wtorek, 9 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 5

Mariusz
            Kolejny tydzień morderczych treningów. Nikt nie pyta nas o zmęczenie czy chęć odpoczynku. Trenujemy bez przerwy, żeby jak najlepiej rozpocząć sezon, zarówno w polskiej lidze jak i Klubowych Mistrzostwach Świata. Nie lubię popołudniowych treningów, bo rano nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Krzątam się bez celu po mieszkaniu, co jakiś czas włączając telewizor, przełączając wszystkie kanały, a potem wracając do spacerowania. Wreszcie zdenerwowany chwytam kurtkę, zamykam drzwi i wychodzę z mieszkania.
            Bełchatów nigdy nie zachwycał mnie krajobrazami, czystym powietrzem czy pięknymi okolicami. Mimo wszystko właśnie w tym mieście zagrzałem miejsce na bardzo długo. Mijając budynki, które znam na pamięć, w głowie analizuję niezliczoną ilość ofert, które odrzuciłem. Ciągle zastanawiam się, czy gdybym wyjechał z Bełchatowa szybciej, uratowałbym wypalający się związek.
            Przychodzę pod blok Rafała po kilku minutach. Docieram pod jego drzwi, lecz zanim pukam, one otwierają się na oścież, a za progiem stoi Liliana, ubrana w ciepłą kurtkę. Spoglądam na nią zdziwiony, bo przecież jest środek tygodnia, a ona uśmiecha się serdecznie.
            - Cześć, Mariusz. Wejdziesz? - pyta.
            - Cześć. Jasne, dzięki. A ty się gdzieś wybierasz?
            Rafał wpada do przedpokoju w krótkich spodenkach i podkoszulku, wita się ze mną wylewnie, tym samym nie dając Lilianie możliwości odpowiedzi. Ona żegna się z nami prędko, chwyta torbę i rzuca krótkie: „Wrócę późno”.
            - Gdzie pojechała?
            - A co ty taki ciekawski? - odpowiada pytaniem na pytanie Makowski, kiedy stawia przede mną kubek kawy. Siedzimy przy kuchennym stole, bo mój przyjaciel stara się rozszyfrować instrukcję obsługi nowej kuchenki mikrofalowej. Nijak mu to nie wychodzi, szczególnie kiedy co chwilę mu przerywam.
            - Jestem twoim duchowym przewodnikiem, muszę wiedzieć wszystko.
            - Kto tu jest czyim przewodnikiem... - mruczy pod nosem, odkładając grubą książkę. Nie mogę patrzeć, jak Rafał bezskutecznie stara się uruchomić mikrofalę, więc wywracam oczami, wstaję i podchodzę do niego. Dokładnie przyglądam się sprzętowi, po czym wsadzam wtyczkę do kontaktu, a mały ekranik zaczyna migotać.
            - Nie ma za co, przewodniku. Dobrze, że potrafię sobie sam poradzić - śmieję się, kiedy tamten uderza się otwartą dłonią w czoło.
            Spędzam z Rafałem całe przedpołudnie, chociaż widzę, że jest rozkojarzony. Co chwilę spogląda na telefon i wysyła wiadomości do Liliany, jakby chciał ją kontrolować na każdym kroku. Nie wtrącam się i o nic nie pytam, bo to sprawa tylko między nimi. Jeśli nie chce mi powiedzieć, znaczy, że nie może. Wychodzę przed obiadem, na który ponownie zostałem zaproszony do Winiarskich. Dojeżdżam do nich w odpowiedniej chwili, bo Oliwier właśnie wraca do domu ze szkoły w towarzystwie Michała. Siadamy razem do stołu, chłopiec opowiada o szkolnych przygodach, a my słuchamy go uważnie.
            - Wujku, kiedy przyjedziesz z Arkiem i ciocią? Ostatnio ciągle jesteś sam.
            Oliwier wpatruje się we mnie niebieskimi oczami, a ja otwieram szeroko buzię i spoglądam na jego rodziców. Dagmara przychodzi mi z pomocą, przypomina synkowi, że przecież Paulina jest zajęta pracą, a ja z ulgą stwierdzam, że nadszedł czas, by wyruszyć na trening. Jedziemy z Michałem różnymi samochodami, dzięki czemu mam chwilę, żeby wszystko przemyśleć.
            Każdy, nawet sześcioletnie dziecko, zauważa, że nic nie wygląda tak, jak powinno. Stan zawieszenia, który jest między mną a Pauliną, niszczy we mnie wszystko. Nie potrafię porozmawiać o niej zwyczajnie, nie potrafię znieść myśli, że możemy rozstać się na dobre, a przede wszystkim nie potrafię w ogóle bez niej funkcjonować. Odkąd się rozstaliśmy machinalnie wykonuję czynności, nawet udaję, że wszystko jest w porządku. Ja chyba dłużej już nie potrafię.
            Gwałtownie skręcam na pobocze i zatrzymuję samochód. Opieram głowę o kierownicę, zamykam oczy i liczę do dziesięciu, żeby się nie rozpłakać. Po chwili słyszę chrzęst otwieranych drzwi, a potem czuję czyjąś dłoń na ramieniu.
            - Mario... - zaczyna Michał.
            - Nic nie mów, Winiar. Daj mi spokój - warczę. - Masz Dagmarę, masz Oliwiera, masz całą szczęśliwą rodzinę. Wyjeżdżasz więcej niż ja, dojeżdżasz dalej niż ja, jesteś z Dagmarą dłużej niż ja, masz starszego syna niż ja, a mimo wszystko oni to wytrzymują! Dlaczego, do cholery, ja i Paulina nie możemy dalej tworzyć szczęśliwego małżeństwa?! - krzyczę.
            Winiarski milczy chwilę, analizując moje słowa. Spodziewam się, że zaraz wysiądzie z auta, obrażony trzaśnie drzwiami i pojedzie na trening, zupełnie mnie ignorując, ale on mówi:
            - Mnie do siebie nie zrazisz, Maniek. Nawet krzykami.
            I dopiero wtedy dociera do mnie, że jestem kretynem. Jeszcze raz uderzam głową w kierownicę, Michał klepie mnie po plecach i siedzimy tak wystarczająco długo, bym się uspokoił. Dopiero potem ruszamy w drogę do Bełchatowa, bo czuję, że tylko piłka pomoże mi w pozbyciu się nadmiaru emocji, które w sobie gromadzę.


 Liliana
            Wbrew pesymistycznym scenariuszom, które mimo wszystko miały oparcie w dotychczasowych doświadczeniach, tydzień po Superpucharze jestem już zupełnie zdrowa i mogę śpiewać na pełnych obrotach. Dziwi mnie tak szybkie wyzdrowienie, ale przynosi mi to ulgę, bo obawiałam się, że będzie dużo gorzej. Nie wracam jednak jeszcze do śpiewania w barze, gdyż ten okres w roku zawsze jest dla mnie trudny. Pierwsze dwa tygodnie października to dla mnie czas wspomnień, nieprzyjemnych wspomnień. Dwa lata temu o tej porze moje życie miało sens, byłam szczęśliwą, kochaną i kochającą kobietą z pomyślną wizją przyszłości, a kilka godzin później leżałam w szpitalu i walczyłam o życie. Ja wygrałam, ale Filip nie, i od tamtej pory moje życie to puste, beznamiętne trwanie.
            Środowy poranek wita mnie świecącym słońcem, lecz wiem, że to nie będzie piękny i radosny dzień. Nie mogę nie jechać do Warszawy, nie mogę nie pójść na jego grób, nie mogę udawać, że to dzień jak każdy inny. Wstaję o siódmej, robię sobie szybkie śniadanie, podczas gdy Rafał smacznie śpi. Dzień wcześniej oznajmił mi, że nie może ze mną jechać. Z jednej strony to dla mnie lepiej, bo wolę to wszystko przetrawić w samotności, a z drugiej widziałam, jak się bije z własnymi myślami i żałuje, że nie może odwiedzić grobu najlepszego przyjaciela w rocznicę jego śmierci, jednak obowiązki w pracy mu na to nie pozwalają. Wyszykowana żegnam się z Rafałem, który po raz setny przypomina mi, że mam być ostrożna, uważać na siebie, dać znać, gdy dojadę i przeprosić Filipa. Kwituję to wszystko lekkim uśmiechem i stwierdzeniem, że nie jestem dzieckiem, na co Makowski marszczy brwi w swoim charakterystycznym stylu i potakuje pobłażliwie głową. W końcu otwieram drzwi, a tuż za nimi trafiam na Mariusza, który jest równie zdziwiony co ja tym gwałtownym spotkaniem.  Często nas ostatnio odwiedza, Rafał jednak twierdzi, że to normalne. Mnie już aż tak bardzo nie razi jego obecność, wręcz przeciwne, wprowadza do mojego serca jakiś dziwny spokój i ukojenie. Przy nim częściej się szczerze uśmiecham, co determinuje we mnie chęć pomocy w jego problemach. Proponuję mu wejście do środka i po raz kolejny w jego obecności się uśmiecham, po czym wychodzę z bloku i ruszam w stronę dworca.
            Nie jadę samochodem, nie jestem na to gotowa, za kierownicą nie siedziałam od dwóch lat, do tego pojazdu przez pewien czas nie chciałam w ogóle wsiadać, ale z pomocą Rafała jakoś się przemogłam. Po trzech godzinach męczącej podróży PKS-em wysiadam na warszawskim dworcu i najpierw kieruję się w stronę swojego mieszkania. Nie byłam w nim od ponad miesiąca, ale wygląda na zadbane, bo od czasu do czasu wpada tutaj moja kuzynka, Ewelina.  Jest chyba najbliższą mi osobą zaraz po Rafale, nie jesteśmy nierozłącznymi przyjaciółeczkami, ale możemy na siebie liczyć w najtrudniejszych momentach.
            Po kilkunastu minutach wychodzę z mieszkania i idę na spacer, którego cel może być tylko jeden. Słońce nadal uporczywie świeci i wmawia mi, że to piękny, radosny dzień. I choć moja głowa daje się po trosze temu wszystkiemu zwieść, to moje myśli wciąż krążą wokół wydarzeń sprzed dwóch lat. Przed oczami cały czas mam nasze ostatnie chwile, ten od początku pechowy poranek, pogodę, która tamtego dnia się na mnie uwzięła, wypadek i kierowcę drugiego auta, który wyszedł z tego bez szwanku, a potem, umiejętnie wykorzystując możliwości swojego adwokata, wmówił wszystkim w sądzie, że ta sytuacja to moja wina. Tak oto stałam się morderczynią, choć od samego początku właśnie tak się czułam. Wchodząc na cmentarz, czuję na swojej skórze nieprzyjemne dreszcze. Przytłacza mnie ta atmosfera, przytłacza mnie myśl o tym, że stąpam właśnie po ziemi ludzi umarłych, że praktycznie na każdym kroku mijam grób człowieka takiego samego jak ja, który w bliższej lub dalszej przeszłości chodził po tym samym świecie co ja i wykonywał te same czynności. Przytłacza mnie to, jak bardzo ludzkie życie jest kruche i jak łatwo o tym zapomnieć. Jak pośród codziennych obowiązków, tej powszechnej bieganiny i problemów nie zdajemy sobie sprawy z tego, że za chwilę może nas nie być, że ktoś będzie przez nas jakiś czas płakał, a z czasem przejdzie nad tą sytuacją do porządku dziennego i odwiedzanie miejsca naszego pochówku stanie się dla niego tylko przykrym obowiązkiem i wracaniem do przeszłości.
            Docieram przed tak doskonale znany mi grób ze znamiennym napisem: „Filip Krzewicki, zmarł śmiercią tragiczną w wieku 26 lat”. Nie potrzeba słów, by wiedzieć, jak beznadziejnie się czuję, gdy za każdym razem czytam to zdanie, jak bardzo nienawidzę stwierdzenia śmierć tragiczna oraz jak wiele dałabym, by móc cofnąć czas i nie spieszyć się aż tak bardzo do rodziców. Wszyscy mówią, żebym przestała się obwiniać i spróbowała żyć na nowo, ale jak mam to zrobić, skoro to jest moja wina, skoro to ja sama wysłałam największą miłość swojego życia na tamten świat? Cały czas pytam się: „Jak?” i nigdy nie uzyskuję odpowiedzi. Wszystkie mądrości, ludowe powiedzenia, powszechne opinie i wyświechtane gadki stają się bezsilne w obliczu takiej sytuacji.
            Siadam na ławeczce i mocno wpatruję się w płytę nagrobka, jakbym liczyła, że wśród znajomych liter tworzących to jedno, zdawkowe zdanie będę w stanie odnaleźć odpowiedź na wszystkie nurtujące mnie pytania i dręczące problemy.
            - Wiesz, Fifi, mój świat niedawno stanął do góry nogami. – Nawet nie zauważam momentu, w którym zaczynam mówić do grobu. – Twój kochany Rafałek ściągnął mnie do siebie, do Bełchatowa. Wyobrażasz to sobie? Ja, odwieczna Warszawianka, wylądowałam w tej elektrycznej mieścinie, ale, o dziwo, nie jest źle. Wspieramy się nawzajem, ciągle ucząc się żyć bez ciebie, co nie jest łatwe. Pamiętasz, jak na początku nie mogłam zrozumieć Makowskiego i jego wrodzonego altruizmu? Nadal go nie rozumiem. – Śmieję się pod nosem. – Ale gdyby nie ta jego dobroć, to nie wróciłabym do śpiewania. Tak! On mnie nawet do tego nie zmuszał, sama się zgodziłam. A na początek oczywiście zaśpiewałam „Zawsze tam gdzie ty”. Wiesz, miałam wtedy wrażenie, że jesteś blisko mnie, cały czas widziałam, jak ty mi to śpiewałeś podczas oświadczyn. Jednak najlepsze dopiero przed tobą. Poznałam Wlazłego. Tak, tego Wlazłego, twojego siatkarskiego idola. Wyobraź sobie, że Rafał jest jego przyjacielem, i to dobrym. Kto by pomyślał, co? – Powoli zaczyna do mnie docierać, co wyprawiam, ale brnę dalej. – Jak chcesz, to myślę, że możesz częściej odwiedzać Makosia w snach, powinno mu to pomóc, on wbrew pozorom nie jest taki silny, ale ja nie potrafię mu pomóc, sama nie mogę się pozbierać. Chciałabym, żebyś tu był, żebyś mnie przytulił, pocałował moje włosy i powiedział, że to był tylko zły sen, nawet nie wiesz jak bardzo. – W tym momencie z moich oczu zaczynają wypływać niekontrolowane łzy, ale to nie koniec mojego monologu. – Dlaczego? Dlaczego jest tak trudno? Dlaczego przez dwa lata nie mogę się pozbierać? Dlaczego życie bez ciebie nie ma sensu?! – niemal krzyczę. Po chwili orientuję się, że obserwuje mnie jakaś staruszka, spoglądam na nią i cała się czerwienię. Mam wrażenie, że zaraz na mnie naskoczy i zacznie wyzywać od najgorszych, bo zakłócam spokój zmarłych, ale ona patrzy na mnie ze zrozumieniem w oczach i mówi:
            - Nie krępuj się, dziecinko. Rozmawiaj z nim, to pomaga. – Uśmiecha się pokrzepiająco. – A czasami nawet potrafią wysłuchać naszych lamentów i coś zmienić w naszym życiu, ale wiesz, jak to jest z mężczyznami, z nimi nigdy nic nie wiadomo.
            Nie mówię nic, nie jestem w stanie i trudno stwierdzić dlaczego. Słowa kobiety odbierają mi mowę.  Uśmiecham się tylko w jej stronę i szepczę nieme: „Dziękuję.” Wyjmuję z torebki znicz i go zapalam, ponownie obserwując płytę nagrobka, na której znajduje się zdjęcie Filipa, zerka z niego na mnie z tym swoim słodkim uśmiechem, a jego oczy aż biją zielenią, chociaż zdjęcie jest w sepii. Po kilku minutach i modlitwie wstaję w końcu z miejsca, odwracam się w stronę grobu, przy którym siedziała staruszka, chcąc z nią porozmawiać, ale jej już nie ma. Na nagrobku widzę dwa identyczne nazwiska, jedna z osób to dwudziestoletni mężczyzna, który zginął podczas Powstania Warszawskiego, a druga to sześciomiesięczne dziecko. I czuję, że ona była w jeszcze gorszej sytuacji niż ja.
            Do domu wracam jak najkrótszą drogą, pragnąc uniknąć tych wszystkich ciekawskich spojrzeń, na dłuższą metę nie jestem w stanie znieść tego politowania na widok moich czerwonych oczu. Wpadam do mieszkania, zabieram kilka książek i innych potrzebnych rzeczy, żeby po chwili wychodzić z bloku. Nie przewiduję jednak tego, że mogę trafić na jakiegoś sąsiada.
            - Liliana! Gdzieś ty była, myślałem, że cię porwali! – oznajmia Paweł, który od dawna próbuje mnie poderwać.
            - Nie, nie porwali mnie. Wyjechałam po prostu – odpowiadam niechętnie.
            - I właśnie wróciłaś? – pyta z nadzieją.
            - Nie, przyjechałam na jeden dzień, właśnie wracam.
            - A dokąd?
            - Nieważne. Przepraszam, ale się spieszę – mówię i czym prędzej ruszam przed siebie, zostawiając znajomego w tyle.
            Tracę wszelkie siły, gdy jakiś mężczyzna próbuje się do mnie zbliżyć. Akceptuję tylko obecność Rafała, wszyscy inni wzbudzają we mnie irytację i pewnego rodzaju lęk. Żaden z nich nie jest Filipem i to najbardziej mnie boli, nie potrafię z nimi normalnie rozmawiać, nie umiem wytrzymać w ich obecności, gdy ewidentnie próbują wywrzeć na mnie wrażenie męskich i godnych uwagi. Dla mnie tego rodzaju miłość już nie istnieje. Kochałam, kocham i kochać będę tylko Filipa.
            W Bełchatowie pojawiam się późnym wieczorem, kiedy na ulicach jest już ciemno i nieco zimno. Do domu Rafała wybieram się okrężną drogą, idąc przez park. Siadam na jednej z najbardziej oddalonych od środka parku ławek i spoglądam w niebo. Widzę na nim tysiące gwiazd, które przywołują wspomnienia. Znów mam przed oczami uśmiech Filipa i nasze najwspanialsze chwile, ale w pewnym momencie w mojej głowie pojawia się scena wypadku, przechodzą mnie bardzo nieprzyjemne dreszcze, zaczynam drżeć i próbuję zrobić wszystko, żeby to zatrzymać. Nie mogę znieść tego, że znów widzę jadący z naprzeciwka samochód i to przeklęte drzewo, próbuję to zatrzymać, ale nie mam siły, a łzy płyną po moich policzkach strumieniami. Nadchodzi najgorszy moment tego wspomnienia, za chwilę wszystko się skończy, za chwilę samochód uderzy w drzewo, a mi zabraknie tchu. Tchu mi brakuje, bo ciągle mocno płaczę, ale auto nie wpada na drzewo, wspomnienie nagle się urywa, nie ma tego tragicznego końca, a ja czuję tylko, jak ktoś oplata mnie szczelnie ciepłymi ramionami i szepcze, prosząc, żebym się uspokoiła.

Mariusz
            Opuszczam halę spokojny jako jedyny z moich kolegów. Reszta jęczy, stęka i marudzi, że bolą ich ręce od przyjmowania moich zagrywek czy obrony ataków, a ja tylko wzruszam ramionami, posyłając im przy okazji szeroki uśmiech. Cóż mogę poradzić, że siatkówka to moja jedyna możliwość na wyładowanie złości i zgromadzonych smutków? Mimo wszystko dalej nie potrafię znaleźć sobie miejsca w mieszkaniu. Niby jestem wykończony, ale tak naprawdę chciałbym gdzieś wyjść, porozmawiać z kimś, kto nie będzie patrzył na mnie zatroskany. Michała mogę od razu wykluczyć: nie dość, że nie będę go nachodził wieczorami w Częstochowie, to jeszcze dzisiejszego dnia wystarczająco krwi mu napsułem. Myślę o Rafale, ale on non stop był nieobecny, jakby myślami błądził gdzieś w zaświatach. Z braku laku ubieram się i zwyczajnie wychodzę na spacer. Błądzę uliczkami Bełchatowa, aż w końcu docieram do parku. Nieświadomie idę do ławki, na której zazwyczaj siadałem z Pauliną i Arkiem, ale widzę, że ktoś już zajął moje miejsce. Chociaż jest ciemno, a od osobnika dzieli mnie dość spora odległość, rozpoznaję Lilianę. Gdy podchodzę bliżej, słyszę jej głośny szloch. Nie myślę nad konsekwencjami, siadam obok niej, oplatam szczelnie ramionami i szepczę, żeby się uspokoiła. Nie spełnia mojej prośby, tylko wtula się we mnie jeszcze bardziej, jakbym miał ją ochronić przed wspomnieniami. Dość długo kołyszę ją delikatnie, aż wreszcie się uspokaja i ociera oczy.
            - Co się stało? - pytam, kiedy dziewczyna odsuwa się ode mnie. Nie odpowiada, ale podciąga kolana na ławkę i obejmuje je ramionami. Widzę, że trzęsie się z zimna, więc ściągam szybko kurtkę i szczelnie ją okrywam, a ona dziękuje mi ruchem głowy. - Lilka, co jest?
            - Dzisiaj jest rocznica śmierci Filipa - mówi, ledwo wyduszając z siebie słowa. - Nie wiem, czy Rafał ci o nim mówił...
            - Mówił – przerywam jej wywód. - Nie wspominał tylko, że też go znałaś.
            Spogląda na mnie czekoladowymi oczami zza zasłony łez, a ja widzę w nich tylko ból. Zaczynam zastanawiać się, co tak właściwie wiem o Lilianie, a czego mogę się tylko domyślać. Moje myśli pędzą z zadziwiającą prędkością, aż wreszcie dochodzę do pewnych wniosków. Otwieram usta, by zadać dziewczynie jedno, kluczowe pytanie, ale dociera do mnie, że właśnie buduje się między nami nić obustronnego porozumienia, które mogę zburzyć. Czekam więc cierpliwie, aż ona sama zacznie mówić.
            - Znałam... - przyznaje po chwili. - Już dwa lata go tutaj nie ma, a ja wciąż mam wrażenie, jakbym jeszcze wczoraj z nim rozmawiała. Rafał pewnie mówił ci, że zginął w wypadku samochodowym. Nie mogę znieść myśli, że cierpiał. Nie wyobrażam sobie, co wówczas myślał, w głowie ciągle mam obraz tego wypadku - wyznaje, a na jej policzkach ponownie pojawiają się łzy. - Dwa lata staram się pozbierać, jakoś sobie z tym poradzić, ale mi nie wychodzi. Dlatego Rafał zaproponował mi przyjazd do Bełchatowa. Miał dość tego, że nie może mnie pocieszyć przez dzielące nas kilometry. Chociaż zostawiłam w Warszawie Filipa, czuję się tutaj lepiej. Bełchatów nie jest przesiąknięty wspomnieniami.
            „Inaczej niż dla mnie” - myślę. Nie odzywam się, Liliana potrzebuje chwili, żeby zebrać myśli. Potem siada bokiem na ławce, tak, żeby patrzeć wprost w moją twarz.
            - Gdyby nie Rafał, nie wiem, co by się ze mną działo. Być może nie rozmawiałabym teraz z tobą. Obydwoje potrzebowaliśmy pocieszenia, ja znalazłam je u niego, ale on... Nie mam pojęcia, jak on sobie z tym poradził i czy w ogóle poradził. Nie byłam najlepszym powiernikiem smutków, nie miał ze mnie żadnego pożytku. - Unosi kącik ust w grymasie, który prawdopodobnie ma mi przypominać uśmiech. - Dalej nie potrafię mu pomóc, ale staram się poznać jego punkt widzenia tej sytuacji, zrozumieć jego uczucia i chyba wychodzi mi to coraz lepiej. Tylko na jedno pytanie nigdy nie poznam odpowiedzi: „Dlaczego właśnie Filip?”
            Spogląda na mnie, ale wiem, że nie oczekuje odpowiedzi. Co miałbym jej powiedzieć? Że taka jest kolej rzeczy, że każdy kiedyś umrze? A może miałbym jej wpajać, że na pewno jest mu lepiej tam, gdzie teraz jest? Takie słowa nie pomagają. Takie słowa irytują osobę, która naprawdę cierpi. Najbardziej oklepane sformułowania zawsze doprowadzają cierpiących do białej gorączki. Coś o tym wiem.
            - Z czasem będzie ci coraz łatwiej. - Staram się dodać jej jakoś otuchy, chociaż sądzę, że to fatalny sposób. Jednak ona kiwa głową i ponownie ociera łzy z policzków. - Kim Filip dla ciebie był?
            Liliana zamiera w połowie ruchu. Czuję, że bliskość, która się między nami wytworzyła, zostaje przerwana przez mur ochronny, którym dziewczyna stara się osłonić. Odsuwa się ode mnie, błądzi oczami po okolicznych drzewach i dopiero po pewnym czasie odpowiada:
            - Był dla mnie najlepszym przyjacielem.
            Wiem, że nie kłamie, ale zarazem wiem, że nie mówi mi całej prawdy. Zbyt dużo dowiedziałem się od Makowskiego, żeby nie poskładać faktów w całość. Filip zginął podobnie do Arka, wypadek samochodowy spowodowała jego druga połówka. Liliana musiała być miłością Filipa. Rafał mówił, że mieszkali w Warszawie, czyli ona została potem w ich mieszkaniu. Nie informuję Lilki, że domyślam się wszystkiego. Wolę nie wybiegać w przyszłość, zawsze mogę się mylić i tylko wywołać jej gniew. Wstaję więc z ławki i podaję jej dłoń, oznajmiając: „Odprowadzę cię do domu”. Przyjmuje moją propozycję i chwyta mnie pod ramię.
            - Ładne gwiazdy, prawda? - pytam, spoglądając w niebo.
            Nie rozumiem, dlaczego ona znów wybucha płaczem, ale staję w miejscu i przytulam ją mocno, pozwalając nam na chwilowy przystanek, choć o tak późnej porze obydwoje powinniśmy już być w ciepłym mieszkaniu. Po jakimś czasie jej łzy dalej płyną, a ona jest w stanie tylko wykrztusić, że chciałaby już iść do Rafała. Idziemy w milczeniu, ciszę przerywa tylko jej cichy szloch. Odprowadzam ją pod same drzwi, osobiście wciskam dzwonek.
            - Liliano, czy ty nie masz, do cholery, za grosz odpowiedzialności? Dzwoniłem do ciebie ze sto razy i wysłałem ci z milion wiadomości - warczy Makowski, nawet na nas nie spoglądając. Dopiero po chwili zauważa mój morderczy wzrok. Zapłakanego oblicza Liliany nie ma okazji ujrzeć, bo ona od razu rzuca mu się na szyję, przepraszając. Nie mówię nic, tylko kiwam głową Rafałowi na pożegnanie i schodzę po schodach.
            Docieram do siebie dość szybko, biorę krótki prysznic i kładę się do łóżka. Nie mogę zasnąć, przewracam się tylko z boku na bok, a moje myśli zaprząta Liliana. Jeszcze do niedawna była dla mnie Evil, nieznajomą piosenkarką z baru. A teraz? Teraz śmiało mogę powiedzieć, że wiem o niej więcej, niż ona o mnie. O ile tylko się nie mylę. W geście desperacji spoglądam na zegarek, bo chcę od razu dowiedzieć się, czy moje przeczucia mnie nie mylą, ale przypominam sobie, że Rafał na pewno jest teraz zajęty lub już śpi. Zamykam więc oczy i staram się zrobić dokładnie to samo, choć ukojenie w postaci snu nie przychodzi dość długo.

~*~
Commi: Wiem, że smutno, ale tutaj już tak jest, chyba nic na to nie poradzę. Musicie to zaakceptować albo uciekać stąd, gdzie pieprz rośnie. Ja ich kocham mimo tej całej smutnej otoczki, którą w większości ja wytworzyłam. Już teraz wiem, że będę płakać na koniec jak małe dziecko. Za to Skra mimo wszystko radosna, co mogłam wczoraj podziwiać. Skończył się dla nich ten felerny sezon, może w przyszłym będzie lepiej. Wy nie rozpieszczacie nas, my nie rozpieszczamy Was, dlatego przybywamy po tak długim czasie, mając ogromne zapasy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, ile może wnieść jedno Wasze zdanie. Do następnego. :*
Repugnance: Ja niestety nie miałam okazji podziwiać Skry, ale może w przyszłym sezonie bardziej mi się powiedzie. Jak już przetrę szlaki do Jastrzębia, wszystko będzie możliwe. Następny na liście mam Kędzierzyn, więc liczę na piąty mecz. W Skrę wierzę tak czy siak, więc mam nadzieję, że ten sezon dał im jakieś nowe, potrzebne doświadczenia, a w kolejnym będzie lepiej. Teraz wszystko w Waszych rękach - kiedy wrócimy i jak często będziemy wracać. Do kolejnego. :*

24 komentarze:

  1. Podziwiałam Skrę wczoraj :-) a dzisiaj podziwiam was! Uwielbiam to, bo budujecie taki nastrój, że ciężko go wyrazić słowami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam Was za talent do poruszania czytelników. Smutno, bardzo smutno, ale to jest właśnie cały urok, który przyciąga...
    Pozdrawiam! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta ich relacja doskonale pokazuje,ile dla człowieka znaczy drugi człowiek. Wierzę, że Lila znajdzie pocieszenie w ramionach Wlazłego,a on sam potrzebuje jakiejś odmiany. Skoro zostawiła go żona, i nie chce wracać,pomimo,iż łączy ich przecież dziecko, to powinien wrzucić na luz, i pomyśleć,czy warto się o nią starać. Może czas coś w swoim życiu zmienić?
    Pozdrawiam,dziewczyny ! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że Lila będzie z Mario ;-) Rozdział boski ! Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń


  5. Smutne faktycznie. Ale takie historie też są potrzebne. Bardzo potrzebne. A czytanie cholernie wciąga. Tu raczej happy endu nie będzie ale oni mogą sobie pomóc i to jest super. Może dlatego się tak wczułam w ten rozdział że boję się nie zobaczenia już pradziadka albo prababci. Niby nie to samo a jednak. Dzięki za chwilę wzruszenia i powód do przemyśleń ;) Jestem za tym żeby rozdziały były tu częściej ;) /coś w gratisie ode mnie bo mi się ta piosenka ładnie podłożyła pod przemyślenia lilki na cmentarzu http://www.youtube.com/watch?v=dO1rMeYnOmM
    Commi gdzie siedziałaś na meczu? Bo ja stałam z kk Skry cały mecz ( taka wysoka z kurtką moro i gipsem na prawej ręce) jestem ciekawa czy widziałyśmy się ;) Buziaki dziewczyny do następnego ;)
    xoxo K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Może i jest smutno, ale dzięki temu to opowiadanie ma swój urok i jest jeszcze ciekawsze. Lekko w życiu nie mają, ale mam nadzieję, że do nich też kiedyś uśmiechnie się szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdecydowanie ten smutek nadaje cudownej otoczki. W końcu Lilka z Mańkiem przestają być już dla siebie tak wielkimi tajemnicami, choć nie pokazują wszystkich kart, zresztą podejrzewam że wszystkich to nigdy nie odkryją. Gdzie ich to jeszcze zaprowadzi? Oby jak najdalej. Miło się śledzi ich historię, oby Wam się ją ciągle miło tworzyło. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, jak smutno, czytałam ze łzami w oczach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Smutne jest i to bardzo... Czytałam to ze łzami w oczach, ale dzięki temu ta historia posiada niesamowity urok i wspaniałą aurę :) Każdy z bohaterów ma za sobą trudną przeszłość, ale dobrze, że się wzajemnie wspierają. Bardzo podobała mi się postawa Winiarskiego w stosunku co do Mariusza. Widać, że się przyjaźnią. Czekam niecierpliwie na kolejny, bo chyba się od Waszego pisania uzależniłam :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo mi się podoba.. ta historia nie jest taka oklepana, że spotykają się, zakochują w sobie i żyją długo i szczęśliwie.. Życie rzuca nam różnego rodzaju kłody pod nogi, z którymi musimy sobie radzić i wy to w świetny sposób ukazujecie.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi nie przeszkadza ta smutna otoczka. Kocham Mariusza i Lilianę, z niecierpliwością czekam na każdy kolejny rozdział ;) Życie i nie rozpieszcza, obydwoje mają swoje problemy i chcą sobie pomóc nawzajem. Nie umieją przejść obok siebie obojętnie. Jest jeszcze przecież w tym wszystkim Rafał. I on też cierpi, ale wydaje mi się że tak tego nie okazuje. Sam próbuje sobie ze wszystkim poradzić, a przy okazji wspiera i Lilianę i Mariusza.

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  12. Szkoda, że Skra skończyła na 5 miejscu. Mam nadzieję, że przyszły sezon będzie znacznie lepszy. Co do Liliany i Mariusza - uwielbiam ich bez względu na wszystko. Kocham ich tą smutną historię. Znakomity lek, gdy wszystko doprowadza mnie do łez. Jednym słowem Wasze dzieło jest sztuką. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Smutno, cholerne wspomnienia.. ;c ale ten smutek mi się podoba. Osoba, która w życiu trochę wycierpiała czasem potrzebuje poczytac o smutku, bo wtedy wracają moje osobiste wspomnienia z moich ciężkich chwil ale to mi nie przeszkadza, bo razem z tym smutkiem wracają wspomnienia każdej wspaniałej chwili spędzonej właśnie z tą jedną, konkretną, najważniejszą osobą. Myśl, że Tego najważniejszego już nie ma jest okropnie bolesna ale to sprawia, że staje się silniejsza. Wiem, że ktoś taki jak Lilka ma kogoś takiego jak Rafał. Taka osoba jest bardzo ważna w życiu takiej osoby, coś o tym wiem. Pozdrawiam ;*/G.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie jest łatwo pozbierać się po stracie tak bliskiej osoby jaką był Filip dla Liliany. Jednak mimo wszystko trzeba przejść do normalności jaka ona by nie była. Lilka zdecydowanie nie może się obwiniać za śmierć ukochanego. To nie była jej wina. Jednak ciężko jest jej to przyjąć do wiadomości bo on zginął a ona nie. Smutny ten rozdział, ale jednocześnie taki prawdziwy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Relacje Liliany i Mariusza sa bardzo skomplikowane, sama nie wiem jak to mam nazwać, wiec pozostawię bez nazwy. Widać jednak ze ich obecność u swego boku bardzo im pomaga. Cieszy mnie to że mimo iż nie mówią sobie wszystkiego i doskonale zdają sobie z tego sprawę ich relacja jest "czysta" bez żadnych intryg czy przekręceń. Ciężko było mi czytać fragmenty gdy Lil była na cmentarzu, pewnie każdy kto przeżył stratę bliskiej osoby miał z tym problem, niestety kiedy takie rzeczy sie czyta wracają wspomnienia, te najgorsze.Ale daje radę. Lil też da, czuje to że dzięki wsparciu Rafała i Mariusza wyjdzie na prostą. Cholernie mi się tez podobało jak Winiar obiecała Mariuszowi ze zawsze będzie przy nim, to jest prawdziwa przyjaźń

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie potrafię nawet wyobrazić sobie cierpienia Lilianny! Przy jej przeżyciach problemy Mariusza to mały pikuś. Oby sobie, może razem z tym poradzili.

    OdpowiedzUsuń
  17. Już jestem i wszystko ładnie nadrobiłam ;-) Przyznam szczerze,że płakałam czytając ten rozdział. Lilka ma za sobą straszne wspomnienia i mimo iż minęły dwa lata to dalej trudno jest jej pozbierac się po śmierci ukochanego. Wierzę jednak, że z czasem stanie na nogi:-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie każcie nam tak długo czekać dziewczyny..... uwielbiam czytać tego bloga i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Dodam, że zaglądam kilka razy dziennie aby zobaczyć czy pojawiło się coś nowego.... Także dziewczyny dodawajcie rozdziały, bo macie grono wiernych czytelników! ;) ;)
    Czekam i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Lilka z Mariuszem stają się sobie coraz bliżsi. Nie zdają sobie jeszcze sprawy, w jak dużym stopniu będą mogli sobie pomóc. Wsparcia potrzebuje Rafał, który jednak nie poradził sobie ze śmiercią przyjaciela.

    Dodam, że czekam na kolejny rozdział, który pojawi się znacznie szybciej niż ten ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Cholera jasna, nigdy nie wiem, co mam po przeczytaniu waszego rozdziału napisać. Wprowadzacie mnie w tak melancholijną hibernację, że ja pierdzielę.
    Liliana zbyt mocno obwinia się za śmierć Filipa. Dobrze, może to i ona kierowała, może to i on, jako pasażer, w gruncie rzeczy musiał ucierpieć najbardziej, ale za śmierć człowieka drugi człowiek nie może być od razu w stu procentach odpowiedzialnym. Tak samo jak i w małżeństwie Wlazłych, wina leży po obydwu stronach, a nie po jednej. Wyjątkiem są sytuacje, kiedy mamy do czynienia z damskimi bokserami, alkoholiczkami bądź alkoholiczkami, ale to zupełnie inna para kaloszy.
    Mariusz i Lil mają inne problemy, ale mogą sobie pomóc. Ba, w moim guście muszą, zanim stoczą się na dno.

    OdpowiedzUsuń
  21. Małżeństwo Wlazłych chyba od początku nie było budowane na szczerości i wzajemnym zrozumieniu i to właśnie dla tego się rozpadło. LIla nie powinna cierpieć tak bardzo, mimo, że śmierć Filipa to może i jej wina. Mam nadzieję, że oboje pomogą sobie w tych trudnych chwilach.

    OdpowiedzUsuń
  22. Kurczę, oni na prawdę mają ciężko. Niby problemy z dwóch różnych stron, jednak mogą sobie wzajemnie pomóc. Albo przynajmniej mieć pewność, że druga osoba jest, że nie jest się samym.
    Lila jednak mimo wszystko powinna przestać się tak bardzo obwiniać, a Mariusz tak przejmować się tym wszystkim i na siłę starać się odbudować to, czego już w zasadzie nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak się zastanawiam... Czy Lilka po tym wypadku korzystała z pomocy psychologa? Ja wiem, że taki macie zamysł na historię i że ma być na smutno, ale kurczę, to tak trochę niezdrowo ciągle płakać. W każdym razie, wracając do rozdziału. Cieszę się, że Mariusz znalazł się w tym parku i pocieszył Lilkę ;) Choć przypuszczam, że minie strasznie dużo czasu zanim ona się przekona, że warto zacząć na nowo układać sobie życie. O ile w ogóle się do tego przekona, bo ani trochę nie zaskoczyłoby mnie zakończenie w stylu "okej, fajnie było się poznać, ale ja za bardzo cierpię i możemy zostać jedynie przyjaciółmi, żeby codziennie wieczorem wypłakiwać się we własne ramiona" :D

    OdpowiedzUsuń