poniedziałek, 1 lipca 2013

ROZDZIAŁ 15

Mariusz
            Wracamy z Turcji ze zwycięstwem na koncie, co daje nam duży zadatek na kolejny mecz. Wszyscy jesteśmy w dobrych humorach, bo po wielu porażkach nareszcie udało nam się pokonać rywala, nawet bez podstawowego przyjmującego w składzie. Zaraz po powrocie do kraju rozmawiam z Winiarskim, który twierdzi, że ma się już lepiej i jest gotowy wrócić do treningów, co niezwykle cieszy wszystkich wokół.
            Docieram do mieszkania szczęśliwy i przepełniony pozytywną energią. Myśl, że jest ktoś, kto na mnie czeka, zdecydowanie umila mi podróż. Jednak w najśmielszych wyobrażeniach nie spodziewam się, że za drzwiami spotkam Arka, który od razu rzuci się na moją szyję. Posyłam Lilce spojrzenie pełne wdzięczności oraz nieme: „Dziękuję”, a ona odpłaca mi się najpiękniejszym uśmiechem, jaki widziałem.
            Cały dzień spędzam z Arkiem i Lilką. Lubię patrzeć na synka, który biega po parku, bawiąc się z dziewczyną w berka. Znów zaczynam odczuwać przyjemne wrażenie, że moje życie zaczyna wracać na właściwie tory. Gdyby tylko wszystko takie było.
            Paulina nie jest zachwycona wiadomością, że Arek był u mnie, a już na pewno nie przejawia wielkiej radości, kiedy przypadkiem wydaje się, że mieszkam z Lilką. Mimo wszystko nie wyraża swoich emocji, zaciska tylko usta w cienką kreskę, co zawsze powodowało we mnie wyrzuty sumienia. Tym razem wracając z Wielunia wcale ich nie mam. Nie jestem z siebie dumny, ale humory mojej żony powoli przestają mnie interesować, a moje myśli odpływają tylko w kierunku Lilki.
            Dwa dni treningów przed meczem z Częstochową przebiegają całkiem spokojnie. Nie wysilamy się za nadto, staramy się nie forsować, ale utrzymać dobrą formę. Wszyscy mamy nadzieję, że to będzie mecz, w którym przełamiemy złą passę w PlusLidze i uda nam się zwyciężyć. Po raz kolejny w ostatnim czasie przekonujemy się, że nadzieja na nic się nie zda. Siedzimy w szatni ze skwaszonymi minami, wszyscy już jesteśmy wykąpani i gotowi do wyjścia, a mimo to żaden z nas nie spieszy się do domu.
            - Kilka dni temu wygraliśmy z Arkasem Izmir w Lidze Mistrzów, a w rodzimej lidze nie potrafimy pokonać ostatniego zespołu w tabeli - jęczy Kłos, ciągle ukrywając twarz w dłoniach.
            Zator mruczy: „Mhm”, spoglądając w moim kierunku ze łzami w oczach, a reszta chłopaków wbija wzrok w czubki swoich butów. Oczekują ode mnie pocieszenia, jakichś pozytywnych słów, ale co mam im powiedzieć? Żadne oklepane formułki nie zdadzą tutaj egzaminu, więc staram wyciągnąć z głębi siebie coś, co może im jakoś pomóc.
            - Chłopaki, może w tym roku nie mamy najlepszego sezonu, ale wszystko jeszcze przed nami. Cały czas możemy zwyciężyć w Lidze Mistrzów, możemy starać się o finałową czwórkę PlusLigi. Nie możemy się poddawać, bo wtedy nic nam nie pomoże. Chcecie zawieść kibiców, nasze rodziny? Ja nie. Oni w nas wierzą, my też powinniśmy.
            Nie zauważam nawet, kiedy podnoszę trochę głos i zaczynam bardziej na nich krzyczeć, niż spokojnie pocieszać, ale widocznie jest im to potrzebne, bo kiwają głowami, przy okazji zbierając się do wyjścia. Żegnamy się ze sobą, a potem wychodzimy wspólnie z hali.
            Wracam do mieszkania w nienajlepszym nastroju, ale gdy wchodzę do salonu i widzę kolację na stole, nie mogę się nie uśmiechnąć. Lilka obejmuje mnie, a ja zatapiam twarz w jej włosach, starając się uspokoić skołatane nerwy zapachem szamponu, którego używa. Czuję, że trzymając ją w ramionach, świat wokół mnie powoli zwalnia i mam szansę na zatrzymanie się, odseparowanie od wszystkiego. Dlatego cały wieczór spędzam w zbawiennym towarzystwie Liliany, delektując się jej bliskością i naszym związkiem.

Liliana
            Z głębokiego i przyjemnego snu wybudzają mnie delikatne pocałunki, którymi Mariusz obdarza wrażliwą skórę mojej szyi. Uśmiecham się pod nosem, ale nie daję po sobie poznać, że się obudziłam. Nie chcę ani sobie, ani jemu przerywać tej przyjemności. Jego ciepły oddech drażniący moje ucho, dłoń, która niebezpiecznie zbliża się do linii bioder, i usta, które od kilku minut wędrują po moim ciele, sprawiają, że czuję się jak w niebie, napawają mnie nieopisanym uczuciem błogości, wewnętrznego spokoju i nadzieją. W końcu otwieram oczy, odwracam się w stronę Mariusza, by po chwili poczuć jego ciepłe wargi na swoich. Nasz pocałunek jest bardzo delikatny, niemal niezauważalny, ale we mnie za każdym razem budzą się dawno zapomniane uczucia, te cudowne motylki w brzuchu, przyspieszone bicie serca, rumieńce na policzkach. To wszystko sprawia, że czuję, iż żyję. Odżywa moja psychika, odżywa moje ciało, odżywają pozytywne uczucia, odżywam cała ja, a to wszystko dzięki skromnej osobie siatkarza.
            - Będziesz dzisiaj na meczu, prawda? – mruczy mi z nadzieją do ucha.
            - Oczywiście, że będę. – Uśmiecham się do niego. – Nie mogłabym sobie odpuścić możliwości oglądania tak wspaniałego zwycięstwa!
            - Myślisz, że wygramy? – pyta, kładąc głowę na moim brzuchu. Dłońmi błądzę pośród jego włosów, a on jeździ dłonią po moim udzie.
            - Nie widzę innej opcji. Wygraliście w Turcji, więc wygracie i tutaj. A potem będziecie się cieszyć jak małe dzieci. – Kąciki moich ust unoszą się do góry na samą myśl o tym widoku, ale Mariusz nie może tego zauważyć. – Wiesz, uwielbiam oglądać tę waszą radość z gry. Te skwaszone miny po nieudanej akcji, po popsutej zagrywce, jesteście genialni, naprawdę.
            - Ty też jesteś genialna – mówi, podnosząc się do góry. Zamyka mnie w szczelnym uścisku i przez kilka minut trwamy tak bez ruchu, napawając się swoją obecnością.
            Po upływie pół godziny jedynym śladem niedawnej obecności Wlazłego w mieszkaniu jest zapach jego perfum i porozrzucane ubrania w łazience. O mało co nie spóźnił się na wyjazd do Łodzi, co mogłoby się skończyć kilkudziesięciominutowym ględzeniem trenera. Wypchnęłam go czym prędzej z domu, choć on, o dziwo, nie chciał się z niego ruszać, ale nie miał wyjścia. Dziś jest jeden z najważniejszych meczów w sezonie. Wieczorem, w Atlas Arenie ważyć się będą losy awansu do drugiej rundy play-off siatkarskiej Ligi Mistrzów i nikt nie widzi innej opcji niż ta, że to bełchatowianie wygrają tę walkę. Zespół z Turcji faktycznie nie jest „kopciuszkiem”, ale nasi siatkarze powinni to spokojnie wygrać. Obawiam się jednak, że wcześniejsze porażki zbyt bardzo odcisnęły piętno w ich głowach.
            Nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, po kilku minutach ubieram się i ruszam w stronę mieszkania Makowskiego. Dawno się nie widzieliśmy, a mi chyba zaczyna brakować naszych dziwacznych rozmów i docinek, jakby nie patrzeć Rafał jest i będzie moim przyjacielem, nawet jeśli różnimy się w podstawowej kwestii dotyczącej ostatniego czasu w moim życiu. Bełchatowskie ulice pokrywa biały puch, ludzie walczą z szybami swoich aut, aby pozbyć się z nich zmarzniętego lodu, co chwila ktoś klnie na beznadziejną pogodę, a jedynymi zadowolonymi z takiego obrotu spraw są dzieci, które mogą do woli lepić bałwany, rzucać się śnieżkami i robić aniołki w śniegu. Gdzieś pośród tego wszystkiego widzę szczęśliwą rodzinę, która biega po parku. To dziwny widok, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że jest środek tygodnia, godzina dziesiąta rano. Ludzie nie mają czasu na takie zabawy, są wiecznie zabiegani, pieniądze i praca wszystko im przysłaniają, ale jednak jak widać zdarzają się wyjątki. Kilkuletni chłopiec przypomina mi Arka, a jego rodzice są uderzająco podobni do Wlazłych. A co, jeśli przeze mnie Arek już nigdy nie będzie mógł wybrać się na taki radosny spacer?
            Odpycham od siebie niepotrzebne i natrętne myśli, wchodzę na osiedle Rafała, a swoje kroki kieruję do tak dobrze znanego mi budynku. Staję w końcu przed drzwiami do jego mieszkania, wciskam dzwonek, a po minucie otwiera mi Marianna, kelnerka z baru. Na sobie ma tylko jeden z T-shirtów Rafała, uśmiecha się nerwowo i gestem ręki zaprasza mnie do środka.
            - Jest Rafał? – pytam, jednocześnie się uśmiechając z powodu jej speszonej miny.
            - Tak, zaraz wyjdzie z łazienki.
            I tak w istocie się dzieje, bo po chwili z łazienki wychodzi Makowski w samym ręczniku i z mokrymi włosami. Dębieje na mój widok, a ja wybucham śmiechem.
            - Lilka? – pyta z niedowierzaniem.
            - Widzę, że przyszłam nie w porę. Nie przeszkadzajcie sobie, wrócę za godzinę – odpowiadam, śmiejąc się pod nosem i ruszam w stronę drzwi.
            - Czekaj! Jak już przyszłaś, to wejdź do salonu, zaraz przyjdę.
            Wchodzę do pomieszczenia, w którym nadal porozrzucane są kobiece ubrania. Wczoraj wieczorem musiały dziać się tutaj ciekawe rzeczy. Uśmiech ciągle nie schodzi mi z twarzy. Cóż, to było do przewidzenia, od dawna mieli się ku sobie. Rafał wpada na chwilę do salonu, zabiera rzeczy Marianny i wraca po kilku minutach. Siada obok mnie i obserwuje mnie ze zdenerwowaniem.
            - Co cię tutaj sprowadza?
            - A co, nie można przyjść w odwiedziny do przyjaciela? – pytam ironicznie.
            - Nie no, można, ale jakoś dotychczas nie przychodziłaś tu o dziesiątej rano.
            - Wybacz, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. – Uśmiecham się niemrawo.     
            - Mariusz wyjechał?
            - Tak, dzisiaj grają mecz w Łodzi z Arkasem.
            - Wiem – odpowiada lakonicznie.
            - Nie chciałbyś iść ze mną? Mam dodatkowy bilet.
            - Loża honorowa czy dla rodzin zawodników? – pyta ironicznie, za co ja uderzam go poduszką w głowę. Mimo wszystko się śmieję, bo widzę, że nie powiedział tego na serio.
            - Nie, zwykłe miejsca w piątym rzędzie.
            - E, to nie idę – stwierdza i znowu się śmiejemy. – Żadnego pożytku nie masz z tego mieszkania z Wlazłym – dodaje po chwili. Zagryzam dolną wargę, próbując powstrzymać się przed powiedzeniem o jedno słowo za dużo.
            - A ty? Kiedy sprowadzasz Mariannę do siebie? – pytam, szturchając go w żebro.
            - Lilka, to nic poważnego, ot taki nieprzewidziany wyskok. Nie sądzę, żebyśmy to powtórzyli.
            W momencie gdy Makowski wypowiada te słowa, w przedpokoju staje Marianna. Już po chwili widzę na jej policzkach słone łzy, a zaraz potem wybiega zdenerwowana z mieszkania.
            - No, biegnij za nią! – krzyczę do Rafała, a on, o dziwo, wykonuje moje polecenie.
            Siedzę na kanapie i czekam na powrót przyjaciela. Dziwi mnie nieco jego zachowanie, bo nigdy nie traktował kobiet przedmiotowo, takie jednorazowe wyskoki nie były w jego stylu. Jeżeli pakował się w jakiekolwiek związki, to zawsze na poważnie. Nic z tego nie rozumiem, ale nie mam prawa prawić mu morałów, bo sama lepsza nie jestem, nawet jeśli on nie ma o tym żadnego pojęcia. Do mieszkania wraca sam, nieco zdenerwowany i przybity. Z głośnym westchnięciem siada obok mnie, ale wzrokiem błądzi gdzieś po ścianach.
            - Spieprzyłem sprawę, nie?
            - Trochę – stwierdzam z lekką ironią. – Ale wiesz, jak kocha, to wszystko wybaczy.
            - Bez sensu, jestem dupkiem, ciebie potraktowałem podobnie. Wybaczysz mi to kiedyś?
            - Wybaczę, już dawno wybaczyłam, a jak chcesz pomóc sobie w moich oczach, to jedź ze mną do Łodzi i pogadaj w końcu z Mańkiem.
            - Dla ciebie wszystko – odpowiada i przytula się do mnie jak za starych dobrych czasów.
            - Nie rób tego dla mnie, zrób to dla siebie.
            Rafał bez zająknięcia i nawet chyba zadowolony siedzi ze mną na trybunach. Całe spotkanie obserwuję z nadmiarem emocji, każda akcja wzbudza we mnie przesadną egzaltację. Nie potrafię się powstrzymać, tak jak i cała hala. Mecz jest niesamowicie emocjonujący, ale nie ze względu na poziom gry, a masę błędów i ciągle zmieniający się wynik. Umyka set za setem, a ja nagle zdaję sobie sprawę z tego, że już po wszystkim. Wszyscy ludzie na hali zamierają, przez chwilę panuje bezwzględna cisza, a potem rozlega się głośne: „Dziękujemy!” I choć to Arkas zagra w kolejnej rundzie, to kibice nie odwracają się od drużyny.
            Spoglądam nerwowo w stronę Mariusza, który siedzi na boisku z twarzą ukrytą w dłoniach. Serce krzyczy: „Podejdź do niego!”, a rozum mówi: „Nie rób cyrków!” Ostatecznie słucham tego drugiego, i dobrze, bo po kilku minutach odbiega do niego Arek. Wyglądają razem przepięknie, choć oboje nie są w zbyt dobrym nastroju. Dociera do mnie wówczas, że to właśnie Arka najbardziej brakuje Mariuszowi. Wiem, że nie zapewnię mu jego codziennej obecności, po raz kolejny mam wątpliwości co do sensu naszego związku, a powiększają się jeszcze, gdy widzę podchodzącą do nich Paulinę. Tworzą sielankowy obrazek kochającej się rodziny, a mnie coś kłuje w sercu. Wszystko jednak pryska, gdy zaczynają się kłócić, a Arek błądzi bezradnym wzrokiem po swoich rodzicach. Widzę, że to wszystko zaczęło się jeszcze długo przed moim przybyciem i że nie mam z tym nic wspólnego. Ich wymiana zdań absorbuje coraz większą ilość ludzi. W końcu odrywają ich od siebie Winiarscy, a ja ciągnę ze sobą Rafała do samochodu, bo nie chcę mieć z tym nic wspólnego.

Mariusz
            Mecz z Arkasem to horror. Pierwszy set to istny pogrom, ledwo wyleczony z kontuzji Michał wchodzi na boisko, żeby nam jakoś pomóc, a i tak nie daje to żadnych efektów. Kolejną odsłonę udaje nam się wygrać, ale cóż z tego, skoro trzecią ponownie przegrywamy. Ku uciesze wszystkich wokół udaje nam się doprowadzić do tie-breaka. Musimy być zmotywowani, musimy wierzyć w to, że nie wszystko stracone, lecz odczuwamy duże zmęczenie, które szczególnie widać po Winiarze. Wygrane spotkanie na terenie przeciwnika to spora zaliczka, a my zupełnie nie potrafimy jej wykorzystać, co też w piątym secie widać, bo pomimo prowadzenia, na samym końcu przegrywamy. To nasz pierwszy przegrany mecz w tym sezonie Ligi Mistrzów, po raz pierwszy odczuwamy ten dyskomfort. Może w polskiej lidze nie udaje nam się poskromić rywali, ale chociaż te międzynarodowe rozgrywki udawało nam się wygrywać. Aż do tej pory, bo złotego seta też przegrywamy, tym samym żegnając się z walką o kolejne trofeum w tym sezonie.
            Jako kapitan nie powinienem pozwalać sobie na zawładnięcie mną emocjami, przecież muszę grać dobrą minę do złej gry. Mimo to nie jestem w stanie patrzeć na kolegów, na zawiedzionych kibiców, więc siadam z twarzą ukrytą w dłoniach i proszę Boga, żeby nikt nie przeszkadzał mi w tej zadumie. Nie wiem, czy bardziej jestem zły, czy smutny. Wiem, że żaden z nas nie zagrał dobrego meczu. Co więcej - mam świadomość, że nie zagrałem w tym sezonie praktycznie żadnego dobrego meczu. Przyjęcie zupełnie do mnie nie pasuje, a kiedy przegrywamy kolejne spotkanie, wszystko sobie w głowie wyrzucam. Chcę przemknąć do szatni bez rozdawania autografów czy udzielania wywiadów, ale nagle czuję na swoim kolanie drobną rączkę. Unoszę wzrok, a przede mną stoi Arek ze łzami w oczach.
            - Tatuś, nie przejmuj się - mówi cichutko, przyciągając moją głowę do swojego ramienia i obejmując mocno rączkami. Mam wrażenie, że jeszcze chwila, a zupełnie się rozkleję, szczególnie kiedy chłopczyk tak usilnie stara się być dzielny i mnie pocieszać. - Jeszcze będziecie najlepsi, wiesz?
            - Jasne, smyku - potwierdzam, sadzając go na swoich kolanach. - Przecież obiecałem ci, że kolejny medal powiesisz sobie nad łóżkiem, prawda?
            - Wiesz co, tato... - zaczyna, dotykając dłonią mojego policzka. - Nawet jak nie wygrasz medalu, to trudno. Ważne, że jesteś taki kochany! - mówi, wtulając się we mnie mocno, a ja w tym momencie naprawdę mam ogromną ochotę zwyczajnie rozpłakać się jak mały dzieciak.
            Dłuższą chwilę siedzimy tak przytuleni, szczęśliwi, że mamy choć kilka minut dla siebie. Zdaję sobie sprawę, że zapewne fotografowie celują w nas obiektywami, ludzie obserwują nasze poczynania, a Lilka gdzieś tam na trybunach zastanawia się, czy powinna do nas podejść, lecz zwyczajnie nie chcę i nie potrafię przerwać tej sytuacji. Tak bardzo brakuje mi Arka na co dzień, że w momencie zachwiania całego mojego światopoglądu, to on najbardziej mi pomaga. Cieszenie się swoją obecnością przerywa nam Paulina.
            - Cześć, Maniek - wita się ze mną, siadając na krzesełku obok. - Przykro mi, że przegraliście... Ale mimo wszystko nie było źle - stara się mnie chyba pocieszyć, co marnie jej wychodzi. Ona też zdaje sobie z tego sprawę, bo siedzimy w milczeniu obok siebie, dopóki jej telefon nie przerywa ciszy. Odbiera słodkim „Słucham?”, ja mogę się tylko domyślać, kto dzwoni. Po kilku minutach rozmowy wraca do nas, Arek z kolei biegnie do Oliwiera poodbijać piłkę.
            - Niech zgadnę... Dzwonił „wujek” Arka? - cedzę przez zaciśnięte zęby. Niby nie powinienem się na niej wyżywać, bo przecież starała się być miła, ale tylko spotęgowała moje zdenerwowanie tym telefonem.
            - Ja nie wtrącam się w to, dlaczego mieszkasz z przyjaciółką Rafała, ani co z nią robisz, więc proszę cię, żebyś i ty się w moje życie nie wtrącał - odparowuje zdenerwowana.
            - Ale ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie mieszkam z naszym synem i nie pokazuję mu, że umawiam się z kimś innym!
            - Oczywiście, a to, że ta dziewczyna jest u ciebie za każdym razem, gdy Arek do ciebie przychodzi, nic mu nie sugeruje?!
            Obydwoje podnosimy głos, ale na szczęście wokół nas panuje taki hałas, że tylko osoby stojące blisko nas, zwracają na nas uwagę. My dalej przekrzykujemy się, wyrzucając sobie każdy, nawet najmniejszy błąd: a to, że kiedy Arek wrócił ode mnie po świętach, dostał kataru; a to, że nie spakowała mu ostatnio skarpetek, kiedy u mnie nocował; a to, że ugotowałem mu na śniadanie jajko, przez co potem cały dzień bolał go brzuch, bo zapomniałem, że mały nie może jeść rano białka; a to, że zostawia go pod opieką obcych ludzi, chodząc na spotkania ze swoim nowym ukochanym.
            Kiedy emocje sięgają już zenitu i coraz więcej ludzi zaczyna spoglądać w naszym kierunku, przedziera się do nas rodzina Winiarskich. Dagmara odciąga czerwoną Paulinę na bok, ja siadam z Michałem na krzesłach dla rezerwowych zawodników, a biedny Arek stoi na środku boiska z piłką w ręce i patrzy to na mnie, to na Paulinę.
            Czuję się podle. Jak mogłem zrobić coś takiego? Jak mogłem w miejscu publicznym pokłócić się z żoną, w dodatku na oczach Arka? Pal licho dziennikarzy, którzy jutro, albo nawet dzisiaj, nie pozostawią na nas suchej nitki. To się dla mnie nie liczy, najważniejszy jest przecież Arek. Winiar karci mnie spojrzeniem, ale widzę, że gdzieś w środku mnie rozumie. Przepraszam go i idę do syna, który ociera łzy z policzków.
            - Dlaczego znowu się pokłóciłeś z mamą? - pyta, płacząc. Porywam go w ramiona i staram się uspokoić, ale on ciągle dopytuje, o co chodziło. - Powiedz mi, tato! - mówi z pretensją w głosie. - Jestem już duży, zrozumiem!
            „Tak bardzo bym chciał, żebyś rozumiał...” - myślę, przełykając głośno ślinę. Nie mam pojęcia, co mógłbym mu powiedzieć, więc staram się wymyślić na poczekaniu jakąś wiarygodną historyjkę, ale zupełnie nie znajduję weny. Potrafię tylko kołysać malucha i czekać, aż się uspokoi.
            Po kilku minutach przychodzi Paulina. Z pustym wyrazem twarzy prosi Arka, żeby się pożegnał, bo już wychodzą. Zabiera go w ekspresowym tempie, a ja omijam wszystkich wokół szerokim łukiem. Odzywam się dopiero w chwili, kiedy siedzę obok Lilki w salonie, z głową na jej kolanach, a ona kreśli jakieś nieokreślone wzory między moimi włosami.
            - Przesadziłem, prawda? - pytam retorycznie.
            - Trochę, Maniek, trochę - przyznaje. - Nie bierz całej winy na siebie, Paulina też zawiniła. Żadne z was nie było na tyle mądre, żeby się opanować i przerwać kłótnię w odpowiednim momencie.
            Mrugam oczami na znak zgody, ale przypominam sobie, że ona przecież i tak tego nie widzi, więc sobie daruję. Powoli schodzą ze mnie nerwy, żal, smutek i strach, opanowuje mnie jakieś dziwne uczucie, które karze mi przytulić Lilkę mocno do siebie i poczuć, że jednak jest ktoś, prócz Arka, kto akceptuje mnie bez względu na wszystko.


~*~

Commi: Tym razem w terminie i teraz postaramy się już bez opóźnień, żeby nikt nie czuł się oszukany/zwodzony/pokrzywdzony/mamiony czy też zwyczajnie w świecie zawiedziony. Do następnego.
Repugnance: Najmocniej przepraszam, że jednak nie dodałam o północy, ale zasnęłam. Wiem, że to niedopuszczalne, więc zrozumiem kolejne hejty na wywiaderze. Dla tych, którym tak bardzo przeszkadza fakt, że publikuję razem z Commi, mam dobrą wiadomość: już niedużo nam zostało. Do następnego.

17 komentarzy:

  1. Widzę, że nie macie łatwego życia, jednak ja się postaram skupić tylko na tym opowiadaniu,bo dla mnie w całości jest świetne :) Cieszę się bardzo, że Mariusz wie, kto jest dla niego najważniejszy,no,i, że nie jest to wcale jego żona. Paulina chyba już dawno wie, że nic z ich związku,ale nie robi nic w tym kierunku,by to przerwać. Mariusz niepotrzebnie gdzieś tam w podświadomości się łudzi, że może stworzą jeszcze rodzinę. Daje to też nadzieję Arkowi,chociaż dla niego byłoby lepiej,gdyby jego rodzice przestali udawać, że się kochają. Cierpi teraz bardziej,niż gdyby się rozstali,a nie jest niczemu winny. Podziwiam Lilkę,bo widać, że na prawdę zależy jej na Mariuszu,inaczej pewnie już dawno by uciekła gdzie pieprz rośnie :p
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem tych hejterów.
    Wracając do rozdziału. Najbardziej w tym wszystkim szkoda Arka. Po raz kolejny musi patrzeć na kłótnie rodziców, a nie rozumie jeszcze dobrze, co się dzieje. Oby Paulina z Mańkiem dokładnie wyjaśnili sobie, co dalej. Ciekawa jestem jak otoczenie zareaguje na związek Lilki i Wlazłego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochany Maniek, kochana Lilka, kochany Arek. Ciesze się że Rafał układa sobie jakoś własne życie, szkoda tylko że tak szybko spieprzył... Ale trzymam za niego kciuki, może wtedy ogarnie dupę, i nie będzie miał pretensji do Mańka i Lilki. Szkoda mi Arka, choć chyba Maniek z Pauliną powinni z nim porozmawiać, powiedzieć że tatuś i mamusia już nie są i nie będą razem, że będą mieli kogoś innego ale Mały i tak zawsze jest u nich na pierwszym miejscu i zrobią wszystko żeby było mu dobrze. On tak bardzo chce w tej sytuacji być dzielnym, dużym chłopcem że może by to pomogło. Skoro i tak prędzej czy później się to stanie a on już stara się zachowywać jak głowa rodziny, która powinna trzymać wszystko w ryzach... Szkoda mi malucha.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rafał trochę spieprzył sprawę z tą laską;( Żal mi trochę Arka, bo po raz kolejny rodzice się przy nim kucom. Dobrze, że Mario ma oparcie w Lilce;) Mam nadzieję, że nie przejmujecie się tymi hejtami i będziecie dalej pisać to zajebiste opowiadanie? Nie kończcie tylko go za wcześnie! Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Arek. Mały bardzo cierpi przez te wszystkie klotnie między Paulina i Mariuszem. W sumie to kazdy jest pokrzywdzony po trochu przez ta sytuacje. Mam nadzije ze jak najszybciej zadecyduja co dalej. Mysle ze jednym rozwiazaniem jest rozwod. Paulina uklada sobie zycie z "wujkiem" Mariusz z Lilka i tak jest chyba dobrze bo po co maja udawac, że jest dobrze skoro tak nie jest. Natomiast Rafal niezbyt sie popisal. Zawalil na calej lini ale moze to naprawi.

    Nie wiem jak mozna Was hejtować. Chyba ten kto to robi nie przerzytal ani jedego calego rozdzialu albo popstu zazdrości
    tego ze tworzycie takie cudo.
    Pozdrawiam ;-) Trzymajcie sie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przejmujcie się hejterami, naprawdę nie ma kim;) Co do rozdziału to nie rozumiem zachowania Pauliny. Jeśli ona zaczęła układać sobie życie to Mariusz ma również do tego prawo,prawda? Rafał spieprzył sprawę z tą dziewczyną i wcale się nie zdziwię gdy nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego. Co do Lilki to widać,że zależy jej na Mariuszu bo gdyby nie to nie próbowała stworzyć związku z facetem, który ma nieuregulowane sprawy z żoną.
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  7. rozwyłam się pod koniec. strasznie szkoda mi tego, co musi przeżywać Arek. w tym rozdziale jakoś wszyscy się nie popisali, no może z wyjątkiem Lilki. a ją bym przytuliła, jest taka smutna i ciągle jej się wydaje, że to wszystko przez nią.

    OdpowiedzUsuń
  8. No cóż Paulina i Mariusz przesadzili, ale żadne z nich nie umiało przerwać tej kłótni. Nie zwracali też na otaczających ich ludzi, którzy się im przyglądali. I znowu najbardziej na tym wszystkim ucierpiał Arek. I już zaczynam wątpić czy kiedykolwiek uda im się dojść do jakiegokolwiek porozumienia.

    Pozdrawiam:*

    Ps: Nie rozumiem tych którym przeszkadza to iż razem publikujecie. Mi wasza współpraca jak najbardziej odpowiada i podoba mi się to jak piszecie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Już pisałam nie raz, ale strasznie mi szkoda małego Arka :/ On to strasznie przeżywa każdą kłótnie rodziców. Paulina i Mariusz to już się nie mają gdzie i nawet kiedy kłócić skoro robią już to nawet na hali po przegranym meczu Mariusza. Rafał strzelił ładną gafę, ale cóż faceci tak mają, że najpierw myślą, a później robią. Lila z Mariuszem jest bardzo szczęśliwa i mam nadzieje, że to się nie zmieni ;)
    Ej a co Wy moja drogie macie za hejterów? Nie każdy ma tyle czasu, bo jeszcze istnieje realny świat poza tym blogowym.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mariusz z Pauliną powinni starać się opanować, choćby przy Arku. Nie podzielam pretensji Pauliny, gdyż atakujący, podobnie jak jego żona, może znaleźć sobie kogoś nowego. Rafał przedmiotowo potraktował tą dziewczynę. Po śmierci Filipa, a może nawet i wcześniej zakochał się w Lilce, tak sądzę. I dlatego jest nieprzychylny do jej związku z Wlazłym. Jest zły, że to w osobie atakującego znalazła szczęście, którego nie potrafił zagwarantować barman. I może on jest zazdrosny o Lilkę. Może to on chciałby być na miejscu atakującego. I może to właśnie jest przyczyną tego, że potraktował tą dziewczynę przedmiotowo.

    A co do hejterów. To oni chyba życia własnego nie mają.

    OdpowiedzUsuń
  11. Na początek odezwa do hejterów - Fok Julle Naieers! - odczepcie się odwalcie i tak dalej. Dziewczyny to nie roboty. Mają własne życie. Poza internetem jest też świat realny kurde mol ludzie..A jak sprawicie że dziewczyny nie daj boże nie będą chciały publikować to wezmę i gołymi rękami armagedon zrobię. Przysięgam! No przepraszam ale się wkurzyłam, a teraz treść

    Z jednej strony spodziewałam się gwałtowniejszej reakcji ze strony Pauliny, z drugiej. Do cholery kobieto trzeba się umieć powstrzymać przy własnym dziecku. Najpierw zauważ własne błędy, a potem dopiero wytykaj je innym. Takie kłótnie niszczą młodego bardziej niż normalny ludzki rozwód i próba tłumaczenia jak się sprawa ma. Uwielbiam was za postać Arka normalnie dziewczyny :D Sama mam wrażenie czytając że dobry duszek w jego postaci to do mnie się przytula. Ot wyobraźnia ;) Szczęście to jednak ważna sprawa i bardzo dobrze że oni się razem odnaleźli. Piękna i wyjątkowa jest ta relacja serio ;) Rafał? Ha! Ktoś również potwierdza moją teorię o tym że Makowski coś do Lilki czuje więcej. Traktowanie Marianny tylko moją tezę potwierdza :D
    O ludzie jaka ja bezpośrednia i nie ogarnięta dziś jestem. Do tego nie mogę się zalogować bo ktoś inny mi tu po blogspocie śmiga i wylogowac się nie daje. Mam nadzieje że zrozumiecie o co mi chodziło ;)
    xoxo K.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziewczyny, hejtować potrafią tylko ci, którzy Wam zazdroszczą i nie mają co robić w swoim nędznym życiem. Taka jest prawda.
    Porażka ze słabszym rywalem boli najbardziej, bo wie się, że było się lepszym, a pozwoliło się na to, by przeciwnik wygrał z naszym,i słabościami. Doskonale rozumiem Mańka i jego rozżalenie na temat porażek Skry.
    Ja już kiedyś napisałam, że Rafał coś chce kręcić z Lilką, a teraz nie tylko chyba ja się w tym przekonaniu utwierdziłam, bo to po nim po prostu widać i chyba nawet sama Lila się tego domyśla, ale boi się sama to tego przyznać.
    Najbardziej szkoda mi Arka, bo on wcale nie jest jeszcze taki duży i nawet jeśli by chciał to nie zrozumie tego, co dzieje się między jego rodzicami. On w tej sytuacji najbardziej cierpi.
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*
    Ps. Zapraszam serdecznie na 13 rozdział na http://the--past--in--the--future.blogspot.com/ oraz na 21 na http://add-me-wings.blogspot.com/. Życzę miłej i wciągającej lektury :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Repugnance, moim zdaniem twoja współpraca z Commi to coś niebywałego dla Was obojga. Naprawdę nie ma co przejmować się hejterami. Powinnyście stworzyć wspólnie coś jeszcze po to by: po 1. ucieszyć wasze prawdziwe czytelniczki, po 2. dopiec hejterom, po 3. rozwinąć się jeszcze bardziej poprzez współpracę, po 4. najzwyczajniej w świecie dobrze się bawić.

    Trudno być rodzicem - to niewątpliwe, ale skoro Maniek i Paulina już nimi są, to powinni robić wszystko, by być jak najlepszymi rodzicami dla Arka. Oni razem już nie będą i to jest oczywiste. Toteż każde z nich powinno wybaczyć drugiej osobie i zacząć żyć własnym życiem bez ciągłego wytykania błędów. Teraz nie potrzebnie cierpi tylko dziecko, które w zupełności na to nie zasługuje. Według mnie Mariusz i Paulina powinni wziąć rozwód, "podzielić" się opieką nad Arkiem i zacząć żyć osobno, ale w pewnym sensie wspólnie, w zgodzie.
    Co do Makowskiego, to znalazłybyście mu jakąś pannę, w której mógłby się tak na zabój zakochać, co?
    Pozdrawiam Was :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę się nie podpisać pod tym komentarzem! Zgadzam się Zgadzam się Zgadzam się! Słusznie prawi ta nade mną!

      Usuń
  14. Smutne to, jeszcze smutniejsze ze świadkami podobnych kłótni jest miliony dzieci na świecie. Niestety rodzice w takich chwilach zapominają o tym co dobre dla ich dziecka ale wolą na wzajem wylewać na siebie wszelkiego rodzaju żale, to się nigdy nie zmieni. Szkoda ze świadkiem tej kłótni była też Lil, boję się że dopadną ją jeszcze większe wątpliwości do do jej związku z Mańkiem, boję się że odpuści. Fajnie że Rafał spiknął się z Marianna niech się jej trzyma bo wydaje się naprawdę fajna

    OdpowiedzUsuń
  15. "Przecież każdy człowiek chce być kochanym. Nie ważne jest to, czy jest sportowcem czy prostytutką..." - to historia o Gabrysi i Zbyszku, którzy nie wierzą w swoje szczęście, bo w ich życiu szczęście chyba się już skończyło. Czy jedno z nich pomoże drugiemu podnieść się i sprawić, że sens życia znowu wróci do Zbyszka? Czy drugie pokaże pierwszemu, że na tym świecie istnieją jeszcze uczucia i warto w nie wierzyć, uszczęśliwiając w ten sposób Gabrielę?
    Jeśli zainteresowało Cię to, to zapraszam na prolog na http://to-tylko-siedem-dni-kotku.blogspot.com/
    Pozdrawiam serdecznie,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Repugnance nie martw się pseudohejterami, to nie warte uwagi ;)
    za to, to co stworzyłyście wyżej nawet bardzo, bardzo, bardzo,
    /igła,

    OdpowiedzUsuń