić. W końcu pyta mnie o to, kiedy stewardessa mówi, że nadchodzi czas lądowania i mamy zająć swoje miejsca.
            - Wszystko w swoim czasie, Winiar - mówię.
            - Chyba zapominasz ostatnio, że możesz mi ufać - oznajmia z wyrzutem.
            Spoglądam na niego i dociera do mnie, że, do cholery, ma rację. Całe zamieszanie wokół Rafała i Lilki doprowadziło do tego, że zaangażowałem się bardziej w ich problemy, z nimi dzieliłem większość wolnego czasu.
            - Co powiesz na męski wieczór? - proponuję, by się jakoś zrehabilitować. Winiarski zgadza się bez wahania, a ja posyłam mu szeroki uśmiech.
            Z pod hali idę do domu na nogach. Mijam znane mi budynki z dziwnym uczuciem w żołądku. Nie było mnie trochę, a tutaj wszystko pozostało takie samo. Ja ciągle się zmieniam, a moje otoczenie stoi w miejscu, niczym mnie nie przypominając. Coraz dobitniej przypominam sobie, ile czasu spędzam w Bełchatowie, rezygnując z innych ofert, ale niczego nie żałuję. Bełchatów to po prostu decyzja mojego życia.
            Wypakowuję się dość sprawnie i szybko. Zaglądam do lodówki i ze zdziwieniem odnotowuję, że są w niej wszystkie podstawowe produktu spożywcze, chleb leży jak gdyby nigdy nic w chlebaku, a moje ulubione chińskie zupki schowane są w szafce nad piekarnikiem. Zdezorientowany rozglądam się wokół, zastanawiając się, czy to na pewno moje mieszkanie. Nie znajduję żadnych powodów do stwierdzenia, że się pomyliłem, więc siadam przed telewizorem, a na pilocie znajduję żółtą kartkę, wypisaną przez dobrze znaną mi osobę: „Wiem, że po powrocie nie będziesz nawet myślał o zakupach, więc pozwoliłam sobie skorzystać z zapasowych kluczy. Musisz o siebie dbać, Maniek. Do zobaczenia. Paulina.” Sam nie wiem, co czuję, kiedy docieram do końca krótkiej wiadomości. Znów nazwała mnie „Mańkiem”, znów o mnie dba. Myśl, że jeszcze niedawno była w moim mieszkaniu napawa mnie nagłym optymizmem, więc w podskokach biegnę otworzyć drzwi, kiedy słyszę dzwonek.
            - Przyniosłem ciasto mamy Dagmary, może nas nie chce otruć - żartuje od progu, podając mi plastikowy pojemnik.
            - Jako teściowa? Śmiem wątpić - odpowiadam, śmiejąc się razem z nim. Idziemy do salonu, a ja szykuję w kuchni herbatę. Kiedy wracam, Michał siedzi ze zdziwioną miną i wpatruje się we mnie. - Ej, co się stało?
            - Paulina tutaj była? - pyta, wskazując głową kartkę. Kiwam głową, a on dodaje: - Dlatego byłeś taki zamyślony? Wracacie do siebie?
            Kręcę głową i siadam obok niego. W końcu opowiadam mu częściowo o problemach Lilki, o kłótni z Rafałem, a na końcu wyznaję, że przez to wszystko straciłem całą wolę walki o moje małżeństwo i zwyczajnie odpuściłem.
            - Nie możesz odpuszczać, Mario - karci mnie, odgarniając grzywkę. - Paulina zwierza się Dadze, jej też nie jest łatwo. Wiesz, dlaczego wasz związek tak wygląda. Teraz jesteście w zawieszeniu, musisz walczyć. Gorzej przecież nie będzie, i tak nie mieszkacie razem, macie zerowy kontakt.
            - Chciałeś mnie pocieszyć czy zdołować?
            Winiarski przeprasza, a ja śmieję się serdecznie. Siedzimy razem do późnej nocy, nadrabiając chwile, kiedy nie chciałem z nikim rozmawiać. Dopiero koło północy Michał zaczyna zbierać się do domu, pomimo mojej propozycji, by został do rana.
            Leżę w łóżku, patrzę w sufit, a przed moimi oczami ciągle jawi się twarz Liliany, gdy opowiadała mi o śmierci Filipa. Co mnie pokusiło, żeby tak zwyczajnie wyjść i nic nie powiedzieć? Jasno dała mi do zrozumienia, że dla niej jest to równoznaczne z tym, że zaakceptuję jej winę i nie będę chciał jej znać. Chwytam telefon i obracam go kilkakrotnie na swoim brzuchu. W końcu wybieram numer Rafała, który odbiera po kilku sygnałach.
            - Tak? - pyta zaspany. Gdyby nie to, że go obudziłem, pewnie nie podniósłby słuchawki, ale teraz cieszę się tylko, że mam szansę mu cokolwiek powiedzieć.
            - Słuchaj, Rafał, przepraszam cię. Nie powinienem wypytywać o Lilkę, a już na pewno nie powinienem na ciebie naciskać. To są jej prywatne sprawy, nie mógłbyś mi powiedzieć, bez jej zgody. Koniec końców, sama mi powiedziała, a ja zachowałem się jak skończony dupek i zamiast jej cokolwiek powiedzieć, to sobie poszedłem. Są jakieś szanse, że mi wybaczycie? - Czekam w napięciu, aż usłyszę odpowiedź po drugiej stronie. Długo ta chwila nie następuje, ale Makowski wreszcie się odzywa.
            - Mogę mówić tylko za siebie - zastrzega od razu. - Wiesz, że ci wybaczam. A co z Lilką? Sam nie wiem. Powinieneś z nią pogadać, ale nie dzisiaj. Niedawno poszła spać, nie będę teraz do niej szedł. Zresztą i tak nie mam siły. - Słyszę, jak ziewa. - Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze, oprócz tego, że jesteś skończonym dupkiem?
            - Chyba nie - chichoczę w słuchawkę. - Lilka będzie jutro w barze?
            - Będzie. Przyjdź na występ, a ja postaram się, żebyście mogli potem spokojnie porozmawiać.
            - Dzięki. A teraz śpij, nie przeszkadzam już. Dobranoc - żegnam się, ale nie wiem, czy zdążył mnie jeszcze usłyszeć, nim wyłączył rozmowę.
            Zasypiam dość szybko, pomimo wizji rozmowy z Lilianą. Ciągle nie umiem się zdecydować, co jej powiedzieć, choć w takim wypadku najlepsza byłaby prawda. Nie chcę jej ranić, ale musiałem ułożyć sobie w głowie to, czego się dowiedziałem. Wstaję rano pełen energii i zadowolony z faktu, że mam dzień wolnego. Od razu ubieram się, zjadam śniadanie i dzwonię do Pauliny.
            - Cześć, mógłbym przyjechać do Arka? - Przechodzę do sedna sprawy szybko, bo nie ma co owijać w bawełnę. Paulina nigdy tego nie lubiła, a ja biorę sobie do serca wczorajsze słowa Winiara i zaczynam działać tak, jakby od tego zależało całe moje życie. - Wróciliśmy wczoraj, a dawno się z wami nie widziałem.
            - Jasne, Maniek, przyjeżdżaj - odpowiada Paulina. - Gratuluję wygranej, zasłużyliście sobie na nią.
            Uśmiech pojawia się na mojej twarzy, ale po chwili przypominam sobie, że ona tego przecież nie widzi.
            - Dziękuję. Już wychodzę z mieszkania, będę niedługo.
            Żegnamy się krótkim „Do zobaczenia”, a ja znów cieszę się, jakby ktoś ofiarował mi ulubioną zabawkę. Dojeżdżam do Wielunia w ekspresowym tempie, a Arek już stoi przy drzwiach, kiedy wjeżdżam do podwójnego garażu, do którego nota bene dalej mam wstęp. Mały rzuca mi się na szyję, a ja całuję go w czółko i wchodzę z nim do części mieszkalnej. Dawno nie byłem w środku swojego domu, ale widzę, że nic się nie zmieniło. Paulina wychodzi z kuchni w dresowych spodniach i za luźnej koszulce, a włosy ma spięte w nieskładnego koka. Uwielbiam taką jej wersję: jakby przed chwilą wstała i nic ze sobą nie robiła, bo wie, że mimo wszystko znajdzie we mnie akceptację. W przypływie nagłej odwagi całuję ją w policzek na przywitanie.
            - Dziękuję za zakupy. Jesteś aniołem - oznajmiam, co powoduje na jej skórze nieznaczny rumieniec.
            - Nie ma za co. Jak zwykle o siebie nie dbasz, a ktoś musi.
            Kiwam potwierdzająco głową, ale nie mam czasu na dłuższą rozmowę z nią, przynajmniej chwilowo, bo Arek ciągnie mnie do swojego pokoju, żeby pokazać mi jakieś nowe samochody, które kupiła mu mama. Siadam z synem na podłodze i robimy razem tor przeszkód, a potem ścigamy się jego wyścigówkami, dopóki Paulina nie woła nas na obiad.
            - Nie chciałbym ci przeszkadzać, pewnie masz jakieś plany na dzisiaj... - zaczynam się wahać, kiedy sadzam Arka do stołu. Dopiero kiedy wypowiadam te słowa, przypominam sobie o słowach Winiarskiego, ale jest już za późno. Za to Paulina patrzy na mnie z pobłażliwym uśmiechem, zarazem stawiając na stole trzecią miskę z zupą.
            - Siadaj, jesteś naszymi planami na dziś - stwierdza, uśmiechając się szeroko.
            Z ulgą zajmuję miejsce pomiędzy nimi i zaczynam swobodny dialog z żoną na temat Klubowych Mistrzostw Świata, kolejnych rozgrywek w PlusLidze, ale także jej zwykłej codzienności: pracy, zajmowania się domem, opieki nad Arkiem. Po posiłku idziemy razem na spacer, zabieramy przy okazji naszego psa, który stęsknił się za mną chyba najbardziej ze wszystkich. Znajome okolice powodują we mnie przypływ wspomnień, a i po minie Pauliny widzę, że nie jest jej łatwo. Arek skutecznie stara się zbliżyć nas do siebie, aż wreszcie idziemy trzymając się za ręce.
            - Mamo, tato, ślicznie razem wyglądacie! - krzyczy z górki, na którą wbiegł razem z psem. - Dlaczego już się nie przytulacie?
            Spoglądam spłoszony na żonę, ale ona tylko uśmiecha się do synka i mówi mu, że to takie chwilowe kłótnie rodziców. Potakuję jej z radością, bo nasz kryzys nazwała „chwilowymi kłótniami”. Dalej spacerujemy w innej atmosferze: trochę bardziej nerwowej, ale zarazem nie zmienia się między nami nic, wciąż swobodnie ze sobą rozmawiamy.
            Kiedy za oknami jest już ciemno, kładę Arka do łóżka i całuję go w czółko, składając obietnice, że kiedyś znów przyjadę na cały dzień.
            - Tęsknię za tobą, tatusiu - mówi płaczliwym tonem. Przykrywam go kołdrą pod sam nos, a potem całuję w niego.
            - Ja za tobą też, kochanie, ale zobaczysz, że wszystko wróci do normy - obiecuję mu.
            W korytarzu czeka na mnie Paulina. Podaje mi kurtkę i pierogi w plastikowym pudełku.
            - Odgrzej sobie, jak będziesz miał chwilę na normalny obiad. Powinieneś jeść zdrowo i regularnie, a nie pizzę, raz na jakiś czas wpadając do Winiara. Dagmara mówiła, że rzadko u nich bywasz - karci mnie, jakbym był małym dzieckiem, nie słuchającym poleceń rodziców.
            - Bo oni nie są moją rodziną, nie mogę spędzać z nimi każdego popołudnia - przypominam jej. Powietrze między nami gęstnieje od wszechobecnego napięcia, ale kobieta rozładowuje je, stając na palcach i całując mnie w policzek.
            - Jedź już i uważaj na siebie.
            Posłusznie wychodzę, machając jej w progu. W samochodzie spoglądam na zegarek i zauważam, że zdążę jeszcze na występ Liliany. Ruszam z piskiem opon w drogę powrotną do Bełchatowa.


Liliana
            Wyjątkowo prędko przechodzę do porządku dziennego nad faktem, że Wlazły zniknął z mojego życia, niemal tak szybko jak się pojawił. Nie dziwi mnie jego postawa, w pewnym sensie sama mu podsunęłam takie rozwiązanie sytuacji, sama pozwoliłam mu odejść bez słowa i zostawić mnie z poczuciem winy oraz niekończącymi się wyrzutami sumienia. Jednocześnie jednak nie potrafiłabym żyć ze świadomością, że kryję w sobie tę tajemnicę. Każdy, kto w jakikolwiek sposób się do mnie zbliża, prędzej czy później będzie musiał poznać ciemną stronę mojej biografii. Robię to dla dobra tych osób, przecież nie każdy ma ochotę utrzymywać kontakt z mordercą, a ja za takiego się uważam, w świetle prawa też nim jestem, więc dlaczego ktoś miałby mnie rozgrzeszać? Okazuję się jednak, iż podświadomie liczyłam na inną reakcję Mariusza. Miałam nadzieję, że będzie chociaż próbował mnie zrozumieć, ale chyba zbyt dużo wymagałam.
            Siedzimy z Rafałem na kanapie i oglądamy mecz o brązowy medal Klubowych Mistrzostw Świata. Tak, Makowski na nowo obudził we mnie pasję do siatkówki. Może nie przeżywam tego wszystkiego już aż tak bardzo, ale radość po zwycięstwie udziela się i mnie. Skra poradziła sobie całkiem nieźle jak na zespół w tak wczesnej fazie budowy, chociaż osobiście dużo bardziej wolę Mariusza na pozycji atakującego. Jego występy na przyjęciu są dla mnie zupełnie nienaturalne, choć widzę, że się stara, to jednak czuję, iż przez to zabiera się mu trochę z tego nieograniczonego potencjału i talentu. Nie jest tak swobodny. Trochę tak jakby rekina przebrać za delfina, niby środowisko życia to samo, ale podstawowe zachowania zupełnie inne, oparte na innych zasadach. Wierzę jednak, że Wlazły sobie poradzi. Nie z takich opresji wychodził.
            Rafał, widząc moje zainteresowanie postacią Mariusza, po raz kolejny wypytuje o przebieg naszej rozmowy, chociaż sam nie chce mi dokładnie powiedzieć, co go tak zezłościło, że się do atakującego nie odzywa. W ten sposób w pewnym sensie unikamy tematu siatkarza, choć oboje mamy ochotę go poruszyć. W końcu przy kubku kakao zaczynamy się uzewnętrzniać. Makowski wyjawia mi, iż najzwyczajniej w świecie się o mnie martwi i boi, że zawodnik Skry mnie zrani, co ja kwituję pełnym zdziwienia spojrzeniem. Na pytanie: „Niby w jaki sposób miałby to zrobić?” Rafał znaleźć odpowiedzi nie potrafi, więc rozkazuję mu się ogarnąć i od razu po powrocie zespołu do kraju skontaktować się z Mariuszem, przeprosić go za swoje zachowanie, żeby się z nim pogodzić. Przychodzi czas na mnie, a ja, udając rozluźnienie i zupełny brak przejęcia sytuacją, mówię mu, że wyjawiłam Wlazłemu swoją tajemnicę i opowiedziałam całą historię. Mój przyjaciel nie omieszka zapytać o reakcję siatkarza, na co ja zgodnie z prawdą odpowiadam, że dostosował się do moich zaleceń, a potem wyszedł. Udaję silniejszą, niż jestem w rzeczywistości, o czym Makowski doskonale wie i dlatego pozwala mi spędzić całą noc w swoich ramionach.
            Rano budzimy się obolali, ale z uśmiechami na twarzy. Ja stwierdzam, że Rafał to całkiem wygodna poduszka, w zamian za co mam mu przygotować przepyszne śniadanko. Kończy się jednak na tym, że posiłek przygotowujemy razem, śmiejąc się co chwila i rzucając w siebie sałatą, ostatecznie najbardziej dotkliwie odczuwa naszą bitwę kuchnia. Makowski oczywiście czym prędzej zwiewa, wykręcając się nadmiarem obowiązków w barze, i zostawia mnie z tym bałaganem samą. Jak zawsze.
            Po uprzątnięciu całego mieszkania siedzę zmęczona na kanapie i brzdąkam na gitarze, udając, że nie słyszę, jak bardzo jest rozstrojona. Kojące dźwięki muzyki pozwalają mi uporządkować swój mocno zabałaganiony świat. Sprawiają, że na chwilę się zatrzymuję i w spokoju mogę przemyśleć wszystkie codzienne i niecodzienne problemy, spojrzeć na swoje życie z dystansem, którego bardzo często mi brakuje. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że nie jestem w aż takim głębokim kanale, jakby się mogło wydawać. Widzę dla siebie jakąś nadzieję na powrót do pozornej normalności, choć wiem, że już nic nigdy nie będzie takie samo. Czas zaakceptować świat taki, jakim jest, buntować się poprzez swoje codzienne postępowanie, a nie płakanie w poduszkę. Nie po to zostałam na ziemi, żeby do końca życia płakać nad przeszłością. Trzeba ją zachować w sercu, ale nie może przesłaniać mi teraźniejszości i przyszłości. W moim przypadku ból nigdy nie zelżeje, ale czy nie można chociaż spróbować się do niego przyzwyczaić i zacząć traktować jako nieco niechcianego, lecz mimo wszystko gościa?
            Wieczorem do domu wpada zdenerwowany i zmartwiony Makowski. Jak zwykle nie chce mi powiedzieć, o co chodzi, a ja nie wypytuję. Jak będzie chciał, to sam powie. Tak jest i tym razem, bo około dwudziestej pierwszej siada obok mnie na kanapie, przez pewien czas głęboko wzdycha, aż w końcu zaczyna opowiadać o swoim problemie.
            - Bełchatów to jest jednak zapadła dziura – oznajmia na samym początku.
            - Na podstawie czego to wnioskujesz? – pytam zaciekawiona.
            - Tu się nic dłużej niż rok na powierzchni nie utrzyma! No, chyba, że elektrownie. – Śmieje się bezradnie pod nosem.
            - Spokojnie. I na nie przyjdzie czas. – Klepię go po ramieniu. – Skończy się węgiel, skończą się elektrownie. A tak na serio, to co się stało? Coś z barem?
            Wciąga powietrze i spogląda mi w oczy.
            - W przeciągu pół roku mogę zbankrutować, a ja nie mam zupełnie pomysłu, jak temu zapobiec. – Uderza pięścią w oparcie kanapy i spogląda na mnie z nadzieją, a ja zagryzam dolną wargę.
            - Coś wymyślimy, Rafałku. To nie może być takie trudne, utrzymać się tutaj. Trzeba tylko umiejętnie zadziałać na mieszkańców miasteczka.
            - Dobra, Lilka, nie rozmawiajmy już dzisiaj o tym – odpiera bezsilnie. Widzę, że się przejmuje, ale jednocześnie nie jest jeszcze gotów stawić czoła tej sytuacji.
            - Pewnie, jeśli nie masz ochoty, to zajmiemy się czymś ciekawszym. – Posyłam mu uśmiech numer pięć i ruszam po laptopa.
            Przez następne dwie godziny oglądamy jakąś komedię, zatracając się zupełnie w nieco infantylnej fabule, lecz obojgu z nas pomaga to chociaż na chwilę zapomnieć o trudnych zadaniach, jakie stawia przed nami życie. Zastanawiające jest jednak to, dlaczego to zawsze ja i ludzie z mojego otoczenia mamy pod górkę? Pozornie wydaje się, że wszystkim innym idzie łatwiej, że życie jest dla nich prostsze, że ma mniej zakrętów i nie rzuca im aż tylu kłód pod nogi. Ale chyba tak nie jest…
            Do łóżek kładziemy się około północy, uprzednio omawiając plan następnego dnia, w którym czeka mnie kolejny już występ. Jednocześnie chcę też zastanowić się, jak pomóc Rafałowi, bo nie wierzę, żeby to było niemożliwe. Nie mogę pozwolić na to, żeby mój przyjaciel stracił swój lokal, bo to coś więcej niż miejsce pracy, to jego odskocznia, miejsce innego życia, a od niedawna także i moje. Słyszę jeszcze, jak Makowski z kimś rozmawia i zapewnia tę osobę, że jej wybaczył. Oczywiście pierwszy na myśl przychodzi mi Wlazły, w myślach uśmiecham się do wizji ich pogodzenia, lecz po chwili przypominam sobie o tym, że to już nie moja sprawa, że dla Mariusza w pewnym sensie nie istnieję. Może to i lepiej…
            Wieczorem o ustalonej porze oczywiście pojawiam się w klubie. Podczas występu daję z siebie sto dziesięć procent, jeśli to w ogóle możliwe. Staram się przyciągnąć uwagę gości, co chyba chociaż trochę mi wychodzi. Jednocześnie zastanawiam się, skąd wzięły się te problemy i wizja bankructwa. Nijak nie pasuje mi to do faktu, iż lokal jest wypełniony po brzegi, a bar ciągle oblegany. Chyba, po mimo ukończenia studiów magisterskich z zarządzania, nie znam się na marketingu i ekonomii, ewentualnie Rafał sieje panikę. Postanawiam jednak głębiej przyjrzeć się tej sprawie, bo jest mocno podejrzana.
            Po godzinie schodzę ze sceny i od razu udaję się biegiem w stronę baru. Mojej miny na widok Wlazłego, który wypija swojego symbolicznego drinka, nie da się opisać. Nie wysilam się na uśmiech, raczej staram się unikać jego spojrzenia, staję jednak obok Rafała i zaczynam z nim rozmowę, udając, że nie widzę Mariusza. W zasadzie nie wiem, o czym rozmawiamy, bo cały czas czuję na sobie świdrujące spojrzenie siatkarza. Makowski o czymś żywo rozprawia, a ja zupełnie nie mogę skupić się na tym, co mówi. W końcu nie wytrzymuję, zmęczona tą dziwną zabawą w chowanego oznajmiam, że wracam już do domu. Na szczęście nikt nie próbuje mnie zatrzymać, spokojnie wychodzę z baru, lecz nie kieruję się w stronę domu. Chcę jeszcze chwilę pomyśleć na świeżym powietrzu, dlatego siadam na ławce ukrytej za krzewami, z której obserwowałam kiedyś Wlazłego. Zamykam oczy i rozkoszuję się stosunkowo ciepłym wieczorem, chociaż czuć już, że jesień nabiera rozpędu. Błądzę po nieokreślonej otchłani, gdy z tego stanu wybudza mnie człowiek, który siada obok mnie na ławce i pyta: „Lilka, możemy porozmawiać?” A ja wiem, że to nie będzie łatwa rozmowa.

~*~
Commi: Nie zabierajcie mi Mańka z Bełchatowa, już wystarczy, że nie będę go teraz przez tych kilka miesięcy w kadrze oglądać. Nie chcę się z nimi rozstawać, a tu już bliżej niż dalej. Wy macie tę przyjemność, że jeszcze duuużo przed Wami.:)
Repugnance: Podpisuję się pod powyższą wypowiedzią rękami i nogami. Nie dość, że rozstaję się z Mańkiem na czas reprezentacyjny, tutaj też niewiele mi zostało, to jeszcze z Bełchatowa ma zniknąć? O nie. A teraz zostawiam Was z oczekiwaniem na rozmowę Mariusza i Lilki. :*

17 komentarzy:

  1. Mam takie jakieś dziwne odczucia. Z jednej strony bardzo bym chciała,by Maniek był szczęśliwy, a na ten moment to właśnie rodzina,czyli Paulina i Arek są jego szczęściem,ale z drugiej strony jest Lilka... Nie wiem, może sama żona Wlazłego rozwiążę tą całą sytuację,nie mniej jednak, życzę im obojgu,by byli szczęśliwi. Co najważniejsze,by ta rozmowa wyjaśniła między nimi wszystkie niedopowiedzenia.
    Ps. Mariusz zostanie w Bełchatowie, zobaczycie :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mariusz zaczął myśleć o sobie i swoich najbliższych, o których zapomniał, gdy zajmował się problemami Lilki i Rafała. Nie powinien wyjechać bez pożegnania, ale cóż, stało się. Teraz musi za to przeprosić. Przed atakującym i wokalistką trudna rozmowa, która mam nadzieje przyniesie oczekiwane przez Mariusza skutki i Lilianna mu wybaczy. Widać, ze zarówno siatkarzowi, jak i jego żonie, trudno żyje się w separacji. Tyle czasu razem spędzili, mogli liczyć na swoją pomoc, dzieleniem się obowiązkami. Teraz każde musi dbać o siebie, nie może poprosić małżonka o pomoc. Jednak im dłużej żyją osobno, tym bardziej przekonują się, że jednak powinni żyć we dwoje. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mariuszowi pomógł ten wyjazd na Klubowe Mistrzostwa. Oderwał się od wszystkiego, zapewne przemyślał, a rozmowa z Winiarem jeszcze bardziej upewniła go iż powinien walczyć o swoją rodzinę. Jednak teraz najbardziej ciekawi mnie jak potoczy się jego rozmowa z Lilką ;)

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wy wiecie jak wzbudzić w czytelniku ciekawość. :) Teraz będę się zastanawiała, co takiego wyniknie z ich rozmowy. Mam tylko nadzieję, że wyjaśnią sobie tę sytuację i Lilka nie będzie miała mu za złe jego reakcji. No i ciekawi mnie też czy Maniek w końcu odzyska swoją rodzinę. Widać, że cierpi na tym nie tylko małżeństwo, ale przede wszystkim syn.
    PS: Również nie wyobrażam sobie Skry bez Mańka. Nie ma opcji....:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadrobiłam, wróciłam :)
    Hmm, co by tu powiedzieć? Maniek rzeczywiście musi poważnie pogadać z Lilką i zastanowić się nad sprawą z Pauliną.

    OdpowiedzUsuń
  6. Paulina doprowadza mnie do szału. Wysyła Mariuszowi sprzeczne sygnały. Jak chciała żyć w separacji to niech żyje, a nie obiadki, zapełnianie lodówki czułe zwroty. Nie potrafię jej rozszyfrować a boję się że Mariusz w końcu na dobre uwierzy ze do siebie wrócą a ona wtedy go sprowadzi na ziemię i ten będzie cierpiał. Cieszy mnie to ze Rafał długo nie chował urazy do Mariusza, że to on zainicjował spotkanie by mogli znów sobie pogadać. Liczę że rozmowa Mariusza z Lilianą dużo wniesie do tej historii i będzie to coś pozytywnego, a nie że się znów poróżnią

    OdpowiedzUsuń
  7. niewiele zostało? ej no... polubiłam bardzo Mańka, Lilkę i Rafała. zastanawiam się, jak skończy się ta rozmowa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmm... Czyżby dało się jeszcze uratować małżeństwo Mariusza? Przyznam szczerze, że mam co do tego mieszane uczucia. Bo z jednej strony wiem, ze Mariusz jest z Paulą szczęśliwy i że nadal ją kocha, ale z drugiej... Mam takie nieprzyjemne przeczucie, że Lilka może przez to cierpieć ;< I sama już nie wiem co jest najlepszym rozwiązaniem. Cieszę się natomiast, że Rafał pogodził się z Wlazłym. No i też trochę nie wierzę w te słowa o bankructwie. Mam wrażenie, że albo Rafał specjalnie to wymyślił (nie wiem w jakim celu), albo naprawdę ma problemy, tylko całkiem inne, a to rzekome bankructwo to tylko taka zasłona dymna. Zobaczymy :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślę, że Liliana wybaczy Mańkowi. Ciekawi mnie tylko, czy ich rozmowa nie przejdzie na inny temat, a jeżeli tak, to na jaki?

    OdpowiedzUsuń
  10. Paulina jest trochę moim zdaniem nie poważna bo wysyła Mariuszowi sprzeczne sygnały. Byle by z tego nie było jeszcze większego cierpienia Mariusza, który uwierzy, że wszystko się naprawiło, a później pryśnie niczym bańka mydlana. Ciesze się, że Rafał się pogodził z Mariuszem. Przyjaciele przecież nie mogą się na siebie długo gniewać ;) Co do tego bankructwa to jakoś mi się nie za bardzo chce wierzyć ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam i mam jakieś takie mieszane odczucia... Z jednej stronu Paulina daje Mariuszowi do zrozumienia, że między nimi to koniec, że sepacracja i tak na prawdę łączy ich tylko Arek, a teraz? Robi mu zakupy, zapełnia lodówkę, zostawia karteczkę na stole, a gdy on ich odwiedza zachowuje się tak jakby byli "szczęśliwą rodzinką". Coś mi tu nie gra i ta cała sytuacja jest trochę dziwna... Dobrze, że Rafał dogadał się z Mariuszem i wyjaśnili sobie tą sprzeczkę, niepotrzebną w sumie. Teraz czekam na rozwój rozmowy i relacji między Lilką i Mańkiem. Dojdą do porozumienia, czy już zawsze będą się traktować jak zwykli znajomi? Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Naprawdę szkoda mi Mańka. Jemu tak strasznie zależy na dobrych relacjach z Pauliną, na tym, aby wszystko wróciło do normy, a ona jakoś do naprawy błędów się nie kwapi. Ciężko mu będzie wrócić do szczęścia z przeszłości, przynajmniej jeśli chodzi o nią.
    A Lil musi dać trochę czasu Wlazłemu, przemyśli wszystko, na pewno nie odwróci się do niej plecami, nie będzie udawał, że jej nie zna, jestem tego pewna. Może już ta zbliżająca się rozmowa wszystko wyjaśni? :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak się zbieram żeby się jakoś odnieść od soboty. Trzeba spróbować. Mariusza mi szkoda. Pomimo tego dnia to nie wygląda na opcję happy endu a przecież jest jeszcze młody. Dla dzieciaków to zawsze najgorsze. Co do bankructwa, myślę że sprawa nie jest zakończona i lokal jakoś będzie dało się wyratować ;) Przyjaciele powinni sobie wybaczać. Koniec tych oczywistości. Maniek ma zostać w Bełku. Jak to tak ukochana drużyna bez najlepszego kapitana? Do następnego
    xoxo K.

    OdpowiedzUsuń
  14. B. Fajnie piszesz. dopiero teraz koleżanka poleciła mi Twojego bloga, jest świetny;)No Mariusz musi zostać w Bełchatowie. Ni ma innej opcji. Kiedy pojawi się kolejny rozdział? ;) Pozdrawiam M;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Czekam na kolejny, super blog. Zapraszam do siebie, ja dopiero zaczynam liczę na wskazówki http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/2013/05/poczatek.html

    OdpowiedzUsuń
  16. Już nie mogę doczekac sie rozmowy Lilki i Mariusza, mam nadzieję,że dziewczyna mu wybaczy taką reakcję:-) Myślę,ze u Mariusza jest wszystko na dobrej drodze by Paulina do niego wróciła;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie rozumiem Pauliny. Skoro chce zakończyć to małżeństwo to po co nadal zbliża się na niebezpieczną odległość do Mariusza? Mariusz musi wreszcie postawić sprawę jasno i zakomunikować, czy interesuje go jeszcze wspólne życie z jeszcze żoną, czy może chce być z kimś innym. Myślę, że w podjęciu tej decyzji pomoże mu ta rozmowa z Lilą wiele mu spraw wyjaśni. Ja nie chcę, żeby on wyjeżdżał :( Cieszę się jednak, że wreszcie pogodził się z Rafałem. MOże to będzie dobry znak na przyszłość?
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*
    Ps. Zapraszam na 5 rozdział na http://the--past--in--the--future.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń