Liliana
Tej niedzieli nie
rozpoczynam od filiżanki świeżej kawy o ósmej rano, lecz od kubka gorącej
herbaty z sokiem malinowym o dziesiątej rano. Dziś w nocy spałam jak dziecko,
takie rzeczy zdarzają się tylko, gdy jestem mocno przeziębiona, a gardło mam
zdarte, ale w takie dni tym bardziej nie panuję nad emocjami. Dziwię się, gdy
po kilku minutach dołącza do mnie dopiero przebudzony Rafał. Nigdy nie śpi tak
długo, nawet w niedzielę. Uśmiecha się lekko w moją stronę i zaczyna robić śniadanie.
Podaje mi swoją specjalność, jajecznicę z warzywami, pod nos i siada
naprzeciwko mnie. Widzę, że coś go dręczy, że chce mi coś powiedzieć, ale w
głowie ma milion myśli i mocno się waha, czy powinien to zrobić.
- Wiesz, śnił mi się
dzisiaj Filip – wyrzuca w końcu z siebie. – Po raz pierwszy od wypadku – dodaje
po chwili zawahania.
- Był szczęśliwy? – pytam,
dziobiąc widelcem w talerzu.
- Chyba tak. Robił to, co
kocha i był z tymi, których kocha. Pamiętasz nasz wyjazd nad jezioro po
pierwszym roku studiów? – Przytakuję głową. – To była jego alternatywna wersja,
bez aż takich atrakcji. Tęsknię za nim, tęsknię za tym wszystkim – mówi
rozpaczliwie.
- Rozumiem, rozumiem aż za
dobrze. Dlaczego? Dlaczego, do cholery jasnej, to on umarł, a nie ja?! –
wybucham niekontrolowanym szlochem.
Rafał podchodzi do mnie i
przyciąga do swojego torsu. Nie zwraca uwagi na to, że zaraz będzie miał całą
mokrą koszulkę. Trwamy w tym stanie kilka minut, w końcu Makowski podnosi moją
głowę i patrząc głęboko w moje oczy, mówi:
- Damy sobie radę. We
dwójkę będzie łatwiej.
Do końca posiłku żadne z
nas się nie odzywa, oboje krążymy w sieci wspomnień. Każde z nas widzi coś
innego, ale wszystko kręci się wokół niego, wokół Filipa. Zmywam naczynia, a
Rafał udaje się do łazienki. Gdy już oboje gotowi do życia na pełnych obrotach
siadamy w salonie, Makowski patrzy na mnie niepewnie i oznajmia:
- Dzisiaj wieczorem
siatkarze Skry chcą urządzić imprezę w moim barze...
- Mam ci pomóc, a potem
zaśpiewać? – uprzedzam jego pytanie.
- Tak… Jeśli możesz. –
Uśmiecha się słodko, a ja nie potrafię mu odmówić.
- Za pół godziny
wyruszamy, żeby zrobić tam porządek – rozkazuję, a on ochoczo przytakuje.
Do lokalu nie mamy daleko,
trzeba tylko wyjść z osiedla i skręcić w jedną z uliczek, by znaleźć się pod drzwiami
baru Makowskiego. W niedziele otwarty jest tylko wieczorem, ale dziś będzie
impreza specjalna, na wyłączność bełchatowskiego klubu. Wszystkie kelnerki
i inni pracownicy baru mają wolne, Rafał zostaje z tym praktycznie sam,
więc pomagam mu, mimo że nie do końca uśmiecha mi się całe to świętowanie.
Zaczynamy od dekoracji, niezbyt wyrafinowanych, kilkadziesiąt ginących w
przestrzeni baloników i jakiś transparent. Potem mój przyjaciel zajmuje się
napojami, również tymi wyskokowymi, i jedzeniem, a ja walczę z nagłośnieniem
i sprzętem, który jak zawsze lubi się ze mną kłócić. Gdy w końcu głośniki
przetwarzają dźwięk, mikrofon nie piszczy, a gitara jest dostrojona, mogę
zacząć próbę, choć powinnam się przez cały dzień nie odzywać.
- To, co śpiewamy, panie Makowski?
– zwracam się do Rafała, który podnosi na mnie wzrok zza baru, ale zanim coś
mówi, ktoś go uprzedza.
- „Zawsze tam gdzie ty”,
od tego zawsze zaczynasz, prawda? – słyszę gdzieś z okolic wejścia do baru.
Odwracam się w tamtą stronę, posyłam nerwowy uśmiech Wlazłemu i zaczynam
śpiewać. Jestem speszona jak nigdy, a moje struny głosowe nie ułatwiają tego
zadania, w połowie piosenki zaczynam chrypieć, aż w końcu prawie w ogóle tracę
głos, chwilę potem wysiada mikrofon, a jakiś kabel się przepala.
- Cholera jasna – krzyczę
ostatkami sił i podbiegam do Rafała. – Ja wiedziałam, że to się tak skończy, po
prostu wiedziałam! – ryczę wściekła na zdezorientowanego Makowskiego. – Po co
nam to było, co?
- Lilka, opanuj się. –
Przygarnia mnie do siebie i trzyma w niedźwiedzim uścisku przez kilka minut,
dopóki się nie uspokoję. Nie robię nic, próbuję się opanować, ale ten dzień to
niekończące się problemy.
- No, koniec tych
czułości! – grzmi Wlazły. O dziwo, robi to przez mikrofon. – Nagłośnienie już
teraz powinno działać, ale z twoim głosem to nie wiem, co zrobić – stwierdza i
uśmiecha się tak słodko, że aż odwzajemniam ten gest i po raz pierwszy tego
dnia robię to szczerze.
- Napar cioci Krysi! –
stwierdzam jednocześnie z Rafałem i chwilę potem oboje donośnie się śmiejemy, a
Mariusz patrzy na nas jak na kosmitów. Podchodzi do baru i teraz stoimy tam już
we trójkę.
- Jak ty to zrobiłeś? –
zwracam się do atakującego.
- Ale co? – pyta
zdziwiony.
- No, nagłośnienie.
Walczyłam z tym przez trzy godziny.
- Ma się to coś. – Uśmiecha
się, znowu.
- Dobra, panno Liliano –
zaczyna Rafał. – Czas cię nafaszerować babcinymi miksturami. Idziesz teraz do
domu, wypijasz, co masz wypić i wracasz tu o dwudziestej. My sobie z Mańkiem
już poradzimy.
- Tak jest, kapitanie! –
mówię do Rafała. – Dziękuję – te słowa kieruję do Mariusza, a on tylko
macha lekceważąco ręką i znowu się
uśmiecha.
W mieszkaniu spędzam kilka
godzin, próbując doprowadzić się do porządku, nie myślę o niczym innym, jak o
odzyskaniu pełnych możliwości głosowych, co jakimś cudem udaje się po dwóch
godzinach terapii opartej na czosnku i cebuli. Wiem jednak, że przez te zabawy
będę potem miesiąc pauzować. Ale czego się nie robi dla przyjaciół?
Do baru wchodzę z
akademickim opóźnieniem. Jest zapełniony, wszędzie widzę ludzi ze wzrostem w
okolicy dwóch metrów. Czuję się przy nich jak karzeł, dlatego przemykam szybko
do baru, gdzie oczywiście nie zastaję Rafała. Idę więc szukać go po całym
lokalu. Znów biegam pomiędzy siatkarzami, co chwilę słysząc jakieś szepty,
które sprowadzają się do jednego zdania: „A ta to kto?” Nie reaguję na to
wszystko, w końcu znajduję Makowskiego, który oczywiście w tym czasie spokojnie
gawędzi z Wlazłym i Winiarskim. Pukam go delikatnie w ramię, wzbudzając tym
uśmiech na twarzach zawodników. Przerażony odwraca się w moją stronę, ale po
chwili już się uśmiecha.
- Lilka! I jak? Błagam,
powiedz, że dasz radę. – Od razu przechodzi do sedna sprawy i padłby na
kolana, gdybym się nie odezwała.
- Jest dobrze – oznajmiam
dźwięcznie. – Ale potem będę miesiąc wracać do normy – mruczę pod nosem.
- Cudownie! – Cmoka mnie w
podzięce w policzek, co jak kwituję głośnym prychnięciem. – A właśnie, Michale,
poznaj, to jest Liliana – wyraźnie akcentuje moje imię, patrząc w tym momencie
na Wlazłego.
- My się znamy – stwierdza
Winiarski, a na jego twarzy pojawia się chytry uśmieszek.
- Przypadki chodzą po
ludziach – mówię, podając mu dłoń. – Dobra, idę tam, gdzie moje miejsce. –
Puszczam oczko Rafałowi, który już wie, co ma robić.
Stroję jeszcze gitarę, gdy
Makowski zaczyna swoje przemówienie. Najpierw zachwala bełchatowską drużynę,
ich sukces, wróży im cudowny sezon, a potem zaczyna swoją zapowiedź. Na całe
szczęście nie jest ona tak wyświechtana jak ta pierwsza, chyba nabiera wprawy.
W końcu wchodzę na scenę i, zanim zaczynam śpiewać, gratuluję im sukcesu.
Tradycyjnie zaczynam od tej samej piosenki, ale tym razem nie mam wyboru, w
końcu to ich nieoficjalny hymn. Potem dla odmiany staram się śpiewać różne
piosenki, spokojne, ale i żywsze, żeby siatkarze ze swoimi partnerkami mogli
się wyżyć. Tylko Mariusz siedzi przy barze z Rafałem i o czymś żywo dyskutują,
co chwilę na mnie spoglądając. Gdy siatkarze zaczynają prosić o jakiś hit
disco-polo, a ja jednocześnie czuję, że mój głos więcej nie wytrzyma, schodzę
ze sceny i oznajmiam, że jest ich. W tle słyszę głośne oklaski, ale nie wiem
czy to za śpiewanie, czy oddanie im sceny.
Nie mam ochoty na zabawę,
pragnę znaleźć się jak najprędzej w domu i położyć do łóżka. Wiem, że rano
obudzę się z gorączką, która będzie mnie męczyć przez tydzień, więc staram się
jak najszybciej dotrzeć do baru, by powiadomić Makowskiego o swoich planach.
Nie pozwala mi na to Atanasijevic, który zagaduje mnie po angielsku i
ewidentnie próbuje poderwać. Najchętniej przywaliłabym mu w twarz i
powiedziała, żeby się odczepił, ale nie mogę być tak niekulturalna. Biorę więc
od niego kieliszek wina, ale gdy rozmowa, a właściwie monolog Serba, zaczyna
być pełna podtekstów i zmierza tylko do jednego, podirytowana chcę wylać na
jego urocze loczki zawartość kieliszka. W ostatniej chwili jednak atakujący się
uchyla, a czerwony płyn ląduje na błękitnej koszuli Wlazłego. Już nie jestem
wściekła, teraz jestem przerażona, a ten serbski dzieciak ulatnia się w
mgnieniu oka i zostawia mnie ze zdolnym do wszystkiego Mariuszem.
- Przepraszam,
przepraszam! Ja nie chciałam, to miało być na tego dupka, przepraszam! – mówię
rozpaczliwie.
- Spokojnie, Evil, nic się
nie stało – oznajmia, a ja nawet nie zwracam uwagi, że nadal mówi do mnie
pseudonimem, a nie imieniem, które przecież już poznał.
- Właśnie, że się stało!
Przecież ta koszula nie będzie się do niczego nadawać. Nie masz wyjścia,
pójdziesz ze mną do mieszkania Rafała, zapiorę to – proponuję, zanim zdążę się
ugryźć w język. Mam ochotę palnąć się w głowę za tę propozycję, ale już nic nie
mogę zrobić.
- Skoro tak bardzo chcesz.
I już chwilę potem idziemy
w kierunku mieszkania Makowskiego. Dziwię się sama sobie, że na coś takiego
wpadłam. Normalnie olałabym sytuację i kazała mu patrzeć, co robi, ale od
przyjazdu do Bełchatowa nie zachowuję się normalnie.
Mariusz
Mam ochotę wybuchnąć
śmiechem, widząc przerażoną twarz dziewczyny, gdy kierujemy się do wyjścia z
baru. Jako kapitan powinienem zostać do końca, ale powinienem też prezentować
się dobrze, czego nie można powiedzieć o błękitnej koszuli, na środku której
widnieje wielka plama czerwonego wina. Wytze, Konstantin i Dejan mierzą się z
polskimi hitami na scenie, a ja wyszukuję wzrokiem Winiarskiego.
- Idź po kurtkę, powiem Michałowi, gdzie idę - mówię do Evil, a potem karcę siebie w duchu, że dalej używam jej pseudonimu, zamiast prawdziwego imienia. Widzę, że kiwa potakująco głową, więc przepycham się w stronę przyjaciela.
- Mario? Co się stało z... - Wskazuje palcem na moją klatkę piersiową, po chwili wybuchając śmiechem. - Poczekaj, zgaduję. Aleks poszedł poderwać Lilianę, ona chciała go postraszyć, a oberwało się tobie?
Kiwam głową, uśmiechając się delikatnie. Dagmara staje obok Michała i od razu zaczyna prawić mi kazanie, że jeśli szybko nie zapiorę tej plamy, to mogę pożegnać się z ulubioną koszulą.
- Wiem, Daga, wiem. Idę z Ev...Lilką do mieszkania. Bawcie się dobrze.
- Przyjdź jutro na obiad - proponuje Winiarska, kiedy całuję ją w policzek.
- Dzięki za zaproszenie, dam znać Michałowi, czy skorzystam - odpowiadam dyplomatycznie. Wiem, że nie będę miał ochoty się do nich wybierać. Co za dużo, to niezdrowo, a ja jestem zdecydowanie przesycony ich szczęściem.
Odnajduję Lilianę przy drzwiach na zapleczu. Razem opuszczamy bar, z którego nawet na odległość kilkuset metrów słychać głośną muzykę. W milczeniu kierujemy się do mieszkania Rafała, a ja kątem oka obserwuję dziewczynę. Rude włosy powiewają na wietrze, a ona stara się je jakoś ujarzmić, zakładając za ucho.
- To już niedaleko - przerywa niezręczną ciszę, która między nami zapadła.
- Wiem, bywam u Rafała - chichoczę. Minę ma, jakby chciała strzelić sobie otwartą dłonią w czoło, ale tylko przymyka oczy i kręci głową. - Jak to się stało, że przyjechałaś do Bełchatowa? - pytam, żeby ściągnąć rozmowę na jakiś inny, bardziej błahy temat.
Okazuje się, że to chyba nie jest dobry pomysł, bo twarz dziewczyny tężeje. Niby wzrusza ramionami, jakby chciała powiedzieć, że samo tak wyszło, ale widzę, że w jej oczach zbierają się łzy. Staram się wymyślić kolejne pytanie, które pozwoli mi na odwrócenie jej uwagi, ale, jak na złość, nic nie przychodzi mi do głowy. Na szczęście wchodzimy na klatkę schodową, a potem do mieszkania.
- Idź do salonu, rozbierz się, zaraz ci coś przyniosę - mówi, nie spoglądając na mnie. Posłusznie rozpinam guziki koszuli i trzymam ją w dłoniach, oczekując na powrót Liliany. Wraca, dzierżąc w dłoniach podkoszulek Rafała. Wzrokiem stara się omijać moją osobę, ale kiedy wyciągam w jej kierunku rękę, zauważam, że jej spojrzenie przesuwa się po moim ciele. Zakładam szybko koszulkę, a gdy spoglądam na nadruk, parskam śmiechem. - Będę miała problem z decyzją, któremu Mariuszowi patrzeć w oczy - śmieje się Liliana.
„Tak, jakbyś patrzyła mi w oczy” - myślę, ale nie mówię głośno. Wolę przytaknąć dziewczynie i zaproponować, że zrobię herbatę, gdy ona będzie zapierała plamę. Kiwa głową, dodając, że to sprawiedliwy podział obowiązków. Wspólnie wychodzimy z pomieszczenia, ale kierujemy się w przeciwne strony. Nastawiam wodę w czajniku i szykuję swój specjał na przeziębienie, grypę i bolące gardło. Gdy przynoszę dwa kubki z parującą cieczą do dużego pokoju, Liliana już siedzi na kanapie pod kocem.
- Przez miesiąc nie będę w stanie mówić - chrypi.
- Masz, połknij. - Podaję jej jakieś tabletki na odporność, które znalazłem w szafce Rafała. - A to specjał wujka Mariusza, powinien postawić cię na nogi.
Spogląda na mnie niezbyt przekonana, ale wypija łyk herbaty i uśmiecha się szeroko.
- Przepyszne - wyrokuje. - Kto cię tego nauczył?
- Babcia Pauliny - odpowiadam.
Widzę, że na jej oblicze wpływa zatroskanie i pojmuję, że Rafał jej powiedział. Nie mam mu tego za złe, bo przecież w Bełchatowie i tak praktycznie każdy wie, że Mariusz Wlazły pozostaje w separacji z żoną. Co więcej, każdy wie, że to moja wina, bo nie potrafiłem zrezygnować z siatkówki. Nikogo nie interesuje, że nie pojechałem na zgrupowanie, że ciągle się staram. Etykietkę tego złego przykleja się zawsze mężczyźnie, choćby kobieta była najokropniejszą żoną na świecie. Żałuję, że w moim wypadku Paulina jest cudowną osobą, ja się staram, a i tak nie potrafimy na nowo odbudować domu.
Nie zauważam momentu, w którym Liliana włącza telewizor, a na ostatnio oglądanym kanale leci właśnie powtórka meczu z Brazylią w Spodku na turnieju grupowym Ligi Światowej. Bartman popisuje się właśnie dość ładną akcją, a dziewczyna spogląda na mnie uważnie.
- Czemu nie przyjąłeś powołania?
- Rafał mówił, że nie lubisz siatkówki. Skąd to wiesz?
Po raz kolejny mam wrażenie, że poruszam się po polu minowym. Jakiekolwiek pytanie zadane przez nią lub przeze mnie wywołuje lawinę wspomnień u obydwu stron. Ja nie wiem, na co powinienem uważać, jej ciężko jest znaleźć sferę życia, która nie kojarzyłaby mi się z Pauliną.
- Dobra, koniec tego - oznajmiam, przełączając kanał na jakąś muzyczną stację. Ściszam głośność tak, że słychać tylko cichy podkład i mówię: - Co o mnie wiesz od Rafała?
Skupiam się na każdym fakcie, który Makowski już opowiedział Lilianie, żeby niczego nie powtarzać. Gdy już kończy, ja zaczynam swój monolog. Staram się spokojnie opowiedzieć, jak nie znajdowałem czasu dla rodziny, jak powoli nasze życie się rozbiegało, jak to się wreszcie skończyło. Nie ukrywam, że tęsknię za żoną, a wiem, że w moich oczach widać ból. Kontynuuję opowieść, skupiając się na Arku. Uśmiecham się delikatnie, wspominając nasze wspólne chwile, wyjazdy z Winiarskimi i zabawy Arka z Oliwierem.
- Byliście szczęśliwi - podsumowuje Liliana, podciągając kolana pod brodę i oplatając je dłońmi.
Potakuję, a potem opieram głowę o zagłówek i przymykam oczy.
- Bylibyśmy dalej, ale Wlazły-egzekutor zniszczył nie tylko przeciwników, rodzinę też.
- No nie, Mariusz! - bulwersuje się, wymachując rękami. - To, że się rozstaliście, nie jest tylko twoją winą. Winiarscy są razem, a on wyjeżdża nawet więcej niż ty, bo pojechał na zgrupowanie. Po prostu twoja żona nie ma tyle cierpliwości i samozaparcia co Dagmara. Widocznie związek z siatkarzem nie jest dla niej, nie wie, na co się pisała.
Samoczynnie zaczynam chichotać, choć sytuacja jest co najmniej nieodpowiednia.
- Paula była siatkarką - mówię, a Lilka uderza się otwartą dłonią w czoło.
- Faktycznie... - mruczy. - Przepraszam, nie pomyślałam.
- Nie przepraszaj mnie, to ja przepraszam. Za dużo mówię o swoich problemach, powinniśmy tutaj świętować sukces Skry i twoje fenomenalne występy. Kto nauczył cię tak śpiewać? - pytam. Pierwszy raz nie odnajduję w jej spojrzeniu smutku, co odnotowuję jako swój mały sukces.
- Z takim talentem trzeba się urodzić, panie Wlazły - odpowiada pogodnie.
Rozmawiamy dość długo na różne tematy, dowiaduję się, że Liliana śledziła kiedyś rozgrywki siatkarskie na bieżąco, ale przestała dwa lata temu. W skrócie opowiadam jej, co przez ten czas osiągnęliśmy w Skrze, jakie trofea zyskała polska reprezentacja. Wydaje się być zainteresowana, ale w pewnym momencie zauważam, że przysnęła oparta o moje ramię.
Spoglądam na nią i po raz pierwszy widzę w niej całkowitą Lilianę, bez śladu Evil. Podczas snu jej oczy nie błyskają ognikami, które są dla niej tak charakterystyczne, rude włosy wydają się bardziej ujarzmione, a twarz zupełnie się rozluźnia, jakby wszystkie złe wspomnienia odchodziły wraz z nadejściem Morfeusza. Zastanawiam się, dlaczego wybrała taki pseudonim. Evil zupełnie do niej nie pasuje, a ja wiem to od pierwszej chwili, gdy ją ujrzałem. Co mogła zrobić, żeby uważać się za kogoś złego?
Nie zastanawiam się nad tym długo, bo drzwi wejściowe otwierają się z głośnym trzaskiem. Dziewczyna nie budzi się, ale i tak karcę Makowskiego, gdy tylko kładę Lilianę na kanapie.
- Głośniej się nie dało?
- Dało! - odpowiada z uśmiechem. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie jest pijany, ale stoi prosto na nogach, a oczu nie ma rozbieganych. - Nie wiedziałem, że Lilka będzie spała. Ona nigdy szybko nie zasypia, raczej długo leży w łóżku i myśli.
- Widocznie ją znudziłem. - Wzruszam ramionami.
- Oj, Mario, Mario. Jak ty coś powiesz... - wzdycha Rafał. Idziemy razem do kuchni, on nalewa nam wody, a potem siadamy przy stole. - Rozmawialiście?
- Nie, siedzieliśmy w milczeniu - mruczę, co wywołuje wybuch śmiechu przyjaciela. – I co cię tak bawi?
- To, że jesteś zły sam na siebie, że spędziłeś tyle czasu na rozmowie z Lilką, a z Pauliną nie potrafiłeś zamienić ani słowa. No i jeszcze to, że zapewne Lilce powiedziałeś wszystko, co powinieneś powiedzieć Paulinie.
Mrugam kilkakrotnie, nie wierząc w to, co słyszę. Czy ja jestem aż tak przewidywalny? Okazuje się, że mówię to głośno, bo Rafał odpowiada:
- Nie, ja cię po prostu tak dobrze znam.
I to ucina całą naszą pogawędkę na mój temat, bo spoglądam na zegarek i mówię, że czas iść do domu. Makowski proponuje kilka razy, żebym został u nich, ale definitywnie mu odmawiam. Wolę spędzić noc w swoim łóżku, wstać o późnej porze i pojechać prosto na obiad do Winiarskich. Zrobić cokolwiek, żeby nie zaprzątać swojej głowy rudowłosą dziewczyną o wdzięcznym imieniu, które poznałem dopiero dzisiejszego (a może wczorajszego) dnia.
- Idź po kurtkę, powiem Michałowi, gdzie idę - mówię do Evil, a potem karcę siebie w duchu, że dalej używam jej pseudonimu, zamiast prawdziwego imienia. Widzę, że kiwa potakująco głową, więc przepycham się w stronę przyjaciela.
- Mario? Co się stało z... - Wskazuje palcem na moją klatkę piersiową, po chwili wybuchając śmiechem. - Poczekaj, zgaduję. Aleks poszedł poderwać Lilianę, ona chciała go postraszyć, a oberwało się tobie?
Kiwam głową, uśmiechając się delikatnie. Dagmara staje obok Michała i od razu zaczyna prawić mi kazanie, że jeśli szybko nie zapiorę tej plamy, to mogę pożegnać się z ulubioną koszulą.
- Wiem, Daga, wiem. Idę z Ev...Lilką do mieszkania. Bawcie się dobrze.
- Przyjdź jutro na obiad - proponuje Winiarska, kiedy całuję ją w policzek.
- Dzięki za zaproszenie, dam znać Michałowi, czy skorzystam - odpowiadam dyplomatycznie. Wiem, że nie będę miał ochoty się do nich wybierać. Co za dużo, to niezdrowo, a ja jestem zdecydowanie przesycony ich szczęściem.
Odnajduję Lilianę przy drzwiach na zapleczu. Razem opuszczamy bar, z którego nawet na odległość kilkuset metrów słychać głośną muzykę. W milczeniu kierujemy się do mieszkania Rafała, a ja kątem oka obserwuję dziewczynę. Rude włosy powiewają na wietrze, a ona stara się je jakoś ujarzmić, zakładając za ucho.
- To już niedaleko - przerywa niezręczną ciszę, która między nami zapadła.
- Wiem, bywam u Rafała - chichoczę. Minę ma, jakby chciała strzelić sobie otwartą dłonią w czoło, ale tylko przymyka oczy i kręci głową. - Jak to się stało, że przyjechałaś do Bełchatowa? - pytam, żeby ściągnąć rozmowę na jakiś inny, bardziej błahy temat.
Okazuje się, że to chyba nie jest dobry pomysł, bo twarz dziewczyny tężeje. Niby wzrusza ramionami, jakby chciała powiedzieć, że samo tak wyszło, ale widzę, że w jej oczach zbierają się łzy. Staram się wymyślić kolejne pytanie, które pozwoli mi na odwrócenie jej uwagi, ale, jak na złość, nic nie przychodzi mi do głowy. Na szczęście wchodzimy na klatkę schodową, a potem do mieszkania.
- Idź do salonu, rozbierz się, zaraz ci coś przyniosę - mówi, nie spoglądając na mnie. Posłusznie rozpinam guziki koszuli i trzymam ją w dłoniach, oczekując na powrót Liliany. Wraca, dzierżąc w dłoniach podkoszulek Rafała. Wzrokiem stara się omijać moją osobę, ale kiedy wyciągam w jej kierunku rękę, zauważam, że jej spojrzenie przesuwa się po moim ciele. Zakładam szybko koszulkę, a gdy spoglądam na nadruk, parskam śmiechem. - Będę miała problem z decyzją, któremu Mariuszowi patrzeć w oczy - śmieje się Liliana.
„Tak, jakbyś patrzyła mi w oczy” - myślę, ale nie mówię głośno. Wolę przytaknąć dziewczynie i zaproponować, że zrobię herbatę, gdy ona będzie zapierała plamę. Kiwa głową, dodając, że to sprawiedliwy podział obowiązków. Wspólnie wychodzimy z pomieszczenia, ale kierujemy się w przeciwne strony. Nastawiam wodę w czajniku i szykuję swój specjał na przeziębienie, grypę i bolące gardło. Gdy przynoszę dwa kubki z parującą cieczą do dużego pokoju, Liliana już siedzi na kanapie pod kocem.
- Przez miesiąc nie będę w stanie mówić - chrypi.
- Masz, połknij. - Podaję jej jakieś tabletki na odporność, które znalazłem w szafce Rafała. - A to specjał wujka Mariusza, powinien postawić cię na nogi.
Spogląda na mnie niezbyt przekonana, ale wypija łyk herbaty i uśmiecha się szeroko.
- Przepyszne - wyrokuje. - Kto cię tego nauczył?
- Babcia Pauliny - odpowiadam.
Widzę, że na jej oblicze wpływa zatroskanie i pojmuję, że Rafał jej powiedział. Nie mam mu tego za złe, bo przecież w Bełchatowie i tak praktycznie każdy wie, że Mariusz Wlazły pozostaje w separacji z żoną. Co więcej, każdy wie, że to moja wina, bo nie potrafiłem zrezygnować z siatkówki. Nikogo nie interesuje, że nie pojechałem na zgrupowanie, że ciągle się staram. Etykietkę tego złego przykleja się zawsze mężczyźnie, choćby kobieta była najokropniejszą żoną na świecie. Żałuję, że w moim wypadku Paulina jest cudowną osobą, ja się staram, a i tak nie potrafimy na nowo odbudować domu.
Nie zauważam momentu, w którym Liliana włącza telewizor, a na ostatnio oglądanym kanale leci właśnie powtórka meczu z Brazylią w Spodku na turnieju grupowym Ligi Światowej. Bartman popisuje się właśnie dość ładną akcją, a dziewczyna spogląda na mnie uważnie.
- Czemu nie przyjąłeś powołania?
- Rafał mówił, że nie lubisz siatkówki. Skąd to wiesz?
Po raz kolejny mam wrażenie, że poruszam się po polu minowym. Jakiekolwiek pytanie zadane przez nią lub przeze mnie wywołuje lawinę wspomnień u obydwu stron. Ja nie wiem, na co powinienem uważać, jej ciężko jest znaleźć sferę życia, która nie kojarzyłaby mi się z Pauliną.
- Dobra, koniec tego - oznajmiam, przełączając kanał na jakąś muzyczną stację. Ściszam głośność tak, że słychać tylko cichy podkład i mówię: - Co o mnie wiesz od Rafała?
Skupiam się na każdym fakcie, który Makowski już opowiedział Lilianie, żeby niczego nie powtarzać. Gdy już kończy, ja zaczynam swój monolog. Staram się spokojnie opowiedzieć, jak nie znajdowałem czasu dla rodziny, jak powoli nasze życie się rozbiegało, jak to się wreszcie skończyło. Nie ukrywam, że tęsknię za żoną, a wiem, że w moich oczach widać ból. Kontynuuję opowieść, skupiając się na Arku. Uśmiecham się delikatnie, wspominając nasze wspólne chwile, wyjazdy z Winiarskimi i zabawy Arka z Oliwierem.
- Byliście szczęśliwi - podsumowuje Liliana, podciągając kolana pod brodę i oplatając je dłońmi.
Potakuję, a potem opieram głowę o zagłówek i przymykam oczy.
- Bylibyśmy dalej, ale Wlazły-egzekutor zniszczył nie tylko przeciwników, rodzinę też.
- No nie, Mariusz! - bulwersuje się, wymachując rękami. - To, że się rozstaliście, nie jest tylko twoją winą. Winiarscy są razem, a on wyjeżdża nawet więcej niż ty, bo pojechał na zgrupowanie. Po prostu twoja żona nie ma tyle cierpliwości i samozaparcia co Dagmara. Widocznie związek z siatkarzem nie jest dla niej, nie wie, na co się pisała.
Samoczynnie zaczynam chichotać, choć sytuacja jest co najmniej nieodpowiednia.
- Paula była siatkarką - mówię, a Lilka uderza się otwartą dłonią w czoło.
- Faktycznie... - mruczy. - Przepraszam, nie pomyślałam.
- Nie przepraszaj mnie, to ja przepraszam. Za dużo mówię o swoich problemach, powinniśmy tutaj świętować sukces Skry i twoje fenomenalne występy. Kto nauczył cię tak śpiewać? - pytam. Pierwszy raz nie odnajduję w jej spojrzeniu smutku, co odnotowuję jako swój mały sukces.
- Z takim talentem trzeba się urodzić, panie Wlazły - odpowiada pogodnie.
Rozmawiamy dość długo na różne tematy, dowiaduję się, że Liliana śledziła kiedyś rozgrywki siatkarskie na bieżąco, ale przestała dwa lata temu. W skrócie opowiadam jej, co przez ten czas osiągnęliśmy w Skrze, jakie trofea zyskała polska reprezentacja. Wydaje się być zainteresowana, ale w pewnym momencie zauważam, że przysnęła oparta o moje ramię.
Spoglądam na nią i po raz pierwszy widzę w niej całkowitą Lilianę, bez śladu Evil. Podczas snu jej oczy nie błyskają ognikami, które są dla niej tak charakterystyczne, rude włosy wydają się bardziej ujarzmione, a twarz zupełnie się rozluźnia, jakby wszystkie złe wspomnienia odchodziły wraz z nadejściem Morfeusza. Zastanawiam się, dlaczego wybrała taki pseudonim. Evil zupełnie do niej nie pasuje, a ja wiem to od pierwszej chwili, gdy ją ujrzałem. Co mogła zrobić, żeby uważać się za kogoś złego?
Nie zastanawiam się nad tym długo, bo drzwi wejściowe otwierają się z głośnym trzaskiem. Dziewczyna nie budzi się, ale i tak karcę Makowskiego, gdy tylko kładę Lilianę na kanapie.
- Głośniej się nie dało?
- Dało! - odpowiada z uśmiechem. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie jest pijany, ale stoi prosto na nogach, a oczu nie ma rozbieganych. - Nie wiedziałem, że Lilka będzie spała. Ona nigdy szybko nie zasypia, raczej długo leży w łóżku i myśli.
- Widocznie ją znudziłem. - Wzruszam ramionami.
- Oj, Mario, Mario. Jak ty coś powiesz... - wzdycha Rafał. Idziemy razem do kuchni, on nalewa nam wody, a potem siadamy przy stole. - Rozmawialiście?
- Nie, siedzieliśmy w milczeniu - mruczę, co wywołuje wybuch śmiechu przyjaciela. – I co cię tak bawi?
- To, że jesteś zły sam na siebie, że spędziłeś tyle czasu na rozmowie z Lilką, a z Pauliną nie potrafiłeś zamienić ani słowa. No i jeszcze to, że zapewne Lilce powiedziałeś wszystko, co powinieneś powiedzieć Paulinie.
Mrugam kilkakrotnie, nie wierząc w to, co słyszę. Czy ja jestem aż tak przewidywalny? Okazuje się, że mówię to głośno, bo Rafał odpowiada:
- Nie, ja cię po prostu tak dobrze znam.
I to ucina całą naszą pogawędkę na mój temat, bo spoglądam na zegarek i mówię, że czas iść do domu. Makowski proponuje kilka razy, żebym został u nich, ale definitywnie mu odmawiam. Wolę spędzić noc w swoim łóżku, wstać o późnej porze i pojechać prosto na obiad do Winiarskich. Zrobić cokolwiek, żeby nie zaprzątać swojej głowy rudowłosą dziewczyną o wdzięcznym imieniu, które poznałem dopiero dzisiejszego (a może wczorajszego) dnia.
~*~
Repugnance: Powróciłyśmy szybciej niż zazwyczaj, więc mam nadzieję, że się cieszycie. Ja to się bardzo cieszę, że Mariusz grał na ataku, chociaż mi przykro, że dopiero pod koniec sezonu. Jeszcze pozwolę sobie dodać, że panowie ze Skry są moimi mistrzami. Ze względu na okres, który już puka do naszych drzwi, życzę Wam radosnych świąt. :*
Commi: Lilka Was irytuje? Jakoś mnie to nie dziwi, ten typ tak ma. Zapewniam, że będzie tylko gorzej.^^ Haha, tak, chłopaki ze Skry moimi mistrzami też są, nie tylko na boisku. No, w zasadzie, też mogę być miła i życzyć Wam wszystkiego, co najlepsze na te nadchodzące święta Wielkanocne.:*
Commi: Lilka Was irytuje? Jakoś mnie to nie dziwi, ten typ tak ma. Zapewniam, że będzie tylko gorzej.^^ Haha, tak, chłopaki ze Skry moimi mistrzami też są, nie tylko na boisku. No, w zasadzie, też mogę być miła i życzyć Wam wszystkiego, co najlepsze na te nadchodzące święta Wielkanocne.:*
Witam! Natknęłam się na Waszego bloga przypadkiem i zostałam tu na dłużej. Jesteście fenomenalne! Nadrobiłam wszystkie rozdziały w jeden wieczór i nie mogę się doczekać kolejnych. Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam do mnie http://szczescierodzinamiloscwygrana.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMnie Lilka na pewno nie irytuje, ja ją uwielbiam bo siedzą w niej dwie różne osoby a skomplikowane charaktery i zagmatwane życie to moja ulubiona część świata opowiadań. Ucieszyło mnie to że Evil zaproponowała Mariuszowi że będzie ratować jego koszulę w mieszkaniu Rafała. Przeczuwałam że to będzie sprzyjać rozmowie i tak się stało :) I jedno i drugie uchyliło już rąbka swojej tajemnicy, choć Lil i tak jest bardziej doinformowana niż Mariusz, ale on z pewnością to jeszcze nadgoni. Szczere rozmowy sprzyjają budowaniu pozytywnych relacji wiec życzę im ich jak najwięcej.
OdpowiedzUsuńto opowiadanie ma w sobie coś tak strasznie smutnego. chociaż widzę, że Lilka i Maniek zaczynają się dogadywać, to i tak wyczuwam, ze coś złego się wydarzy.
OdpowiedzUsuńLilka jest tu genialna. Taka artystka z głową w chmurach. Mariusz jest cudowny kiedy sam nie potrafi sobie wszystkiego w głowie ułóżyć i nagle wdziera się taki Rafał wyjaśniający wszystko w dwóch zdaniach. Dobrze, że w końcu mieli okazję normalnie porozmawiać, ciekawe kiedy Mariusz dowie się czegoś o Lilce. Przypuszczam, że nie prędko patrząc na jej podejście. No i przede wszystkim czy takie chwile zapomnienia i spokoju będą im się zdarzać częściej. Podoba mi się fakt uśnięcia Lilki. Niby takie nic, ale jednak bardzo dobre jest to, jak swobodnie się musiała przy Mańku czuć mimo, że go nie zna. No chyba że aż tak ją znudził. Głowy nie daję. ;P
OdpowiedzUsuńBardzo się ciesze, że mogę przeczytać kolejny rozdział tutaj ;) Mm.. podoobda mi się tu. Wybaczcie, ale dziś stać mnie jedynie na taki komentarz, bo święta pukają do drzwi a ja siedze chora i w dodatku za oknem pada śnieg, nie mam ochoty na nic. Pozdrawiam ;)/G.
OdpowiedzUsuńTen blog jest inny niż te, które przeczytałam dotychczas. Z każdym kolejnym rozdziałem lepszy. Zaglądam tu codziennie wypatrując czy jest nowy wpis. Podoba Mi się rozwój akcji.... Nie jest szybki, przyjemnie się czyta i chce się więcej, stąd moje pytanie - Kiedy nowy rozdział?, bo już doczekać się nie mogę. Pozdrawiam ;))
OdpowiedzUsuńMiałam małe zaległości, ale już wszystko nadrobiłam i muszę powiedzieć, że jestem miło zaskoczona tym, jak rozwija się znajomość Mańka i Evil. Chociaż myślałam, że Mariusz będzie miał pewne opory, żeby zwierzyć Lilce ze swoich problemów, a tu poszło gładko. Nie, może "gładko" to nie jest najlepsze słowo do opisania tego, co on czuje, ale widać, że się wzajemnie rozumieją, a to wielki sukces. :) Pozdrawiam i życzę mokrego dyngusa! :*
OdpowiedzUsuńW końcu nowy rozdział :) Jak dla mnie Lilka jest świetna. Bardzo ciekawa postać. Widać, że razem z Mańkiem dobrze czują się w swoim towarzystwie i oby się to nie popsuło. Pozdrawiam i czekam na następny :) Wesołych Świąt ;)
OdpowiedzUsuńKto by pomyślał, że z Aleksa taki casanova? Bo na pewno nie ja. :P Cóż, z drugiej strony, ten wypadek wszystkim wyszedł na dobre, no, może prócz koszuli Mańka. Przynajmniej on i Evil lepiej się poznają, i to o wiele. Hm, mam wrażenie, że oboje mogą sobie pomóc. Albo Lilka może pomóc Mariuszowi, bo jej akurat ciężko w jakikolwiek sposób udzielić pomocy.
OdpowiedzUsuńSmacznego jajka życzę! :*
Dziękuję :) ja te Wam życzę wszystkiego co naj :) Rozdział baardzo interesujący. Co do Lilki. Nudne są postacie, które zachowują się rozważnie, nie popełniają błędów i wogóle są chodzącymi ideałami. Bynajmniej jak czytam Wasze opowiadanie się nie denerwuje, nie irytuję, bo jest tak cudowne. Poznając historię bohaterów po prostu dobrze spędzam czas. Trochę się utożsamiam z Lilką, z tym jak postępuje, jak się zachowuje. Dziwne... raczej się do tego nie przyznaję. Dobrze na mnie działacie. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńPodryw Aleksa nie udany ;)
OdpowiedzUsuńPo między Lilką a Mariuszem tworzy się więź porozumienia. Mariusz opowiedział jej wszystko osobie i teraz jest kolej na nią. Może Lila również otworzy się przed nim i opowie mu o Filipie?? Być może poczuje się nieco lepiej.
Wesołego Świąt i bardzo mokrego dyngusa :*
Ja tam pisałam, że się obawiałam, że Lilka bedzie mnie irytować, ale tak nie jest :) Lubię ją, naprawdę. I po tym rozdziale polubiłam jeszcze bardziej. Cieszę się, że ona tak fajnie zareagowała na Mariusza. Nie wiem czy jest jej potrzeba taka osoba jak Wlazły, ale na razie wszystko zmierza w dobrym kierunku. Nie wiem co jest na końcu tej drogi, ale wiem, że jest dobre :P Choć ta pierwsza rozmowa to rzeczywiście takie kroczenie po polu minowym, nawet najgłupsze pytanie mogło wywołać burzę. Ciekawa jestem czy i kiedy Evil odwdzięczy się Mariuszowi i opowie mu swoją historię. A Rafał taki zadowolony wrócił do tego mieszkania, może on chciałby, żeby Lili była z Mańkiem? ;>
OdpowiedzUsuńLilka bardzo cierpi, nie jest jej łatwo zapomnieć. Mariusz okazuje się być pewnego rodzaju podporą, choć i on nie potrafi poradzić sobie z rozstaniem z żoną. Myślę, że z tego wszystkiego narodzi się coś więcej, już Rafał zauważa że coś jest na rzeczy. Cóż, pozostaje czekać na nowy rozdział (:
OdpowiedzUsuń| powoli-zamarzam |
Z tego ratowania koszuli w domu Rafała wynikła rozmowa i przynajmniej coś tam o sobie wiedzą. Lilianna nadrobiła wiedzę na temat siatkówki z ostatnich dwóch lat dzięki Mariuszowi, a ten jej powiedział to co powinien powiedzieć Paulinie, ale nie potrafi. Skoro to już powiedział Lilianie to może mu teraz będzie łatwiej? Lilka bardzo cierpi jednak ja mam wrażenie, że mimo tego ona chce w tym tkwić i na siłę użalać się nad sobą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Genialnie się to czyta! <3
OdpowiedzUsuńzajrzyj do mnie,jeśli mozesz :)http://youcanbemehero.blogspot.com/
Świetnie piszesz.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ta opowieść, jest inna. ; )
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam.