poniedziałek, 20 maja 2013

ROZDZIAŁ 10

Mariusz
Wszyscy obawiamy się meczu z Resovią, choć żaden z nas tego nie okazuje. Większość żartuje, swobodnie rozmawia, a nawet snuje już plany dotyczące imprezy po spotkaniu. Tylko ja sprowadzam ciągle wszystkich na ziemię, przynajmniej dopóki Winiar nie karci mnie spojrzeniem i mówi, żebym się przymknął i nie psuł nastroju ludziom wokół.
            Ma trochę racji, więc milknę i pozwalam sobie na odpłynięcie myślami. Pozornie wszystko kręci się wokół nadciągającego pojedynku, ale w rzeczywistości zahaczam zarazem o Paulinę, Arka, Lilkę. Żadnej z tych osób nie będzie na trybunach, jako jedyny mam nie mieć cielesnego wsparcia bliskich. Co prawda Liliana i Rafał rozmawiali ze mną chwilę wcześniej, ale z nimi też dość szybko uciąłem pogawędkę, zważając na mój nastrój „bez kija nie podchodź”, cytując Daniela.
            Wreszcie nadchodzi moment, w którym opuszczamy szatnie i idziemy na rozgrzewkę. Jeden z ważniejszych meczów w sezonie, trybuny pełne kibiców, przeciwnicy równie zmotywowani do walki, co my, a ja myślę nad swoimi problemami egzystencjonalnymi. Co ze mnie za kapitan? Rozglądam się dookoła, choć nie wiem w jakim celu i zaczynam rozciąganie. Winiarski stara się mnie zagadać, a jeśli on czegoś bardzo chce, to zazwyczaj to dostaje, więc koniec końców mu się to udaje.
            - Co robisz jutro? - zagaduje mnie, kiedy odbijamy między sobą żółto-niebieską piłkę.
            - Jeszcze nie wiem, czemu pytasz?
            - Daga zaprasza na obiad.
            Wywracam oczami, czego Michał nie może dostrzec. Doceniam ich poświęcenie, przyjacielskie nastawienie i wsparcie, ale nie mogę ciągle u nich przesiadywać. Tym bardziej, że Dagmara bez przerwy stara się wyciągnąć ode mnie jakieś szczegóły, których nie znam. Grzecznie mu dziękuję, zarazem odmawiając, a on żąda, bym podał mu dokładny powód takiej decyzji.
            - Obiecałem Lilce, że pojadę z nią na zakupy - zmyślam na poczekaniu. Michała szokuje moje wyznanie, więc dodaję: - Rafał nie ma czasu, a ona potrzebuje coś kupić.
            Mina Winiarskiego jasno daje mi do zrozumienia, że posunąłem się za daleko. Staram się mu wytłumaczyć, żeby nie dorabiał teorii do faktów, ale on tylko patrzy na mnie z uniesionymi brwiami i szerokim uśmiechem.
            - Tylko winny się tłumaczy - rzuca wesoło. Po chwili milczenia, rzuca jeszcze: - Zawsze lubiłem Paulę, ale... Teraz wszystko jest inne.
            Nie mam więcej okazji do zamienienia z nim kilku słów na osobności, bo zaczynamy spotkanie. Wychodzę na boisko zdeterminowany, by szybko zakończyć mecz. Gra nam się wyjątkowo dobrze, choć nie bez najmniejszych problemów. Zwycięstwo nad Resovią bez straty seta dodaje nam wszystkim skrzydeł. Po rozdaniu autografów i kończącym rozciąganiu, udajemy się do szatni. W naszej panuje lepszy nastrój, bo mamy co świętować. Mnie też udziela się wesoły nastrój i nie chcę ciągnąć Winiarskiego za język, by nie zepsuć tej radości.
            O dwudziestej ma rozpocząć się impreza w barze Rafała, której głównym organizatorem jest Lilka. Razem wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić pomeczowe spotkanie obydwóch drużyn, naturalnie otwarte dla kibiców. Makowski jest przecież naszym wspólnym przyjacielem, a obydwoje mamy wobec niego spory dług wdzięczności do spłacenia. Obiecałem, że pojawię się na miejscu wcześniej, niż pozostali, ale najpierw przebieram się w coś bardziej odpowiedniego niż zwykła koszulka. Przeglądając zawartość szafy, czuję się trochę jak kobieta, która nigdy nie wie, co ubrać, pomimo zapełnionych półek. „Dla kogo ja tak właściwie chcę się dobrze prezentować?” - przemyka mi przez głowę, ale szybko odrzucam to od siebie. Jestem kapitanem, reprezentuję swój zespół, muszę wyglądać nienagannie. Wyciągam bluzkę z długim rękawem, do tego wkładam czarne jeansy i wyruszam do baru.
            Przekraczam próg i od razu widzę Lilianę. Stoi na krześle w butach na obcasie i stara się przywiesić żółte balony obok czarnych. Z mojej perspektywy wygląda, jakby miała zaraz spaść, więc podchodzę cicho, po czym łapię ją w pasie.
            - Dobry wieczór! - mówię, ale zagłusza mnie jej krzyk.
            Dobrze, że ją trzymam, bo traci równowagę, a obcasy wcale nie pomagają w jej ponownym uzyskaniu.
            - Maniek! - karci mnie, kiedy pomagam jej wrócić na ziemię. - Mogłam się zabić!
            - Dlatego cię trzymałem - odpowiadam z szerokim uśmiechem.
            Dziewczyna wywraca oczami i mruczy pod nosem coś w stylu: „Jak dziecko, jak dziecko”, ale się tym nie przejmuję. Proszę, żeby dała mi jakieś instrukcje, co mam wykonać, lecz ona rozgląda się wokół i stwierdza, że chyba wszystko jest gotowe.
            W sumie ma rację. Ozdoby wiszą przy suficie, kieliszki i kufle obwiązane są żółto-czarnymi oraz biało-czerwonymi wstążkami, a na ekranie, gdzie zwykle wyświetlany jest tekst karaoke podczas takowych imprez, migają różne zdjęcia z prywatnych galerii siatkarzy oraz meczowych fotorelacji.
            - I co twoje krytyczne oko na to? - pyta, siadając na barowym stołku i popijając coś z kubka.
            - Jest pięknie - stwierdzam. - A ty nie zaczynasz imprezy za szybko?
            Lilka śmieje się głośno, podsuwając mi pod nos naczynie z herbatą. Cmokam, udając niezadowolenie, co ona kwituje pytaniem: „No co?”
            - Liczyłem na coś ekstra - śmieję się, a ona razem ze mną.
            Nagle drzwi z zaplecza otwierają się, a za barem staje zdyszany Rafał. Widząc mnie z Lilianą trochę się dziwi i zarazem przyjmuje podejrzliwy wyraz twarzy. Po moim przywitaniu przypomina sobie, dlaczego wpadł do pomieszczenia, bo zaczyna coś tłumaczyć, żywo gestykulując. Dopiero kiedy się uspokaja, jesteśmy w stanie coś zrozumieć.
            - Bo ja chyba zepsułem mikrofon.
            Parskam śmiechem, widząc strapiony wyraz jego twarzy, lecz po chwili pojmuję, że on nie żartuje. Patrzę z lękiem na Ostrowską i Makowskiego, którzy wymieniają między sobą podobne spojrzenia. Wreszcie zeskakuję z krzesła i mówię: „Prowadź”. Raczej specjalistą nie jestem, ale co dwie głowy to nie jedna, może razem z Rafałem coś wymyślimy. Niestety, po chwili okazuje się, że obydwaj jesteśmy zupełnie bezsilni. Makowski spalił jakiś przewód, a nie mamy czasu, żeby szukać zapasowego, bo Lilka przybiega blada, twierdząc, że pierwsi goście już przychodzą. Zaczynają się gorączkowe próby opanowania sytuacji, ale kiepsko nam to wychodzi, dopóki nie przetrząsamy całego zaplecza i nie odnajdujemy zapasowego mikrofonu.
            - To teraz trzeba go tylko skręcić. Mario, dasz sobie radę? - pyta Makowski.
            Kiedy kiwam głową, on pospiesznie opuszcza pomieszczenie, ciągnąc za sobą Lilianę, która posyła mi jeszcze uśmiech przez ramię. Zmontowanie całości nie zajmuje mi dużo czasu, więc po niedługim czasie także wchodzę na salę. Wszyscy już są, bo widzę zarówno rzeszowskich siatkarzy, jak i naszych bełchatowskich. Ustawiam mikrofon na środku sceny i przy okazji witam się ze wszystkimi zgromadzonymi. Gdy schodzę z piedestału, od razu kieruję się do Winiara, który siedzi przy barze i dyskutuje o czymś z Rafałem. Słyszę tylko strzępki rozmowy, ale wyraźnie dosłyszałem słowo „Lilka”.
            - Ładnie tak obgadywać koleżankę? - żartuję, ale twarz Makowskiego tężeje. Odwraca się i zaczyna szykować drinki dla gości, a ja przyciszonym głosem pytam Michała: - Co go ugryzło?
            - A nie wiem. - Macha lekceważąco ręką, ale nie patrzy mi w oczy. - Czemu jej tak bronisz?
            Parskam śmiechem, gdy pojmuję, do czego dąży mój przyjaciel. Tak samo jak wcześniej na hali, sugeruje mi, że łączy mnie z Lilianą coś więcej niż przyjaźń. Nawet z chęcią wytłumaczyłbym mu, że się myli, ale właśnie w tamtym momencie Ostrowska zaczyna śpiewać, więc odwracam się w jej stronę.
            Wyjątkowo dobrze prezentuje się na scenie. Zaczyna standardowo od „Zawsze tam gdzie ty”, a na mojej twarzy mimowolnie maluje się uśmiech. Tyle czasu minęło od chwili, gdy  pierwszy raz usłyszałem tę piosenkę. Nawet nie spostrzegłem, w którym momencie Lilka stała się dla mnie kimś ważnym, powiernikiem moich sekretów, jedną z niewielu osób, z którymi mam ochotę dzielić smutki. Gdy wydobywa z siebie ostatnie nuty utworu, spogląda wprost na mnie i uśmiecha się szeroko. Wiem, że myśli o tym samym co ja.
            Nagłe szturchnięcie przypomina mi o obecności innych osób. Rafał morduje mnie spojrzeniem, a Winiarski patrzy na mnie z triumfem wymalowanym na twarzy. Obydwaj dostrzegli ten mały, nieznaczący gest.
            - Proszę was, chłopaki - jęczę. - Nie mogę mieć przyjaciółki?
            - Tylko winny się tłumaczy! - powtarza po raz kolejny Michał i tym razem to ja marzę o posiadaniu wzroku Bazyliszka. Nic jednak nie odpowiadam, bo Lilka zaczyna kolejną piosenkę, a to jest zdecydowanie ciekawsze niż użeranie się z upartym przyjacielem.

Liliana
Pomimo przeprosin, szczerych rozmów i chęci, by nie psuć tego wszystkiego do końca, moje relacje z Makowskim nie ulegają najmniejszej poprawie. Wręcz przeciwnie, ciągle czuję, jak stara się zwiększyć nade mną kontrolę, sprawdza każdy mój najmniejszy krok i bardzo podejrzliwie patrzy na moje relacje z Mariuszem. Jakby moje rozmowy z Wlazłym to było coś niemoralnego i karygodnego. Wszyscy widzą w tym coś nieprzyzwoitego, a my po prostu dobrze się rozumiemy, jesteśmy w podobnej sytuacji i staramy się pomóc sobie nawzajem, ale Rafał najwyraźniej nie jest w stanie tego pojąć. Może zbyt bardzo podziałały na niego słowa Filipa, może zbyt bardzo się w to wszystko angażuje. Doceniam jego starania i naprawdę nie wiem, co bym bez niego zrobiła, ale chyba nikt nie chce być ptaszkiem zamkniętym w złotej klatce. A już na pewno nie ja, nie teraz, kiedy moje życie jakoś się układa, kiedy odkrywam nowe znaczenie i sens.
Na całe szczęście, jeśli idzie o ratowanie baru, Rafał jest dużo bardziej tolerancyjny i pozwala mi w spokoju współpracować z Mariuszem, chociaż i tak widzę, że ciężko to znosi. Po meczu z Resovią połowa bełchatowian schodzi się do baru. Tuż przed rozpoczęciem imprezy mieliśmy kilka większych i mniejszych problemów, ale udało się je wszystkie zażegnać i tak możemy się bawić w towarzystwie graczy Skry, Resovii i kibiców.
Dziś, po raz pierwszy od dwóch tygodni, znów staję na scenie. Tych kilkadziesiąt minut śpiewania to zawsze jest niepowtarzalne i cudowne przeżycie. Mimo tylu lat doświadczenia na chwilę przed wyjściem czuję tę samą, lekko obezwładniającą tremę, jednak potrafię już przełożyć ją na pozytywne wibracje, które pomagają mi odnaleźć się lepiej w świecie dźwięków, słów i spokoju. Pod koniec pierwszej piosenki, czyli oczywiście „Zawsze tam gdzie ty”, Mariusz posyła mi najpiękniejszy ze swoich uśmiechów, a ja czuję, jak coś w środku mnie topnieje pod jego wpływem. Atakujący jest dla mnie niewątpliwie kimś ważnym, znamy się krótko, ale wiemy o sobie więcej niż ktokolwiek inny, jesteśmy zupełnie różni, ale jednocześnie bardzo do siebie podobni, tak wiele nas dzieli, ale tak samo dużo nas łączy. To piękne, niepojęte i trudne do zrozumienia, ale piękne.
Tradycyjnie już zaraz po zejściu ze sceny biegnę w stronę baru, aby wypić herbatkę, co Mariusz zawsze kwituje delikatnym uśmiechem, przypominając mi w ten sposób nasze pierwsze spotkanie, kiedy to z powodu jego obecności zamiast pić herbatę, musiałam wypić mocnego drinka, aby nie zwariować. To było tak niedawno, a wydaje się, jakby minęły od tamtej pory wieki albo chociaż dekady. Przy kontuarze siedzą Mariusz i Michał, żywo o czymś dyskutując, Rafał obserwuje ich z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jednocześnie obsługując łaknących alkoholu klientów. Na moją herbatkę nie ma czasu, więc sama muszę się nią zająć. Idę na zaplecze, aby wstawić wodę i chwilę odetchnąć. Siadam na krześle, głowę opierając o zimną, białą ścianę. Nie rejestruję momentu, w którym ktoś siada naprzeciwko mnie, dopiero po otworzeniu oczu dostrzegam wyraźnie zarysowaną sylwetkę Winiarskiego.
- Michał? – pytam, mocno zdziwiona jego obecnością.
- Nie, jego sobowtór. – Uśmiecha się wesoło.
- A to przepraszam za pomyłkę – odpowiadam niewinnie, a on posyła mi zdezorientowane spojrzenie, żebyśmy chwilę potem oboje wybuchli niepohamowanym śmiechem. – A ty się zgubiłeś czy co? – pytam, gdy już się opanowujemy.
Winiarski marszczy brwi, orientuję się szybko, o co mi chodzi i nerwowo drapie się po swojej bujnej czuprynie.
- Tak właściwie to chciałem z tobą porozmawiać o Mariuszu – wyrzuca w końcu, a moje oczy momentalnie robią się gigantyczne.
- Nie do końca cię rozumiem.
- Jesteś jego przyjaciółką, przynajmniej on tak twierdzi…
- Też tak twierdzę, ale co to ma do rzeczy? – dopytuję nerwowo, boję się, do czego może zmierzać Winiarski.
- Nic. – Uśmiecha się pogodnie. – Po prostu rób to, co dotychczas, a może w niedalekiej przyszłości wróci nasz prawdziwy Maniek – oświadcza tęsknie.
- Michał – zwracam się ciepło do siatkarza. – Mariusz jest cały czas tym samym człowiekiem, tylko nieco zagubionym we własnym życiu, ale ma nas, przyjaciół, czyż nie? – Uśmiecham się życzliwie.
- Tak – potwierdza natychmiast. – We dwoje będzie nam łatwiej doprowadzić go do porządku.
- Proponujesz mi współpracę?
- Coś w tym stylu – oznajmia zakłopotany.
- W takim razie: zgoda – mówię, czym go nieco zaskakuję. – Nie chcę dla Mańka źle, ale wiem też, do czego zmierzasz. Nigdy nie chciałam i nie będę chciała rozpadu jego małżeństwa, w każdej chwili będę go wspierać w dążeniu do naprawy tego związku.
- Ale…
- Nie zaprzeczaj sobie. Nawet jeśli przyszedłeś tutaj z innymi zamiarami, to w głębi serca chcesz, żeby wszystko wróciło do normy i obawiasz się, że ja w tym przeszkodzę, ale naprawdę nie mam takiego zamiaru. Życzę Wlazłym jak najlepiej.
- To naprawdę nie tak miało wyjść.
- Winiar, nie przejmuj się! – karcę go za tę smutną minę posyłaną w moim kierunku. – Przecież nic się nie stało. A teraz czas na zabawę! – Tymi słowami delikatnie daję mu do zrozumienia, że powinien wynieść się z zaplecza.
- Już rozumiem, co widzi w tobie Maniek – mówi prawie niedosłyszalnie, jakby do siebie, przekonany, że raczej go nie słyszę. Uśmiecham się pod nosem i wychodzę na salę, nie zalewając nawet swojej herbaty.
Zabawa trwa w najlepsze, siatkarze i kibice w jednym miejscu, bawią się, tańczą, piją, dyskutują, wszystko z jak najwyższą kulturą. Nawet Aleks przeprasza mnie za swoje zachowanie na ostatniej imprezie, co mu oczywiście wybaczam, w myślach dziękując mu za ten szczeniacki wybryk, bo to właśnie przez niego przełamaliśmy z Mariuszem te pierwsze, najgrubsze lody. Wlazłego jednak od dłuższego czasu nie mogę nigdzie znaleźć, jakby się zapadł pod ziemię. Martwi mnie to, irracjonalnie boję się, że zrobiłam coś złego, a on mnie unika, ale cała sprawa wyjaśnia się dosyć szybko, gdy docieram przed drzwi zaplecza.
Nie wchodzę jednak do pomieszczenia, bo dochodzą z niego dźwięki regularnej kłótni. Kłótni pomiędzy Mariuszem a Rafałem, kłótni o mnie, znowu. Serce staje mi w gardle, nie cierpię takich sytuacji, ale przysłuchuję się tej wymianie zdań, chcąc jak najwięcej z niej usłyszeć i zrozumieć. Makowski zarzuca najpierw Wlazłemu, że ten nie traktuje mnie poważnie, co atakujący kwituje głośnym śmiechem. „Kto tu jej nie traktuje poważnie?” – te słowa dźwięczą mi w uszach. Mariusz ma w tym aspekcie całkowitą rację, mój przyjaciel nie traktuje mnie do końca poważnie, zachowuje się tak, jakbym była dzieckiem, nierozumnym stworzeniem, które bez jego dłoni nie jest w stanie sobie poradzić. To miłe, że się o mnie troszczy, ale wszystko ma swoje granice.
Nie mogę słuchać, jak nawzajem przerzucają się oskarżeniami. Coś we mnie pęka, gdy Rafał zaczyna prawić Mariuszowi morały o rodzinie, sugerując, że między nami jest coś więcej. Nie wytrzymuję, wbiegam jak oparzona do pomieszczenia i mierzę Makowskiego morderczym wzrokiem.
- Lilka? Co ty tu robisz? – pyta zdezorientowany.
- Stoję? Nie widać? – prycham gniewnie. Czuję na sobie uważny wzrok Wlazłego, jednocześnie wiedząc, że w każdej chwili jest gotów, by mi pomóc, przynajmniej taką mam nadzieję.
- Podsłuchiwałaś?
- Nie musiałam. Pół baru słyszało twoje absurdalne oskarżenia wobec najprzyzwoitszego człowieka pod słońcem! Naprawdę sądzisz, że byłabym w stanie rozbić czyjąś rodzinę? Rafał, do cholery, co się z tobą stało?
- Lilka… Ja… - Próbuje się do mnie zbliżyć, ale go odpycham.
- Nie, Rafał. Mam dość tej twojej ciągłej inwigilacji, przemyśl swoje zachowanie, bo to nie ma nic wspólnego z opieką, którą obiecałeś Filipowi. Nic! Rozumiesz? Nic!
Chwytam kurtkę i wychodzę, trzaskając drzwiami. Nie zwracam uwagi na zdziwione spojrzenia, wybiegam z baru i udaję się w tylko sobie znaną stronę. Dziesięciocentymetrowe szpilki nie pomagają w swobodnym spacerowaniu, mimowolnie uśmiecham się, gdy przypominam sobie sytuację sprzed kilku godzin, kiedy to przez Wlazłego spadłam z krzesła. W jego ramionach zawsze czuję się bezpieczna, ciepło od niego bijące udziela się i mojemu sercu. Nie rozumiem tego wszystkiego, ale tak jest lepiej.
Błądzę po ciemnych bełchatowskich uliczkach, sama już nie wiem, gdzie jestem. Od kilku minut mam wrażenie, że ktoś za mną idzie, ale to raczej moje chore urojenia. Przynajmniej mam taką nadzieję, jednak odgłosy kroków stają się coraz wyraźniejsze. Idę szybciej, a odgłosy ani na chwilę się nie oddalają. Wchodzę w jakąś wąską uliczkę, która okazuje się być ślepa, przerażona odwracam wzrok, a przede mną staje dwóch łysych osiłków, którzy patrzą na mnie jak na eksponat w muzeum. Staram się ukryć przerażenie pod osłoną pewności siebie. Może i są typowymi półgłówkami, ale mają nade mną ogromną przewagę fizyczną.
- Wyskakuj z kasy, laleczko – rozkazuje wyższy.
- Nie mam – oznajmiam stanowczo, co wcale nie mija się z prawdą. Z baru nie wzięłam ani portfela, ani telefonu, za co mogę się teraz tylko bić w piersi.
- Nie masz? – pyta drugi z wyraźną irytacją w głosie.
- Nie mam – powtarzam, starając się ukryć drżenie głosu. W takiej sytuacji okazać strach to jak skazać się na zakopanie żywcem w grobie.
- W takim razie możesz nam zapłacić w inny sposób. – Uśmiecha się szyderczo ten pierwszy, jednocześnie przejeżdżając swoim łapskiem po moim udzie skrytym pod długim płaszczem, ale i tak wzbudza to we mnie dreszcz obrzydzenia, co on interpretuje oczywiście mylnie i tylko go to zachęca.
- Krwawy, spierdalaj! – rozkazuje swojemu wspólnikowi. – Tą panienką zajmę się sam.
Krwawy niechętnie odchodzi, a ja przełykam głośno ślinę. Nie chcę nawet myśleć, do czego ten idiota może się posunąć, muszę natychmiast coś wymyślić, inaczej ten wieczór stanie się zupełnym koszmarem. Facet nie spuszcza ze mnie wzroku, cały czas mierzy mnie wygłodniałym spojrzeniem i posyła mi idiotyczny uśmiech, przez co wyraźnie wyczuwam zapach alkoholu dochodzący z jego ust. O mało nie doprowadza mnie to do wymiotów, robi się jeszcze gorzej, kiedy jego usta lądują na mojej szyi. Próbuję go za wszelką cenę odepchnąć, ale jest zbyt silny. Krzyczę najgłośniej, jak potrafię, ale on od razu zakrywa mi usta dłonią, by po chwili uderzyć mnie z otwartej dłoni w policzek.
- Nie krzycz, to przeżyjesz – oznajmia całkowicie poważnie, a do mnie nawet nie dociera sens tych słów, gdyż zbyt bardzo piecze mnie policzek, a oczy są za mocno zasnute mgłą.
- Zostaw mnie w spokoju! – wyrzucam z siebie w końcu i po raz kolejny próbuję się wyrwać z jego twardego uścisku.
- Mówiłem, że masz być cicho?!
Patrzy mi szyderczo w oczy, czuję jego oddech przy swoich ustach, łzy spływają mi do oczu, obawiam się najgorszego, ale w tym samym momencie zagrożenie znika. Facet po chwili leży na ziemi, a ja wtulam się w czyjeś ciepłe ramiona. Nie wiem, co się wokół mnie dzieje, ale czuję to niesamowite ciepło płynące tylko z jednych ramion.
- Zabierz ją do siebie, a ja zajmę się tymi idiotami – ktoś krzyczy w stronę mojego wybawcy, wydaje mi się, że to Winiarski i wtedy dociera do mnie, że tym, który mnie uratował, jest Wlazły.
Bez oporów za nim podążam, nie zwracając uwagi na otoczenie. O dziwo, nie płaczę, sama się sobie dziwię, ale chyba po prostu nie mam już czym. Siadam na miejscu pasażera, a Mariusz zajmuje miejsce za kierownicą.
- Wszystko w porządku? – pyta, pozornie spokojnie.
- Teraz już tak – wykrztuszam i wtulam się w jego ramiona. – Zabierz mnie stąd – szepczę, a on rusza z piskiem opon.
Zanim docieramy do celu, ja już śpię. Czuję tylko, jak ktoś mnie gdzieś przenosi, potem delikatnie kładzie na łóżku, zdejmuje mi buty i sukienkę, przykrywa szczelnie kołdrą, całuje czule w czoło, a potem szepcze: „Nawet nie wiesz, ile się najadłem przez ciebie strachu, Liliano”.
~*~
Repugnance: Chciałam napisać coś mądrego o rozdziale, ale wyszłoby jak zwykle, więc opinię pozostawiam Wam. Jeśli ktoś ma dobrą metodę, jak przeżyć kolejny tydzień - pilnie proszę o kontakt. A wydawać by się mogło, że już po wszystkim...
Commi: No, to jest taki tam półmetek opowieści i dziwnych przygód jeszcze dziwniejszych bohaterów, opinię również pozostawię Wam, choć raczej skorzy do jej wydawania nie jesteście, ale to już inna historia. Niech już będzie ten cholerny piątek, niech już będzie mecz, może wtedy wszystko wróci do normy. Do następnego poniedziałku. :*

18 komentarzy:

  1. Rozdzial jak zwykle super :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja widzę, że jednak Mariusz z Lilianną nie są dla siebie tylko przyjaciółmi. Przez to pomaganie sobie nawzajem coś się rodzi. Lilka ma prawdziwych przyjaciół. Widzę to po tym uratowaniu przez Mariusza i Michała. A Rafał niech zastanowi się nad tym zachowaniem. I lubię tego Waszego Winiara :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku już mi brakuje słów i komplementów. Tu nawet nie ma się do czego przyczepić.
    Lepiej nawet nie myśleć, co by było gdyby jej nie pomogli. Ale od tego są przyjaciele. Ciekawi mnie, czy w domysłach Makowskiego i Michała jest ziarenko prawdy...:)
    Że jesteście genialne pewnie wiecie, więc ja się rozpisywać nie będę i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale napędziłyście mi stracha.. Naprawdę już myślałam, że Mariusz nie zjawi się w odpowiednią porę. Ale jednak.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam. ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Mamuniu, dwa razy się rozpisałam na temat tego co tu wspaniałego tworzycie i dwa razy mi się usunęło.. Poprostu napisze, że ubóstwiam Wasze dzieło.. Do zobaczenia przy następnym rozdziale ;) Już nie mogę się doczekać. Pozdrawiam ;* /G.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam to opowiadanie od początku i muszę przyznać, że to chyba jeden z najlepszych rozdziałów, przynajmniej dla mnie. Opowiadanie jest faktycznie inne, ale w pozytywnym sensie. Czekam na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń
  7. to, że zdecydowałyście się na wspólne opowiadanie, było naprawdę genialną decyzją :) co do rozdziału, powiem tylko, że bardzo się cieszę, że w Lilce i Mańku pojawiło się to małe, nieśmiałe niewiadomoco. skoro jesteśmy na półmetku, to może coś się z tego rozwinie, chociaż tytuł opowiadania sugeruje raczej niezbyt szczęśliwe zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale mi napędziłyście stracha... W pewnym momencie, byłam pewna, że Mariusz nie zdąży... A jednak.
    Czekam na następny rozdział :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wcześniej, muszę przyznać trochę dłużyło mi się czytanie tych nieco dłuższych opisów, momentami było tego moim skromnym zdaniem troszeczkę za dużo. Teraz jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłyście. Najpierw tym, że Lilka wreszcie powiedziała Rafałowi co o nim myśli;swoją drogą wpienia mnie on już od pewnego czasu. A potem tą całą ''akcją'' w ciemnej uliczce. Dziwnie i może trochę nie na miejscu to będzie, ale spodobała mi się. Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  10. Winiar podejrzewa Mariusza że ten coś do Lil :P Cały Winiar :))Rafał będzie musiał szybko przystopować, niech on już nie patrzy tak wilkiem na Wlazłego. Końcówka dramatyczna już się bałam że naprawdę Lilkę spotka coś złego, ale panowie MW w porę się zjawili

    wybaczcie ze tak ogólnikowo ale żyję już sesją i obrona magisterki

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak to dobrze,że Mariusz był blisko bo nawet wolę nie myślec jakby to mogło się skończyc... Nie rozumiem dlaczego Rafał jest taki w stosunku do Mariusza. Przecież on i Lilka są tylko przyjaciółmi, po co snuc jakieś dodatkowe teorie? Ok, rozumiem,ze obiecał Filipowi,że będzie o nią dbał no ale takie zachowanie to już lekka przesada.
    czekam na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Może Rafał chce być dla Lilki kimś więcej niż tylko przyjacielem i dlatego tak boi się więzi jak tworzy się między Lilką, a Mariuszem!

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak przetrwać tydzień? Wyznaczyć sobie cel i dążyć do niego. Ja ostatnio czekam już tylko na zawody, bardzo ważne zawody ;) Polecam, bo mi strasznie czas szybko leci :D
    Rafał zachowuje się tak trochę jak pies ogrodnika, który sam nie weźmie i innemu nie da. Niechże on się wreszcie ustosunkuje do relacji, jakie łączą go z Lilą, bo z tego bagna może się zrobić jeszcze większe gówno, że się tak wyrażę. Takie zachowanie nikomu nie służy, a tylko przysparza jeszcze więcej kłopotów.
    Mario wreszcie zdał sobie sprawę, że Lilka nie jest dla niego tylko przyjaciółką, a znacznie kimś ważniejszym. Jak dobrze, że obaj z Winiarem zdążyli na czas ją uratować, bo było by bardzo źle:/
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja bym tu na zawał zeszła;D Jak dobrze, że Mariusz i Michał byli blisko. Rozdział super, czekam co wymyślicie do następnego poniedziałku. Zapraszam na VII zsiatkowkacalezycie.blogspot.com Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Rafał przesadza, z tą swoją opieką. Lilka nie jest malutkim dzieckiem, które trzeba pilnować i kontrolować przez cały czas. Rozumiem, że się o nią martwi i to nie jest dziwne, bo złożył obietnicę Filipowi, ale nawet gdyby jej nie złożył na pewno nie zostawił by jej samej.
    Na koniec tak się wystraszyłam, tym całym zajściem, z tymi dwoma zbirami, że o mało mi serce nie wyskoczyło. Dobrze, że w porę Mariusz i Michał się zjawili. Gdyby nie oni to nie wiadomo co by się stało.

    Pozdrawiam:*

    PS: Przepraszam, ze dopiero dzisiaj się zjawiłam, na waszym blogu, ale ostatnio brakuje mi czasu i z niczym nie mogę się wyrobić.

    OdpowiedzUsuń
  16. Na wstępie przepraszam, ze dopiero dziś docieram, ale nie mam ostatnio czasu i o zgrozo tak do 4 lipca ;/
    Już chyba wcześniej pisałam iż uważam, że Rafał przesadza swoją opieką nad Lilianną. Ona ma prawo żyć normalnie i jak chce bo raz, że nie jest dzieckiem, a dwa nie można ją cały czas prowadzić za rękę. Ok złożył obietnice Filipowi, ale są jakieś granice.
    Michał z Mariuszem zdążyli w ostatniej chwili z pomocą. Aż strach myśleć co by było jakby nie zdarzyli.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nienawidzę mieć kłopotów z internetem...Potem mi się takie zaległości w komentarzach robią -.- A tego powyżej milczeniem pominąć nie mogę :D Ale miałam stracha jak czytałam końcówkę czy nic się Lilce nie stanie. Na szczęście znalazł się odpowiedni człowiek w odpowiednim miejscu. Widać z Mariem tak jest nie tylko na ataku :)I co do uśmiechu to taka moja mała słabość. Często na meczach Skry kamera łapie Mariusza siedzącego przed wyjściem szóstek na ławce i on wtedy puszcza taki uśmiech że aż się cieplej na sercu robi ;) Zeszłabym na zawał jakby mnie tak ktoś zdjąć z krzesła próbował :P A z Rafałem mamy bardziej skomplikowaną sprawę. Może przesadza, ale rozumiem jego punkt widzenia. Chce się wywiązać z obietnicy danej przyjacielowi jak najlepiej. Powinni po prostu porozmawiać. Myślę że jego po prostu przeraża szybkość postępu relacji Mańka i Lilki. Przez jakiś czas ostatni tylko on mógł pomóc Lilce i opanował jej psychikę po wypadku a tu takiemu Wlazłemu udaje się zbudować szybko głęboką relację z Ostrowską. Z jego strony i jeszcze po aluzjach Winiara może to wyglądać na coś więcej a w tym wypadku mamy postawę ja wiem swoje i to wiem lepiej niż sami zainteresowani.
    xoxo K.

    OdpowiedzUsuń
  18. Czy Makowski za każdym razem musi robić wyrzuty Wlazłemu? Przegiął tym razem już po całości. Rozumiem, że martwi się o Lilkę, no ale są jakieś granice... Wraz ze zbliżaniem się do końca rozdziału włos mi na głowie stawał dęba. Myślałam, że zakończycie to w jakiś strasznie drastyczny sposób, ale w porę znaleźli się Misiek z Mańkiem. Całe szczęście!

    OdpowiedzUsuń