czwartek, 21 marca 2013

ROZDZIAŁ 3

Mariusz
            Tygodnie oddalające mnie od Superpucharu mijają zdecydowanie zbyt prędko. Niby jestem pewien, że drużyna jest wystarczająco zgrana, ale mecz z Resovią może bardzo szybko zweryfikować moje dobre  zdanie. Dręczony złymi przeczuciami nie potrafię zasnąć.  W głowie układam plan rozmowy z Pauliną. Nie mogę jej zdenerwować, nie chcę też narzucać jej swojej obecności i wyznań. Musi ode mnie odpocząć, spojrzeć z rezerwą na nasz związek. Wciąż mi to powtarza, a ja uczę się to akceptować.
            Zasypiam sporo po północy, choć wstać muszę już o siódmej. Standardowa godzina pobudki, jeśli wyjeżdżamy na mecz w okolicach. Budzę się rano, czując czyjś wzrok na sobie i przez krótką chwilę wydaje mi się, że to Paulina leży obok mnie, ale wtedy słyszę cichy szept:
            - Wstawaj, Śpiąca Królewno.
            Zrywam się jak oparzony, przy okazji potykając się o krzesło obrotowe, które stoi niedaleko. Dyszę ciężko, staram się uspokoić oddech, a Michał zwija się ze śmiechu na moim łóżku.
            - Oddawaj klucze - syczę, posyłając mu piorunujące spojrzenia.
            - Oj, nie bądź taki spięty. - Uśmiecha się. - Może zrobię ci masaż? - Porusza zabawnie brwiami, za co dostaje ode mnie kuksańca. Mruczy pod nosem coś o sztywnych znajomych, kiedy rozmasowuje obolałe miejsce. - A ja poprosiłem Dagmarę, żeby zrobiła ci kanapki na drogę! - mówi z wyrzutem i wychodzi, udając obrażonego.
            Spoglądam na elektroniczny zegarek. Nie spóźniłem się na zbiórkę, ale faktem jest, iż budzik nie zadzwonił. W myślach dziękuję Winiarskiemu, że jednak o mnie pomyślał. Chwytam torbę i bluzę do ręki, a potem idę do salonu. Michał siedzi rozłożony przed telewizorem, przeskakując z kanału na kanał.
            - Zjedz śniadanie, zaraz wychodzimy - rzuca krótko, choć na jego twarzy gości charakterystyczny uśmiech.
            Siadam obok niego z miską płatków i zastanawiam się, jak wyglądałbym teraz bez pomocy Michała i Dagmary. Mam świadomość, że w głównej mierze dzięki Winiarskiej, która po mojej separacji i wyjeździe Michała na zgrupowanie była inicjatorką wszystkich spotkań ze znajomymi, nie zaniechałem prób odzyskania żony, nie zagłodziłem się na śmierć i nie zamknąłem w mieszkaniu.
            - Mario, nie rób miny myśliciela - gani mnie Winiarski, wyłączając telewizor. - Znów myślisz o Paulinie? Będzie dzisiaj z Arkiem koło Dagi i Oliwiera. Prawie jak za dawnych czasów. - Próbuje podtrzymać mnie na duchu.
            - Prawie robi wielką różnicę - przypominam, cytując jedną z polskich reklam.
            Michał śmieje się przyjaźnie. Po chwili wsiadamy do jego samochodu, ale nie kierujemy się bezpośrednio na miejsce zbiórki. Jedziemy do sklepu i, choć wcale mi się nie chce, muszę podążyć za przyjacielem w stronę rozsuwanych drzwi.
            - Po co my tu jesteśmy? - pytam po raz kolejny, kiedy trzeci raz obchodzimy te same półki.
            - Szukam czegoś - odpowiada zirytowany.
            Wzdycham głośno, rozglądając się wokół za jakąś osobą z obsługi sklepu. Nie dostrzegam nikogo, kto mógłby nam pomóc, ale w zamian słyszę głośny huk zderzających się wózków i stek przekleństw.
            - Patrz, jak łazisz! - warczy jakaś dziewczyna, którą Michał uderzył w stopę. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo rudowłosa klęczy na jednym kolanie i masuje łydkę. - Myśli, że wielki, to wszystko może - mruczy pod nosem.
            Winiarski stoi zdezorientowany i ciągle powtarza: „Przepraszam”, więc podchodzę do poszkodowanej i pomagam jej wstać. Dopiero wtedy uświadamiam sobie, skąd kojarzyłem ten głos.
            - Miło cię znowu spotkać. - Uśmiecham się. - Nie przychodziłem na występy, ale Rafał mówił, że podbiłaś serca Bełchatowian.
            Evil na zmianę otwiera i zamyka usta, co wygląda dość zabawnie. Kątem oka widzę, że Michał przypatruje się nam zdziwiony, ale po chwili chyba przypomina sobie, że wspominałem o nowej wokalistce, bo uśmiecha się szeroko.
            - Jesteś tą tajemniczą Evil? - zgaduje.
            - Żadną tajemniczą. - Sili się na spokojny ton, a nawet na uśmiech, ale widzę, że jest skrępowana. Chcę coś powiedzieć, żeby przerwać niezręczną ciszę, która zapadła, ale nie pozwala mi na to dzwonek telefonu. Odbieram, a w słuchawce słyszę zirytowany głos trenera.
            - Maniek, czekamy na ciebie i Winiara już wystarczająco długo. Za ile będziecie?
            - Już jedziemy - oznajmiam na tyle głośno, żeby Michał zrozumiał, że ma się zbierać. W mig łapie aluzje, przeprasza jeszcze raz Evil, a potem idziemy do kasy. - Nie szukałeś czegoś jeszcze?
            - Nieważne. - Macha lekceważąco ręką, płaci za batoniki energetyczne i wychodzimy. Dopiero w samochodzie odzywa się bezpośrednio we mnie wpatrując: - Nie wspominałeś, że tak wpływasz na... - zastanawia się chwilę. - Jak ona ma na imię?
            - Em... - jąkam się. - Właściwie to nie wiem.
             Winiarski parska śmiechem, ale nie komentuje. Jedziemy w ciszy na miejsce zbiórki, a Nawrocki nie ma zachwyconej miny. Przepraszamy go, ale on tylko pogania nas do autokaru, gdzie czekają pozostali zawodnicy. Skruszeni siadamy z tyłu obok Plińskiego oraz Bąkiewicza, by rozegrać kilka partyjek pokera.

Liliana
            Pierwsze tygodnie w Bełchatowie mijają znacznie szybciej, niż się spodziewałam. Nim się obejrzałam, moja pseudo-aklimatyzacja dobiegła końca. Już wiem, która piekarnia oferuje najlepsze bułki, gdzie znajdę swój ulubiony sok grejpfrutowy oraz jak poruszać się po tej mieścinie, żeby się nie zgubić. Zasadniczo wszystkie moje dni są do siebie podobne. Rano z Rafałem jemy śniadanie, on idzie do pracy, a ja ćwiczę lub oglądam telewizję, często dobrodusznie robię jakiś obiadek, który Makowski zjada z trzęsącymi się uszami, przynajmniej tak mogę się mu odwdzięczyć. Dwa razy w tygodniu wieczorami występuję w barze, co powoli przygotowuje mnie do prawdziwego powrotu na scenę i znalezienia pracy nie po znajomości.
            Jest piątkowy wieczór, dziś jednak nie mam występu, bo mój głos odmówił nieco posłuszeństwa przez „lekkomyślne postępowanie odnośnie ubioru codziennego” – jak to ślicznie ujął mój przyjaciel. W tym wypadku musi ten wieczór spędzić przy akompaniamencie tłukącego się szkła. Nie wytrzymuję już siedzenia przed telewizorem, mam ochotę zapalić, a jak wiadomo w mieszkaniu Rafała Makowskiego nie wolno tego robić. Idę do pokoju, biorę paczkę papierosów, a po drodze chwytam również gitarę, niech sąsiedzi narzekają. Po wypaleniu dwóch papierosów siadam po turecku na balkonowej posadzce i nastrajam mocno wysłużoną gitarę, którą oczywiście dostałam od Filipa. Z przyzwyczajenia zaczynam od „Zawsze tam gdzie ty”, uśmiecham się do siebie, gdy orientuję się, że to już kolejny raz. A przecież tak się zarzekałam, że nienawidzę tej piosenki. I ciągle tak mówię, choć w głębi serca ten utwór jest mi bliższy niż jakikolwiek inny.
            Kartkuję powoli mój zeszyt z piosenkami i chwytami gitarowymi w poszukiwaniu jakiejś szczególnej melodii, zatrzymuję się przy „Chciałbym umrzeć z miłości”. Zaczynam grać, a przed oczami mam Filipa, gdy śpiewał mi tę piosenkę po raz pierwszy. Mieliśmy wtedy może po dziewiętnaście lat, tak, to było niedługo po maturze. Wyjechaliśmy całą paczką pod namiot, zabrał mnie na spacer po lesie. Było cholernie romantycznie, wtedy chyba po raz pierwszy odkryłam jego inne oblicze i zaczęłam myśleć o nim jako o mężczyźnie, a nie przyjacielu z dzieciństwa.
            - Jeśli muszę i wybrać będę mógł, jak odejść, to przecież dobrze, dobrze o tym wiem, chciałbym umrzeć przy tobie – śpiewam, a tuż nad moim uchem to samo nuci mi Rafał.
            Śpiewamy razem tę piosenkę, co chwila posyłając sobie znaczące spojrzenia. Dla nas obojga jest to piosenka utożsamiana z Filipem. Widzę, że jemu też jest ciężko pogodzić się z tą sytuacją, choć minęły już dwa lata. Tego wieczora praktycznie nie zamieniamy ze sobą słowa, od czasu do czasu tylko przygrywamy coś na gitarze, cały czas siedząc na balkonie. Ta cisza jest nam potrzebna, potrzebna jak nigdy.
            Tej nocy śpię spokojnie, ale krótko. Wstaję już w okolicach siódmej rano, chcę zrobić Rafałowi jakieś dobre śniadanie, lecz jak zwykle lodówka świeci pustkami. Bo przecież jak Lilka nie pomyśli, to Rafałek tym bardziej. Ubieram się w pośpiechu, zamykam drzwi i ruszam w stronę sklepu. Wybieram ten umieszczony nieco dalej, ponieważ mam ochotę na pieczywo razowe, które znajdę tylko tam. Chodzę spokojnie między sklepowymi półkami, gdy wpada na mnie jakiś dwumetrowy wariat. Porządnie obrywam w łydkę i nie waham się „zagrzmieć”, nawet gdy orientuję się, że mam przed sobą Winiarskiego.
            - Patrz, jak łazisz! - warczę podirytowana. - Myśli, że wielki, to wszystko może – dodaję bardziej dla siebie niż dla niego. Michał tylko majaczy ciągłe: „Przepraszam”, a ja próbuję uśmierzyć ból w łydce, gdy ktoś podaje mi dłoń. Wlazły, oczywiście, przecież to dwa nierozłączne gołąbki.
            - Miło cię znowu spotkać – oznajmia Mariusz. - Nie przychodziłem na występy, ale Rafał mówił, że podbiłaś serca Bełchatowian.
            Nie odzywam się, tylko patrzę na niego z głębokim zdziwieniem i zapewne bardzo ciekawą miną. „Po pierwsze: jakie miło? Mi nie jest miło, ani trochę. Nie dość, że twój przyjaciel mnie taranuje, to jeszcze twoja obecność niemal zawsze wzbudza we mnie jakieś nieokreślone emocje. Coś pomiędzy strachem, bólem a zaciekawieniem i chęcią zbliżenia. Po drugie: Jaki Rafał i jakie serca? Ależ oczywiście, chyba nie macie, co robić w wolnym czasie i obgadujecie dziewczynę, której nawet nie znasz imienia. W zasadzie ciesz się, że nie powiedziałam tego na głos.” – aż dziwne, że w ciągu kilkunastu sekund przez moją głowę przepłynęło tyle sprzecznych myśli.
            - Jesteś tą tajemniczą Evil? – dociera do mnie głos Winiarskiego. No, ładnie. Jemu też o mnie opowiadał?
            - Żadną tajemniczą. –staram się zachować spokój, posyłam im obu jakiś krzywy uśmiech i chcę się jak najszybciej ulotnić. Całą sprawę ułatwia mi telefon Wlazłego, jego głośne: „Już jedziemy” sprowadza również Michała na ziemię. Jeszcze raz przeprasza mnie za ten drobny wypadek i obaj ruszają w stronę kas, a ja idę w końcu znaleźć to całe pieczywo.
            Wpadam nadal zdenerwowana do mieszkania, Rafał jeszcze śpi, więc mogę spokojnie ochłonąć i zabrać się za śniadanie. Nie mam pojęcia, dlaczego Wlazły wzbudza we mnie takie emocje. Owszem, był ulubionym zawodnikiem Filipa, z którym kiedyś śledziłam wszystkie siatkarskie wydarzenia, razem z Rafałem we trójkę byliśmy zagorzałymi kibicami polskiej reprezentacji i nie tylko, ale to nie jest powód, by doprowadzać mnie do rozchwiania emocjonalnego i stanu przedzawałowego.
            Zjadamy w spokoju śniadanie, docinając sobie co chwilę, jednak ja jestem tak rozkojarzona, że to Makowski wygrywa słowną potyczkę. Niezmiernie cieszy go ten fakt, ale jednocześnie martwi. Patrzy na mnie podejrzliwie, ja tyko wzruszam ramionami, bo nie chcę opowiadać mu o dziwnym spotkaniu w sklepie. Wyśmiałby mnie i kazał iść się leczyć, co tak na dobrą sprawę powinnam zrobić już dawno.
            Przedpołudnie spędzamy na sprzątaniu bałaganu, który udało nam się zrobić przez dwa tygodnie „ciężkiej” pracy. W nagrodę za ten wysiłek ponad ludzką miarę Rafał postanawia usiąść z piwem w ręku przed telewizorem i obejrzeć mecz.  Siadam obok niego, święcie przekonana, że zaraz uraczy mnie jakimś podrzędnym hitem polskiej ligi piłki nożnej, ale jakże grubo się mylę. Włącza oczywiście Polsat Sport, gdzie właśnie zaczyna się studio przedmeczowe, w którym Mielewski rozwodzi się nad tym, kto sięgnie po Superpuchar. No, tak, Rafał nie odwrócił się od siatkówki, przecież żyje w Bełchatowie. Ja w sumie też się od niej zupełnie nie odwróciłam, ale unikałam oglądania meczów. Wiedziałam co prawda, kto zdobył mistrzostwo, zdarzyło mi się nawet obejrzeć mecz finałowy Ligi Światowej, ale nijak nie przypominało to tej fascynacji sprzed lat. Wszystko zmieniło się po wypadku, moje życie uległo wtedy całkowitej zmianie, jest zupełnie niepodobne do tego sprzed dziesiątego października 2010r.
            Ku zdziwieniu Makowskiego zostaję w salonie i razem z nim oglądam mecz o to świeże w polskiej siatkówce trofeum. Skra wygrywa stosunkowo gładko trzy do zera i tak oto Bełchatów może się cieszyć z sukcesu jeszcze przed rozpoczęciem sezonu.
            - I że niby ten człowiek ma kłopoty rodzinne? – zwracam się do Rafała, wskazując na szczęśliwego Wlazłego, obok którego ciągle biega jego mała kopia.
            - A jak na ciebie ktoś patrzy, to od razu widzi, że masz za sobą taką przeszłość? – odpowiada pytaniem na pytanie. Jak ja tego nienawidzę. U wszystkich, a u Rafała to już w ogóle.
            - A ja wiem? Nie patrzę na siebie zbyt często – prycham gniewnie.
            - Nie no, jakbym jego słyszał, uwzięliście się na mnie czy jak?
            Nie odpowiadam na to pytanie, bo na ekranie pojawia się nikt inny tylko Mariusz. Na ustach widać radość, ale oczy zdradzają wszystko. Faktycznie, wcale nie jest tak kolorowo, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Wieczór spędzam samotnie, bo Makowski siedzi w barze. Moich myśli tym razem nie zaprząta Filip, a właśnie Wlazły i jego problemy, o których nie mam żadnego pojęcia. Mam jakąś dziwną chęć mu pomóc, zupełnie tego nie rozumiem i nawet nie wiem, jak miałabym to zrobić.
            - Lilka, masz być jutro wieczorem zdrowa, szykuje się impreza specjalna w barze – oznajmia Rafał, wbiegając do mojego pokoju, a ja nic nie odpowiadam, bo nie do końca dotarła do mnie ta informacja.  O co tak naprawdę chodzi, orientuję się dopiero następnego dnia.

Mariusz
            Każde zwycięstwo cieszy, a szczególnie szybkie trzy zero z Resovią, która w zeszłym sezonie była dla nas największym zagrożeniem. Jednak mimo wszystko nie potrafiłem ponownie odczuć tego przyjemnego uścisku w żołądku, który zazwyczaj towarzyszył mi przy odbieraniu nagród. Dopiero kiedy widzę, że Arek biega pośród wszystkich zawodników, śmieje się, świętuje z nami i gawędzi z każdym, uśmiecham się szeroko. Na chwilę zapominam, że nie wszystko jest takie, jakie bym chciał.
            - Tato, tato! - wyrywa mnie z zamyślenia głos Arka. Ciągnie mnie za nogawkę spodenek i wskazuje paluszkiem na Paulinę, która stoi oparta o barierki. Z założonymi rękami nam się przygląda, a kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, uśmiecha się delikatnie. Kątem oka widzę chmarę kibiców, która stara się dopchać do nas po autografy, ale podążam za synem w kierunku żony.
            - Gratuluję - mówi serdecznie Paulina, chwilę wcześniej chwytając Arka za rączkę. - Graliście świetnie, zasłużyliście na to trofeum.
            Gdzieś w oddali słyszę głośne krzyki Aleksa „Mamy puchara!”, ale nie odwracam się, żeby towarzyszyć kolegom w sukcesie. Przyglądam się Paulinie, starając się zapamiętać jej czarne włosy spięte w kucyka, niezbyt szeroki uśmiech i oczy skryte za okularami. Najwięcej uwagi skupiam na jej bluzce. Ubrała moją meczową koszulkę z zeszłego sezonu, choć jest tym dość skrępowana, bo plecakiem wciąż stara się zasłonić podkreślony numerek.
            - Ładnie wyglądasz - stwierdzam, czym powoduję nieznaczny rumieniec na jej policzkach. - Cieszę się, że też przyjechałaś.
            Zauważam, że puszcza Arka, pozwalając mu biec do Oliwiera i reszty zespołu.
            - Maniek, nie przyjechałam tutaj ze względu na ciebie. - Patrzy na mnie przepraszająco. - Jestem tutaj, bo Arek bardzo chciał, żebym pojechała. Moja obecność nic nie zmienia.
            - Wiem - odpowiadam, siląc się na obojętność. - Co nie zmienia faktu, że się cieszę.
            Całuję ją w policzek i nie czekam na jej reakcję, zwyczajnie podbiegając w stronę wszystkich graczy. Staję obok Michała, podpisuję koszulki, piłki oraz jakieś kartki, a następnie pozuję do kilku zdjęć. Długo rozmawiamy z rzeszowskimi zawodnikami, żartując z nadchodzącego sezonu. Nie zwracam zbyt dużej uwagi na wszystkie żartobliwe groźby, bo moje myśli błądzą wokół rodziny. Bełchatowianie zauważają moje rozkojarzenie, bo starają się, żebym nie musiał wyrażać swojej opinii w jakimkolwiek temacie.
            Wracamy w szampańskich nastrojach do domu, mnie też udziela się ogólna radość. Nawrocki początkowo stara się nas uspokoić, zwrócić uwagę na fakt, iż wielu Rzeszowian boryka się z kontuzjami i mogą nie być w najlepszej formie, ale Pliński rzuca, żeby się tak nie spinał i w efekcie nawet trener uznaje pomysł świętowania zwycięstwa za idealny.
            - Może w barze Rafała? - proponuję, kiedy pozostali szukają odpowiedniej miejscówki.
            - To jest genialny pomysł! - Przyklaskuje mi Daniel.
            Obiecuję, że wszystko załatwię, więc wyciągam telefon i wybieram numer Makowskiego. On od razu gratuluje mi zwycięstwa, a przez moją głowę niekontrolowanie przebiega pytanie, czy Evil oglądała mecz z nim. Nie mam okazji zadać go głośno, bo chłopaki ponaglają mnie, żebym przeszedł do sedna sprawy. Krótko i zwięźle przedstawiam Rafałowi nasz pomysł, a on bez wahania go akceptuje. Pokazuję drużynie uniesiony kciuk, a oni wybuchają głośnym aplauzem.
            Winiar odwozi mnie do mieszkania, po czym odjeżdża z piskiem opon. Zmęczony wchodzę na swoje piętro, otwieram drzwi i nie zwracam na nic uwagi. Nie idę ponownie się wykąpać, kładę się od razu do łóżka i momentalnie zasypiam.

~*~

Commi: Akcja toczy się baaardzo powoli, bo tak to jest, jak dwie autorki mają dużo do przekazania. Choćbyście nie wiem, co sądzili, ja Mańka i Lilkę uwielbiam. :) Pędzimy jak szalone, to może jakoś częściej będziemy wpadać, ale z nami nigdy nic nie wiadomo. Maniek w Warszawie, szkoda, że w takich okolicznościach, ale przynajmniej będę mogła go podziwiać jeszcze w tym sezonie. Mam jednak nadzieję, że nie w kwadracie rezerwowych.
Repugnance:  O tak, akcja toczy się wolno, ale to też jest pewien urok Mańka i Lilki, których ja także uwielbiam. Skromność przez nas przemawia, no ale cóż. ;) Ponownie ja informowałam o nowym poście, więc zapewne połowa z Was nie dostała informacji. Zapewniam, że do każdego wysyłam notkę, ale jeśli nie macie mojego numeru w kontaktach, najczęściej nie możecie przeczytać też wiadomości. Tak więc polecam dodać mój numer (6976139). Do zobaczenia przy kolejnej odsłonie.

17 komentarzy:

  1. Bardzo dobry rozdział ;) Ja tam jestem jedną z tych, co lubią, jak akcja toczy się właśnie powolo ;)
    Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech się dzieje wola nieba , z nią się zawsze zgadzać trzeba :) myślę, że ich znajomość wcale nie będzie taka spokojna i lekka ;) ale to się przecież dopiero okaże ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również uwielbiam Mańka i Lilianę ;) A to że akcja toczy się powoli, to mi nie przeszkadza;)
    Hmm ich znajomość rozkwita powoli i na pewno będzie bardzo burzliwa. Nie łatwo im przyjdzie odnaleźć porozumienie, ale kiedyś na pewno tak się stanie ;)

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że Paulina jest tutaj tą złą,bo dla mnie jest taką idealną kobietą. Mąż, praca, dziecko, szczęście. A jednak nie to było najważniejsze w życiu.. Liliana i Mariusz zdecydowanie mogę sobie pomóc,ba, nawet powinni :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mówiłam żeby Maniek nie robił sobie wielkich nadziei z obecności Pauliny ma meczu i tego jak się do niego zwraca, ona już nie widzi dla nich wspólnej przyszłości. Winiar wyrósł mi tu na takiego drugiego dobrego duszka w tym opowiadaniu, lubię kiedy Winiarski "gra" role drugoplanowe :) Może na tej imprezie w barze Lil i Mariusz pogadają szczerze ze sobą i się do siebie bardziej zbliżą

    OdpowiedzUsuń
  6. Może i akcja nie ma jakiegoś szalonego tempa, ale sposób w jaki wszystko opisujecie jest świetny. Z każdym zdaniem te opowiadanie wciąga coraz bardziej. Ja również uwielbiam Mańka i Lilkę, chyba nie da się ich nie uwielbiać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Szczerze mówiąc, myślałam, że to opowiadanie będzie dla mnie ciężkostrawne, ale na razie nic na to nie wskazuje. Mam na myśli fakt, że zarówno Lili jak i Mariusz mają za sobą ciężkie przejścia i bałam się, że oni będą tak uparcie tkwili w swoim cierpieniu, warcząc na wszystkich dookoła, że ja nie będę w stanie ich polubić. Ale na szczęście tak nie jest. Tym bardziej, że Lili sama przed sobą przyznaje, że Mariusz w pewien sposób na nią działa :) A to jest ogromny krok do przodu.
    Nie przejmujcie się, że wszystko toczy się powoli. Sama mam taki styl pisania, więc ja narzekać na pewno nie będę :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapowiada się ciekawie :)))
    Czekam na kolejne rozdziały ;3
    Zapraszam do siebie
    http://sercezawszewielepiej.blogspot.com/
    http://4volleyball44.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. był w sumie moment że chciałam, żeby Maniek wrócił do Pauliny, ale tak ogólnie to oczywiście jestem za tym żeby się zakręcił przy Evil :) chociaż czuję, że to opowiadanie nie skończy się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Paulina chyba już nie widzi dla ich małżeństwa wspólnej przyszłości. Może na tej imprezie co będzie w barze Lil i Mariusz pogadają szczerze ze sobą i się do siebie zbliżą.
    W ogóle przepraszam, że tak późno i bezsensowny komentarz, ale jestem chora :/ Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ze względu, że jestem chora i leże w łóżku i wszystko mnie boli, napisze tylko, że baardzo lubie to opowiadanie, czekam na częstsze dodawanie rozdziałów i do zobaczenia. Pozdrawiam z cieplutkiego łóżeczka ;* /G.

    OdpowiedzUsuń
  12. Lilka i Maniek. Lubie ich, no co poradzić. Bardzo podoba mi się tutaj ten kontrast pomiędzy tą dwójką - Maniek to w końcu facet, raczej robi niż myśli. O Lilce w końcu też nie snuje raczej przemyśleń, prędzej widzę to w formie że ona po prostu jest, a on jest jej ciekawy. I tyle, koniec. A Lilka z kolei myślicielka, w sumie to taka artystka, a że napatoczył się interesujący Maniek no to i o nim porozmyślać trochę może. Ciekawe jaki będzie ten ich wspólny język...
    I na dobrą sprawę teraz to nie wiem czy powinnam komentować, skoro takie oburzające opóźnienie... No cóż, zaśmiecę Wam tu oczywistą informacją, że mi się bardzo podoba i ciągle życzę cudownej, udanej współpracy. ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja także Mańka i Lilkę uwielbiam, uwielbiam te skomplikowane uczucia, niepewność, niechęć i tęsknotę. To tak cholernie prawdziwie piękne.

    |powoli-zamarzam|

    OdpowiedzUsuń
  14. Wcale nie odczuwam, że akcja toczy się powoli. Przynajmniej wszystko jest dokładnie opisane, dzięki czemu obraz sytuacji jest pełniejszy.
    Maniek stara się jakoś odbudować swoją rodzinę, ale po zachowaniu Pauliny nie widać, żeby jej zależało. A przecież mają wspólne dziecko i sporą historię za sobą... A Lilka? Widać, że przyjazd do Bełchatowa był jednak dobrym pomysłem. Zmiana otoczenia jest ważnym czynnikiem przy próbie pogodzenia się z przeszłością. Ciekawe, jak jej znajomość z Wlazłym się dalej potoczy...

    OdpowiedzUsuń
  15. Jestem tak wykończona, że nawet ciężko mi cokolwiek sensownego naskrobać.
    Kurczę, chciałabym, żeby Mańkowi i Paulinie ponownie się ułożyło. Ewidentnie widać, że siatkarzowi zależy na żonie, to, że im nie wyszło, zawsze leży po obu stronach. A gdyby tak spróbować jeszcze raz? Może warto.
    A co do Evil - hm, typowy wzór sprzecznych emocji. Ciężko mi powiedzieć, czy ją lubię, czy może nie. W każdym bądź razie na nerwach mi nie gra, a więc jest bardzo dobrze. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Lilka i Maniek są nietypowi, przyznam szczerze. I nie chodzi tutaj tylko o to, że nie mają w życiu jakoś specjalnie prosto, ale o to, jak starają się z tym uporać. Nawet nie próbują ruszyć dalej, wciąż sięgają pamięcią wstecz. I to nie jest dobre. Choć Lilka wyjechała do Bełchatowa to mam wrażenie, że nie chce wrócić na prostą, jakby to było dla niej za trudne. Więcej, jakby uznawała to za zwykłe marnowanie czasu, bo przecież to ona ma najgorzej. Tak, jeśli pomyślałyście, że jej osoba mnie trochę irytuje, to trafiłyście w dziesiątkę.

    OdpowiedzUsuń
  17. Akcja toczy się powoli może dla tego że rzadko dodajecie :P A szkoda bo chce się wiedzieć co dalej. Trochę się domyślam.

    OdpowiedzUsuń